Obniżkę składki zdrowotnej dla osób prowadzących działalność gospodarczą należy traktować jako sprawę o istotnym wymiarze finansowym, czy tylko realizację obietnicy wyborczej?

Według mnie to tylko kwestia realizacji obietnic. Wielu z nich nie udało się zrealizować, więc ostatnio ta weszła na sztandary. Czy to najważniejsze dla przedsiębiorców? Coś, co ogranicza im możliwość prowadzenia biznesu? Po usunięciu ewidentnego nadużycia, jakim była składka zdrowotna naliczana od sprzedaży aktywów, teraz to już nie jest dla biznesu pierwszorzędna sprawa.

Choć to kwota rzędu 5 mld zł w skali roku.

I w skali całej gospodarki. Na tym właśnie polega problem. To nie wstrząśnie pozytywnie finansami małych przedsiębiorców. Nie złapią dzięki temu dodatkowego oddechu. Mówię oczywiście w skali makro. Ale też nie wstrząśnie to finansami publicznymi.

Budżet Narodowego Funduszu Zdrowia to grubo ponad 100 mld zł. „Strata” ma być skompensowana przez budżet, dla którego te 5 mld zł to trochę więcej niż 0,5 proc. wydatków.

Stąd pytanie, czy ta awantura była w ogóle potrzebna. Ona uruchomiła niebezpieczne procesy w koalicji rządowej…

Minister zdrowia Izabela Leszczyna zapowiadała, że zagłosuje przeciw obniżce, a ostatecznie ją poparła.

Różne rzeczy padają w trakcie debaty, ale jak przychodzi co do czego, wykonuje się polecenia. Chodziło mi raczej o to, że dyskusja wewnątrz koalicji z bardzo zdecydowanymi głosami Lewicy odbyła się w złej atmosferze. Jest jeszcze jeden element. Z punktu widzenia makro to tylko kwestia realizacji pewnego zobowiązania politycznego. To nie jest szczególnie istotne dla finansów państwa. Wstrzymanie czy odrzucenie projektu też by ich fundamentalnie nie zmieniło. Ale chodzi o sygnał, że są możliwe działania podejmowane w oparciu o zobowiązania polityczne, których skutki dla finansów publicznych są negatywne. A przecież powinniśmy oczekiwać czegoś dokładnie odwrotnego – działań w celu konsolidacji finansów i zmniejszenia deficytu.

Możliwe działania – ma pan na myśli podwojenie kwoty wolnej?

Jest wiele obietnic, które zostały złożone, a które mogłyby mieć już istotny wpływ na sytuację makro. One zostały odłożone ad Calendas Graecas, bo za nimi idzie już zauważalny wymiar finansowy z punktu widzenia państwa.

Wróćmy jeszcze do dyskusji na temat obniżki składki. Lewica argumentowała, że premiowanie jednej grupy jest niezgodne z zasadami sprawiedliwości społecznej.

To jest szerszy problem: jak bardzo zdezorganizowany jest cały system podatkowy i składkowy i jak zróżnicowane jest obciążenie ludzi zatrudnionych w różnych formach. Narracja Lewicy, że to niesprawiedliwe, bo kosztem pracowników zyskują samozatrudnieni, nie uwzględnia całego szeregu okoliczności, które się wiążą z prowadzeniem działalności na własny rachunek. Oprócz „przywilejów” łączy się z tym cały szereg nieprzyjemności: od kwestii urlopów począwszy, aż po ponoszenie różnego rodzaju kosztów. To bardzo skomplikowane zagadnienie. Ja jestem za tym, by system podatkowy i oskładkowania był taki sam dla wszystkich. A dziś porównujemy jabłka z gruszkami. Ale fakt, że ten system został tak ukształtowany, to wynik długiego procesu. Żeby go przerobić, potrzeba by bardzo poważnego wstrząsu.

Kryzysu?

Taka zmiana mogłaby być usprawiedliwiona tylko nadzwyczajnymi warunkami. Albo musiałby to być wieloletni plan realizowany w ramach szerokiego porozumienia politycznego. Coś na kształt niemieckiej reformy rynku pracy. Ale w naszych warunkach to bardzo mało prawdopodobne. ©℗