Gdyby rozbrat UE z USA stał się trwały, a Niemcy i Francja odważyły się sprzeciwić Waszyngtonowi, wówczas Polska może doświadczyć déjà vu. Europejskie mocarstwa lubią mieć nas pod kontrolą, a tę daje się utrzymywać tanim kosztem, gdy ma się na usługach rządzących Rzeczpospolitą polityków.
Ich przeciągnięcie na swoją stronę nie jest zbyt trudne. PO, podczas ośmiu lat rządów Zjednoczonej Prawicy, szukała wsparcia Unii i Berlina. Opiekę otrzymała i udało się jej odsunąć PiS od władzy. Z kolei obecna opozycja nadskakuje Donaldowi Trumpowi, marząc o tym, by przepędził Tuska. Tak jak król Szwecji Karol XII przepędził Niemca Augusta II Mocnego, następnie zaś zadbał o to, żeby szlachta wybrała na nowego monarchę Polaka Stanisława Leszczyńskiego.
Między Wiedniem a Paryżem
W czasach, gdy Rzeczpospolita znajdowała się u szczytu potęgi, Europa żyła wielką rozgrywką, jaką toczyli między sobą kolejni władcy Francji oraz Habsburgowie. Dwie najpotężniejsze monarchie ówczesnego świata przez cały XVI w., a potem kolejne stulecie rywalizowały o dominację. Habsburgowie starali się osaczyć Francję, zdobywając dla członków rodu trony w kolejnych krajach. O włos od ostatecznego triumfu byli, gdy tytuł cesarza zdobył Karol V, skupiając w swoim ręku władzę nad Hiszpanią, Austrią, Czechami, południowymi Włochami i Niderlandami. Jednak Paryż skutecznie się odgryzał, zawierając sojusze z wrogami Habsburgów, w tym nawet z muzułmańską Turcją.
Przez ponad 150 lat trwania tej rozgrywki Rzeczpospolita, dbając o własne interesy, trzymała się z boku. Jednak wraz z wygaśnięciem dynastii Jagiellonów zdecydowano się na wybór króla w drodze wolnej elekcji. To ustrojowe rozwiązanie sprawiło, że europejskie mocarstwa uznały, iż to nie Polacy i Litwini winni wybrać sobie króla, lecz że powinien on zostać im wybrany.
Pierwszy sygnał ostrzegawczy pojawił się już w 1587 r., po śmierci Stefana Batorego. Większość szlachty pod przywództwem kanclerza Jana Zamoyskiego uznała, że wobec zagrożenia stwarzanego przez Rosję najlepszą opcją jest bliski sojusz ze Szwecją. Tym bardziej że tamtejszym następcą tronu był Zygmunt Waza, syn Katarzyny Jagiellonki. Ale wolna elekcja otwierała Habsburgom szansę zdobycia dla siebie dodatkowego atutu w rozgrywce z Francją – jako kandydata do polskiej korony wskazano piątego syna nieżyjącego już cesarza Maksymiliana II i brata cesarza Rudolfa II, arcyksięcia Maksymiliana III. Wysłannikom dynastii udało się pozyskać poparcie nienawidzących Zamoyskiego członków wpływowej rodziny Zborowskich. Próbowano też przekabacić kanclerza. „Posłowie cesarscy i Maxymiliana nastawali ciągle na Zamoyskiego o połączenie się z niemi, a nawet potajemnie i Ferdynand (Habsburg – red.) sam i Maxymilian pisali o tem, świetne czyniąc Zamojskiemu przyrzeczenia” – relacjonował na łamach „Dziejów Polski” Reinhold Heidenstein, były sekretarz kancelarii Batorego i bliski współpracownik Zamoyskiego.
Jednak kanclerz nie zamierzał zostać sojusznikiem Habsburgów. Zatem kilka dni po elekcji, w której zwyciężył Zygmunt Waza, opozycja pod wodzą Zborowskich ogłosiła monarchą Habsburga. Ten natychmiast wyruszył z Wiednia ze swoimi wojskami do Krakowa, żeby koronować się szybciej od Szweda. Jednak stolicy nie zdobył, a 24 stycznia 1588 r. pod Byczyną dopadły go polskie wojska pod wodzą Zamoyskiego.
Kanclerz udowodnił wówczas swoje wybitne zdolności militarne. W niecałe dwie godziny siedmiotysięczny korpus Habsburga został rozgromiony, a on sam trafił do niewoli. Po czym rozpoczęto rokowania między stroną polską a habsburską, w których mediatorem był legat papieski Hipolit Aldobrandini. Przyszły papież Klemens VIII wynegocjował porozumienie, które stało się symbolem chwały kanclerza. W zamian za uwolnienie Maksymilian III zrzekł się roszczeń do polskiej korony, a cesarz Rudolf II zobowiązał się nigdy nie ingerować w sprawy Rzeczpospolitej.
Francuzi nadciągają
Triumf Zamoyskiego miał jednak ten zły skutek, że nikt nie chciał poprawić fatalnych rozwiązań ustrojowych. Na dodatek wolna elekcja straciła na znaczeniu, gdyż naród szlachecki okazywał przywiązanie do Wazów: królewicz Władysław IV bez kłopotu został wybrany na następcę ojca Zygmunta III Wazy. Podobnie rzecz się miała, gdy Władysław IV zmarł i w wolnej elekcji zwyciężył jego młodszy brat Jan Kazimierz. Ale za ich rządów państwo polsko-litewskie toczyło wyniszczające wojny, aż wreszcie doszczętnie zrujnowało je powstanie Chmielnickiego, po nim najazd rosyjski i, najbardziej katastrofalny, potop szwedzki. Wprawdzie Rzeczpospolita ocalała, ale była w zapaści gospodarczej oraz politycznej.
Niestety, Jan Kazimierz nie doczekał się potomka. Co więcej, z powodu oporu, jakim szlachta odpowiedziała na jego próby wzmocnienia władzy królewskiej, zaczął mówić o abdykacji. Jego małżonka, Ludwika Maria, wysunęła wówczas plan elekcji vivente rege, czyli za życia władcy. „Monarchini chciała, by na tronie polskim zasiadł Henryk Juliusz de Burbon, książę d’Enghien, małżonką zaś przyszłego króla miała zostać jej siostrzenica – Anna Henrietta Julia Bawarska” – wyjaśnia w opracowaniu „Francuzi w XVII-wiecznej Rzeczypospolitej” Agnieszka Michalczuk. Ten plan korespondował z zamierzeniami władcy Francji Ludwika XIV. Syn księcia Louisa de Condé, zwanego Kondeuszem Wielkim, zasiadając na tronie Rzecz pospolitej, gwarantowałby jej sojusz z Francją. Oczywiście przeciwko Habsburgom.
Paryż rozwijał wówczas ten rodzaj narzędzia władzy, które umożliwiało prowadzenie skutecznej polityki zagranicznej nie tylko dzięki sile militarnej. Mowa o dyplomacji. „Tworzyli ją: anonimowi szpiedzy, korespondenci, oficjalni dyplomaci, specjaliści w ministerstwie spraw zagranicznych oraz kurierzy pracujący dla Ludwika XIV” – wylicza w opracowaniu „Mroczny świat wywiadu francuskiego w latach siedemdziesiątych XVII wieku” Izabela Karwat. Tymczasem spustoszona Rzeczpospolita właściwie nie miała ani służb dyplomatycznych, ani siatek szpiegowskich. Przebojowi Francuzi wbili się w polską scenę polityczną niczym rozgrzany nóż w masło. Pod patronatem Ludwiki Marii wysłany do Warszawy ambasador Pierre de Bonzi zaczął organizować stronnictwo francuskie. Przekazywane przez niego do Paryża listy rocznych wypłat pokazują, kto się do niego przyłączył oraz za ile. Kanclerz wielki koronny Mikołaj Prażmowski oraz kanclerz wielki litewski Krzysztof Pac otrzymali po 15 tys. franków w złocie, a wojewoda ruski, bohater wojny ze Szwedami, Stefan Czarniecki 12 tys. Mniej istotni politycy i dowódcy, jak młody Jan Sobieski (przyszły król) czy oboźny koronny Andrzej Potocki zainkasowali po 8 tys. franków.
Argumenty finansowe serwowane przez królową i francuskich dyplomatów okazały się bardzo przekonujące. „Hetman polny litewski Wincenty Gosiewski w 1662 r. zmienił dotychczasowe poglądy na sprawę za 18 tys. franków płatnych natychmiast i obietnicę kolejnych 100 tys. po obiorze księcia d’Enghien na króla Polski” – opisuje w monografii „Z badań nad zjawiskiem korupcji w nowożytnej Rzeczpospolitej XVII-XVIII wieku” Jacek Kaniewski. „Dnia 12 czerwca 1662 r. Gosiewski złożył królowej oświadczenie, że będzie wykonawcą interesów Francji i przeprowadzi obiór księcia d’Enghien na króla Polski. Zobowiązanie to miał potwierdzić, składając przysięgę wiernej służby Francji przed Najświętszym Sakramentem (…)” – dodaje Kaniewski.
Pech chciał, że niedługo potem Gosiewski został zamordowany przez zbuntowanych litewskich żołnierzy, bo Rzeczpospolita od lat zalegała im z wypłatą żołdu. Na szczęście dla stronnictwa francuskiego na liście płac znaleźli się obaj kanclerze – koronny i litewski. Ale żadna z tych rzeczy nie uszła uwadze Wiednia.
Habsburgowie czuwają
„Polaryzowały się (w RP – red.) dwa ośrodki współzawodniczące ze sobą: dworski, nazywany później francuskim, dążący do elekcji vivente rege i wprowadzenia na tron kandydata francuskiego, a także pragnący wzmocnienia prerogatyw monarszych, oraz opozycyjny, związany z Habsburgami, mieniący się obrońcami wolności szlacheckich” – opisuje w monografii „Liberum veto. Chluba czy przekleństwo?” Michał Zbigniew Dankowski. „Na czele opozycjonistów stanął najpotężniejszy magnat ostatnich lat – marszałek wielki koronny i hetman polny koronny Jerzy Sebastian Lubomirski” – dodaje.
Ród Lubomirskich od dawna utrzymywał związki z Habsburgami. Od cesarza Rudolfa II otrzymał tytuł hrabiowski, cesarz Ferdynand III w 1647 r. uczynił Stanisława Lubomirskiego księciem. Jerzy Sebastian odziedziczył po ojcu największy majątek magnacki w Małopolsce, tytuł księcia Świętego Cesarstwa Rzymskiego oraz protekcję Wiednia. Swój wielki autorytet wśród szlachty zbudował sobie sam, okazując się znakomitym dowódcą podczas potopu szwedzkiego. Dzięki posiadanym atutom mógł skutecznie blokować działania królowej Ludwiki Marii, Jana Kazimierza i francuskich dyplomatów.
„Co charakterystyczne, im bardziej słabła władza centralna w Rzeczpospolitej (rzeczywiste prerogatywy monarchy w drugiej połowie XVII w. były nieporównywalnie węższe nie tylko od ich odpowiedników w dobie ostatnich Jagiellonów, ale nawet i pierwszych królów elekcyjnych), tym bardziej nasilały się w społeczeństwie szlacheckim obawy wobec zamachu na «złotą wolność»” – wyjaśnia Dankowski. Lubomirski zręcznie korzystał z tego strachu i kolejnej obok wolnej elekcji przypadłości ustrojowej – decyzje na sejmach musiały zapadać jednomyślnie. Przez 150 lat dzięki ucieraniu się stanowisk udawało się osiągać kompromisy. Jednak ten stan rzeczy zakończył się przez wynalazek w postaci liberum veto. Pozwalał on jednemu posłowi zerwać obrady parlamentu. Król Jan Kazimierz próbował ograniczyć możliwość jego stosowania, lecz bezskutecznie. „Masy szlacheckie, ślepe na faktyczną politykę rozdawniczą monarchy, panicznie bały się absolutum dominium, widząc w jednomyślności głosowania jeden z falochronów przeciw wzmocnieniu władzy monarszej” – tłumaczy Dankowski. Dzięki liberum veto książę Jerzy Sebastian Lubomirski i jego stronnicy mogli sparaliżować pracę Sejmu. Obóz francuski bezsilnie się miotał, próbując forsować elekcję vivente rege.
„Ostateczna konfrontacja między królem a opozycją miała dopiero nadejść w latach 1664–1666, kiedy zerwano cztery kolejne sejmy” – podkreśla Dankowski. Najpierw obóz francuski uznał, że Henryk Juliusz de Burbon jest postacią zbyt mało efektowną, Ludwik XIV nakazał więc go wymienić (jako kandydata do korony) na sławnego ojca Kondeusza Wielkiego. Po czym podczas zwołanego Sejmu kanclerz Prażmowski zajął się w kuluarach urabianiem posłów, „zaś ambasador francuski rozdawał pieniądze z funduszu korupcyjnego (miał do dyspozycji 100 tys. liwrów)” – uzupełnia Jacek Kaniewski.
Jednak nie udało się do końca złamać wpływów Lubomirskiego, o czym świadczyło zablokowanie prac parlamentu. Dlatego stronnictwo francuskie postanowiło w majestacie prawa unieszkodliwić głównego wroga. „Pod wpływem królowej dążono, by przeforsować wyrok skazujący dla Lubomirskiego, w sposób analogiczny, jak miało to miejsce w 1652 r. z Hieronimem Radziejowskim” – pisze Dankowski. „13 grudnia (1664 r. – red.) senatorowie w obecności ośmiu deputatów poselskich osądzili Lubomirskiego, uznając go winnym zdrady stanu i skazując «na utratę czci, życia i wszystkich dóbr», mimo że nie udowodniono marszałkowi głównych zarzutów – popierania konfederacji wojskowej i planów detronizacji króla. Prawomocny wyrok, wydany większością głosów (w stosunku 36:24), odczytano 29 grudnia” – uzupełnia Dankowski.
Pora rozliczeń
„Wobec niekorzystnego orzeczenia sądu sejmowego Lubomirski zbiegł na habsburski Śląsk” – opisuje Dankowski. Tam opieką otoczył go cesarz Leopold I, zapewniając nie tylko ochronę, ale też fundusze na zaciąg wojsk. Dorzucili się elektor brandenburski Fryderyk Wilhelm i król Szwecji Karol XI. Dzięki temu hetman mógł przeprowadzić zaciąg i zebrać pod komendą doświadczonych dowódców i weteranów kilku wojen. W maju 1665 r. rozpoczął rokosz w imię obrony złotej wolności narodu szlacheckiego.
Król Jan Kazimierz dysponował większymi siłami, ale do grona wybitnych wodzów się nie zaliczał. „Obie armie – królewska i rokoszan – wyszły w pole i okrążały kraj, nie dążąc do rozstrzygającej bitwy. Wreszcie wojska spotkały się 6 listopada pod Palczynem, gdzie jedynie mediacja biskupów: krakowskiego Andrzeja Trzebickiego i chełmskiego Tomasza Leżeńskiego, doprowadziła do podpisania zawieszenia broni” – opisuje Dankowski. Jednak żadna ze stron nie pragnęła trwałej ugody. Jan Kazimierz rozpaczliwie próbował przeforsować reformy, zwołując kolejny Sejm, lecz opozycji udało się go zerwać. Lubomirski, korzystając ze wsparcia Habsburgów, podczas zimy powiększał swoje siły. Wiosną wojna domowa wybuchła na nowo i w końcu 13 lipca 1666 r. doszło do bitwy pod Mątwami.
Książę dał tam królowi pokaz błyskotliwego dowodzenia, masakrując wojska Jana Kazimierza. Poległo prawie 4 tys. zaprawionych w bojach weteranów wojen ze Szwecją, z Rosją i Kozakami. Pokonany król uciekł z pola bitwy. Jednak rzeź rodaków, w tym mordowanie jeńców, do reszty skompromitowały Lubomirskiego. „Krwawa bitwa otrzeźwiła walczące strony i 31 lipca doszło do pojednania króla z Lubomirskim. Rokoszanin udał się na Śląsk, a Jan II Kazimierz zrzekł się planów elekcji vivente rege. Taki stan ostatecznie pogrzebał próby uzdrowienia niedomagających organów Rzeczpospolitej” – podsumowuje Dankowski.
Niespełna rok później zmarła Ludwika Maria, a także pozostający na wygnaniu książę. Wówczas zgnębiony porażkami Jan Kazimierz spełnił groźbę i abdykował. Najtrwalszy na tym pobojowisku okazał się podział sceny politycznej na stronnictwa francuskie i habsburskie. Oba mocarstwa nie zamierzały bowiem rezygnować z rozgrywki o przejęcie kontroli nad Rzecz pospolitą. „Francja usilnie popierała kandydaturę Wielkiego Kondeusza, podobnie jak niektórzy polscy sojusznicy tego kraju. Jednak wynik elekcji w 1669 roku okazał się nieoczekiwany – królem obrano Michała Korybuta Wiśniowieckiego” – zauważa Kaniewski.
Porażkę poniosło też stronnictwo habsburskie, wspierające kandydaturę Karola Lotaryńskiego. Wszystko dlatego, że wojna domowa radykalnie podsyciła w kraju wrogość szlachty wobec obcych mocarstw. „Po śmierci królowej nienawiść do Francuzów wzrosła jeszcze bardziej. Polacy niezadowoleni byli z tego, że przybyło ich tak wielu” – pisze Agnieszka Michalczuk. „Polaków drażnił fakt zaanektowania przez Francuzów niemal każdej dziedziny życia społecznego kraju, mierziła pewność siebie i buta przybyszów. (…) Znane są przypadki napaści na Francuzów i pobić, można przypomnieć tu przykry incydent, gdy grupa artystów francuskich została podczas spektaklu ostrzelana przez szlachtę z łuków” – dodaje.
Pragnienie zabezpieczenia kraju przed obcymi wpływami sprawiło, iż Sejm w 1669 r. uchwalił konstytucję, która stanowiła, że przy królu wśród dworzan może być tylko sześciu cudzoziemców. Wprowadzono też obowiązek składania przez posłów i senatorów uroczystej przysięgi, iż nie będą pobierać pensji od przedstawicieli zagranicznych władców. Wszystkie te zmiany wymusiła oddolna mobilizacja narodu szlacheckiego. Miał on dość rozgrywki o Rzeczpospolitą, jaką toczył Ludwik XIV z Habsburgami.
Jednak ten opór szybko wygasł. Stronnictwo habsburskie sprytnie wyswatało Wiśniowieckiego z Eleonorą Marią Habsburżanką, córką cesarza Ferdynanda III, bez pytania o zgodę Sejmu. Jednak nie cieszyło się ono zdobytą przewagą zbyt długo, bo młody król okazał się bezradny, jeśli chodzi o sprawowanie władzy. Trwało zatem nadal przeciąganie liny, w trakcie którego dyplomaci i szpiedzy słani z Paryża i Wiednia kupowali poparcie najbardziej wpływowych polskich polityków.
Ostatnim aktem rozgrywki stały się wydarzenia, które zaszły po śmierci kolejnego króla – Jana III Sobieskiego. Stronnictwo francuskie wreszcie triumfowało, bo wolną elekcję wygrał książę Franciszek Ludwik de Bourbon-Conti. Ale nim francuskie okręty wojenne dowiozły zwycięzcę do portu w Oliwie, protegowany cesarza Leopolda I elektor saski Fryderyk August wkroczył do Krakowa. Następnie przez wybitą w ścianie skarbca dziurę ukradziono dla niego insygnia koronne. Dzięki temu uzurpator 15 września 1697 r. koronował się na króla Polski Augusta II Mocnego.
Po czym zawarł katastrofalny dla Rzeczpospolitej sojusz z carem Rosji Piotrem I, wplątując Polskę w wojnę ze Szwecją. Od tego momentu polską sceną polityczną usiłowali zawiadywać już nie tylko Francuzi i Habsburgowie, ale też Szwedzi, Prusacy i Rosjanie. Wreszcie porządek w tym chaosie na jakiś czas zaprowadziła caryca Katarzyna II, mianując królem Rzeczpospolitej byłego kochanka, starostę przemyskiego Stanisława Antoniego Poniatowskiego. Dała w ten sposób jasno do zrozumienia politykom w Rzeczpospolitej, u kogo warto zabiegać o protekcję. ©Ⓟ