Najpierw zarząd, a później Rada Krajowa Nowej Lewicy jednogłośnie zdecydowały wczoraj, że to Magdalena Biejat, wicemarszałkini Senatu, będzie w maju walczyć w imieniu tej formacji o Pałac Prezydencki. Na konwencji kandydatka zainaugurowała swoją kampanię. – Wybory prezydenckie będą między innymi o tym, jakie wartości kandydaci będą reprezentowali. Kandydatka Lewicy te wartości ma w sercu wykute swoją działalnością społeczną, aktywnością i zaangażowaniem. Ma je wykute dziesiątkami godzin spędzonych na protestach w interesach zwykłego człowieka – podkreślał wicepremier Krzysztof Gawkowski. Mówił, że wybierzemy czy głową państwa będzie „chłopak z siłowni, czy „chłopak z pałacu”. - Ja wierzę głęboko, że będzie to dziewczyna z sąsiedztwa – dodał.

– Nie interesuje mnie polityka dla polityki, ani władza dla władzy. Chcę by głosem tych, którzy zostali zapomniani. Tarczą dla tych, którzy zostali skrzywdzeni. Chcę Polski, która wspiera, nie osądza; chcę Polski, która podaję rękę, a nie odwraca się plecami. To moje zobowiązanie wobec was – prezydentura, która nie boi się wyzwań, ale zawsze stawia na człowieka – podkreślała kandydatka.

Duży nacisk położyła na typowo lewicowe wartości, takie jak społeczna gospodarka rynkowa, opiekuńcze i sprawne państwo, sprawiedliwość na rynku pracy, walka ze zmianami klimatycznymi czy proeuropejskość. – Nie musimy wybierać między ochroną klimatu, a rozwojem Polski. Możemy postawić na sprawną i sprawiedliwą transformację energetyczną, na tanią, czystą zieloną energię i sieć polskich elektrowni atomowych – przekonywała Biejat. – Nie musimy wybierać między rozwojem gospodarczym, a prawami pracowniczymi. Nie jesteśmy już państwem na dorobku – podkreślała.

Obiecała, że jeśli zostanie prezydentką, ostatecznie rozwiąże problem mieszkalnictwa w Polsce i będzie dążyć do wprowadzenia maksymalnych marż kredytów hipotecznych. Magdalena Biejat to na razie jedyna kobieta w prezydenckiej stawce kandydatów. – Płeć to było jedno z wielu kryteriów, które braliśmy pod uwagę – tłumaczył nam wczoraj w kuluarach konwencji wiceszef NL Krzysztof Śmiszek. Podkreślał przy tym doświadczenie polityczne i życiowe Biejat. – Dziś jest wicemarszałkinią Senatu, wcześniej była aktywną posłanką. Ma także doświadczenie życiowe: jest matką, żoną, zna realia codziennego życia i problemy, z jakimi borykają się polskie rodziny – dodał europoseł.

Sztabem wyborczym kandydatki pokieruje senatorka Anna Górska, która podobnie jak Magdalena Biejat w październiku opuściła partię Razem i postanowiała kontynuować współpracę z NL. W styczniu kandydatka ruszy w Polskę.

W kuluarach konwencji można było usłyszeć, że kłopotem w kampanii, tak lewicy, jak i całej Koalicji 15 października, może być minister nauki Dariusz Wieczorek, który w ostatnich tygodniach zaliczył sporo wpadek. Portal „Wirtualna Polska” opisał m.in. jak Wieczorek ujawnił dane sygnalistki, która informowała go o nieprawidłowościach, do których miało dochodzić na Uniwersytecie Szczecińskim, narażając ją na szykany ze strony uczelni.

– Zdajemy sobie sprawę, że to pewnie nie koniec publikacji na temat Wieczorka. Na razie szef (Włodzimierz Czarzasty – przyp. red.) jest w szpitalu. Jak wyjdzie, będziemy się zastanawiać, co dalej – powiedziała nam jedna z czołowych polityczek Nowej Lewicy.

W sobotę Rada Naczelna PSL udzieliła poparcia Szymonowi Hołowni. To bezprecedensowa decyzja, bo do tej pory ludowcy w każdych wyborach wystawiali własnego kandydata. Lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz podkreślał, że Polska potrzebuje prezydenta, który zjednoczy kraj i wskazywał na potrzebę zwiększenia pozycji swego ugrupowania w rządzie. – Do tego musimy mieć dobry wynik w wyborach prezydenckich. To jest ten pragmatyzm, który zawsze ludowcom towarzyszył – powalczyć o coś więcej niż zawsze, nie tylko o honor, ale o zwycięstwo – przekonywał.

Marszałek Szymon Hołownia zgłosił m.in. postulat ogłaszania raz w roku przez Senat, z inicjatywy prezydenta, referendum w „ważnych dla Polaków sprawach”. – W ten sposób zrealizujemy kolejną ważną potrzebę społeczną – uczestniczenia w demokracji częściej niż raz na cztery lata – przekonywał Hołownia. ©℗