Problemy trawienne, ryzyko nadwagi czy zaburzenia odżywiania – oto przykłady skutków jedzenia w pośpiechu. Tymczasem w polskich szkołach wielu uczniów je w biegu. Powód? W większości placówek przerwy obiadowe trwają 15–20 minut. W tym czasie dzieci muszą się spakować, umyć ręce, dotrzeć do stołówki i ustawić w kolejce po posiłek. – To naprawdę zbyt krótko, żeby dziecko spokojnie zjadło – mówi DGP Anna, mama ucznia szkoły podstawowej z Łodzi.
Psychodietetyk i psychoterapeuta Kamila Demczuk wylicza konsekwencje spożywania posiłków pod presją czasu. – Dzieci jedzą w pośpiechu, co ma negatywny wpływ na ich zdrowie – powoduje problemy z trawieniem i kształtowanie niezdrowych nawyków żywieniowych. Dodatkowo niespożywanie w spokoju ciepłego, pełnowartościowego posiłku może powodować brak koncentracji na lekcjach i obniżenie nastroju, co negatywnie wpływa na wyniki w nauce – mówi. I zastrzega, że przerwa obiadowa powinna być dłuższa, by dzieci mogły spokojnie zjeść, odpocząć i z energią wrócić na zajęcia.
– Głosy postulujące wydłużenie przerw obiadowych w szkołach do nas docierają, ale problem wymaga spokojnej analizy. Kluczowe jest uwzględnienie specyfiki każdej placówki – w mniejszych szkołach to nie stanowi wyzwania, ale w większych, gdzie funkcjonują nawet dwie lub więcej zmian, może to być trudne logistycznie – mówi DGP Urszula Woźniak, wiceprezes ZNP.
Dzieci nie zjadają całych obiadów
Z raportu na temat stanu stołówek opracowanego przez Bank Żywności w 2018 r. wynika, że ok. 35 proc. dzieci, które jedzą posiłki w szkołach podstawowych, nie zjada ich do końca. Przyczyny? Zbyt krótki czas na spożycie obiadu.
Długość przerw międzylekcyjnych wyznacza dyrektor po zasięgnięciu opinii rady rodziców i samorządu uczniowskiego. Mateusz Muszyński, prezes Stowarzyszenia Umarłych Statutów, wskazuje, że przepisy w tym zakresie są zbyt ogólne. – Nie ma jasno określonego minimalnego czasu przerw obiadowych, co prowadzi do sytuacji, gdzie w niektórych szkołach przerwy trwają nawet 10 minut – zdecydowanie za krótko, by uczniowie mogli spokojnie zjeść – mówi.
Podobną opinię ma Danuta Kozakiewicz, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie. – Sytuacja w wielu placówkach w zakresie organizacji przerw obiadowych wciąż pozostawia wiele do życzenia. Problem szczególnie nasilił się w okresie podwójnych roczników, gdy w szkołach pracujących na dwie zmiany stołówki działały w tempie fabrycznym – szybko pobierz, szybko zjedz, bez czasu na kulturę jedzenia czy spokojne spożycie posiłku – wskazuje. Jednocześnie podkreśla, że dzieci w starszych klasach, często obciążone 33–37 godzinami zajęć tygodniowo, nie chcą znaczącego wydłużania przerw, bo oznacza to dłuższy pobyt w szkole.
Problem dostrzega MEN
– Postulat dłuższych przerw obiadowych pojawia się od lat. Szczególnie w dużych szkołach obecne 15–20 minut często nie wystarcza na spokojne spożycie posiłku, co prowadzi do wzrostu stresu wśród uczniów i marnowania jedzenia. W niektórych placówkach już wprowadzono dłuższe przerwy, co korzystnie wpływa na zdrowie, kulturę jedzenia i budowanie relacji społecznych podczas wspólnych posiłków – mówi DGP wiceminister Paulina Piechna-Więckiewicz.
Jakie działania w tym zakresie podejmuje MEN? – W tym tygodniu prosimy dyrektorów szkół o informację na temat długości przerw w kierowanych przez nich placówkach, planujemy również szerokie konsultacje z różnymi organami, m.in. zespołem ds. organizacji pozarządowych, dyrektorami szkół oraz radami rodziców. Zbyt krótkie przerwy są również tematem dyskusji młodzieży w ramach np. parlamentów młodych. Chcemy zebrać informacje o obecnych praktykach, aby lepiej zrozumieć sytuację w różnych placówkach i wspierać wprowadzanie zmian korzystnych dla uczniów – zaznacza.
– Rekomendacje zostaną opracowane po rozmowach z zainteresowanymi stronami, uwzględniając szerszy kontekst. Chcemy traktować szkolne posiłki jako element promowania zdrowia, kultury niemarnowania żywności i odpowiedzialności ekologicznej. To także istotna część wychowawczej roli szkoły, która przygotowuje uczniów do świadomego życia jako dorosłych – dodaje. ©℗