Zaskoczony Kongres może zablokować nominacje Trumpa na prokuratora generalnego oraz dyrektorkę Wywiadu Narodowego.

Pierwsze wybory Donalda Trumpa do jego administracji nie wzbudziły większych kontrowersji. Wśród nich należy wymienić Susan Wiles, przyszłą szefową personelu Białego Domu, która ma opinię osoby wyważonej i rozsądnej. A także Mike’a Waltza (przyszłego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego) oraz Marca Rubio (przyszłego sekretarza stanu), urzędników doświadczonych i obeznanych z Waszyngtonem. Taki był początek nominacji, bo kolejne decyzje personalne prezydenta elekta wzbudziły już niepokój. Na tyle duży, że niektórzy jego kandydaci mogą mieć problem, by zostać zatwierdzonym przez republikański Kongres.

Na pierwszy plan wysuwa się tu nominat wyborczego zwycięzcy na prokuratora generalnego, którym jest kongresmen z Florydy Matt Gaetz. Od samych początków 42-latka na Kapitolu w 2017 r. to jeden z najbardziej zagorzałych obrońców Trumpa w parlamencie, słynący z ostrego języka (mówił np., że kobiety uczestniczące w protestach aborcyjnych są brzydkie). Ogłoszenie nominacji przypadło w trakcie prowadzonego w jego sprawie śledztwa komisji etyki Izby Reprezentantów (w centrum znajdowały się zarzuty o relacje seksualne z nieletnią oraz zażywanie narkotyków). Reputacja Gaetza na Kapitolu jest fatalna, republikanie pod nazwiskiem oraz anonimowo mówią w mediach, że nie ma możliwości, by kiedykolwiek na niego zagłosowali.

Kolejnym kontrowersyjnym wyborem Trumpa jest Tulsi Gabbard, która ma zostać dyrektorem wywiadu narodowego (DNI), czyli obejmie najwyższe stanowisko w amerykańskich strukturach wywiadowczych. Biuro DNI odpowiada m.in. za przedstawiane codziennie prezydentowi briefingi. Gabbard, miłośniczka surfingu, szerokiego prawa do posiadania broni oraz medytacji, to kongresmenka z Hawajów. W 2020 r. nieskutecznie ubiegała się o nominację prezydencką z ramienia demokratów, a jednym z głównych punktów jej kampanii była krytyka „niekończących się wojen”. Cztery lata temu w wyborach poparła Joego Bidena, ale w 2020 r. zmieniła przynależność partyjną i została republikanką.

Gabbard przez lata była polityczną outsiderką, krytykującą establishment (twierdziła, że Waszyngtonem „rządzi rynek zbrojeniowy”). W 2017 r. dwukrotnie spotykała się z prezydentem Syrii Baszarem al-Asadem, wyrażała sceptycyzm wobec oskarżeń, że to on stoi za atakiem z użyciem broni chemicznej w miejscowości Chan Szajchun. W kontekście wojny w Ukrainie mówiła, że celem administracji Bidena jest „zwiększenie konfrontacji, konfliktu” oraz „prowadzenie gorącej wojny zastępczej przeciwko Rosji, przy użyciu Ukraińców jako mięsa armatniego”. Sugerowała, że błędem było rozszerzenie NATO w latach 90. ubiegłego wieku.

Gaetz i Gabbard to dwie najbardziej kontrowersyjne nominacje Trumpa, choć mocnych głosów sprzeciwu nie brakuje też w przypadku Roberta F. Kennedy’ego Jr., przeciwnika szczepionek, który ma stanąć na czele departamentu zdrowia. A także przyszłego szefa Pentagonu Pete’a Hegsetha, dziennikarza Fox News, bez żadnego poważniejszego doświadczenia urzędniczego. Głównym kryterium wyboru współpracowników przez Trumpa jest lojalność, gotowość do bronienia go, także przy jego bezzasadnych twierdzeniach, że wybory w 2020 r. zostały sfałszowane. W przypadku polityki zagranicznej na drugi plan schodzą poglądy dotyczące Europy czy Ukrainy. Nowych członków gabinetu będzie łączyć natomiast zdecydowane podejście antychińskie oraz wręcz bezkrytyczne podejście do Izraela.

– Ważne jest, by unikać paniki i zaprzeczania. Istnieje niebezpieczeństwo, że niektóre państwa najbardziej zaniepokojone swoim bezpieczeństwem wpadną w panikę i będą się spieszyć do Waszyngtonu, aby próbować zawierać specjalne, dwustronne porozumienia. Drugim zagrożeniem jest to, że Trump nie zostanie potraktowany poważnie i Europa nie przygotuje się na nowy świat. Europejczycy muszą zachować spokój i wykorzystać najbliższe tygodnie, by uzgodnić wspólne interesy w zakresie bezpieczeństwa, Ukrainy i handlu oraz opracować sposoby ich obrony – z USA, kiedy to możliwe, lub samodzielnie, jeśli będzie to konieczne. Europa musi się nauczyć bronić siebie z mniejszym wsparciem Ameryki – przekonuje w komunikacie dla DGP Mark Leonard, dyrektor European Council on Foreign Relations. ©℗