Rzadziej są wymieniani prezes Instytutu Pamięci Narodowej Karol Nawrocki i szef klubu Prawa i Sprawiedliwości Mariusz Błaszczak.
Czarnek, choć publicznie deklaruje, że startować nie ma ochoty, wczoraj rozpoczął objazd po kraju. Wieczorem miał zaplanowane spotkanie z sympatykami w Bielsku-Białej, w kolejnych dniach ma pojechać do Pabianic i Włocławka.
– To nie jest kwestia chcenia. Jeśli będzie wynikało z tych badań, które się kończą, że mam kandydować, bo mam największe szanse, to na pewno będę kandydował – zadeklarował Czarnek wczoraj rano w RMF FM. Przyznał zarazem, że o ile nie miałby w wyborach kłopotu z pozyskaniem elektoratu PiS i – szerzej – prawicowego, o tyle niekoniecznie mogliby chcieć go poprzeć wyborcy centrowi, niezdecydowani.
Jak czytać taką deklarację? – Przemek jest mądrym człowiekiem, dlatego nie deklaruje niczego wprost, ale skoro mówi, że byłby gotów do startu, to znaczy, że chce i że mu zależy – tłumaczy nam jeden z jego partyjnych stronników.
Nasi rozmówcy z PiS, bardziej niż wewnętrznymi badaniami, które mają pokazać szanse wyborcze potencjalnych kandydatów PiS, żyli wczoraj kończącym się prezydenckim głosowaniem w USA. Niektórzy z nich przewidywali nawet, iż rezultat amerykańskiej elekcji będzie miał wpływ na to, kogo ostatecznie wystawi Koalicja Obywatelska. – Od tych wyborów zależy wszystko – podkreślał wczoraj jeden z posłów PiS. Jego zdaniem w razie zwycięstwa Donalda Trumpa w Polsce do wyścigu wyborczego stanie ostatecznie premier Donald Tusk. – Będzie tłumaczył, że tego wymaga sytuacja geopolityczna i dlatego to on musi startować – dodał inny z polityków partii Jarosława Kaczyńskiego.
Obaj nasi rozmówcy nie kryli przy tym, że jest im bliska opcja, w której o schedę po Andrzeju Dudzie powalczy Przemysław Czarnek. – Znam go od lat, to sensowny człowiek. Zupełnie inny, niż wynika to z jego wizerunku publicznego. Nie jest radykałem, to trochę gęba, którą przyprawiły mu media – zapewnia jeden z nich. – Albo Nawrocki, albo Czarnek. Powinniśmy postawić na kogoś z pokolenia 40-latków, kogoś młodszego niż Trzaskowski – wskazywał drugi z polityków.
Scenariusz, w którym ani prezydent stolicy, ani szef dyplomacji Radosław Sikorski nie będzie kandydatem KO na prezydenta, wykluczył jakiś czas temu sam szef rządu. Jak słyszymy od rozmówców z koalicji, wybory prezydenckie w USA niczego tu nie zmienią. KO ma swojego kandydata zaprezentować 7 grudnia. Wszystko wskazuje na to, że będzie nim Trzaskowski.
W miarę przedłużania się procesu wyłaniania kandydata PiS pojawiają się coraz to nowsze spekulacje dotyczące tego, na kogo ostatecznie postawią władze głównej partii opozycyjnej. Kilka dni temu w dyskusji znów, po kilku miesiącach, pojawiło się nazwisko związanego z PiS prezydenta Stalowej Woli Lucjusza Nadbereżnego. Wczoraj, za sprawą dość enigmatycznego nagrania, powróciły pytania o możliwy start byłej premier Beaty Szydło. „Wszyscy zadają sobie pytania: Donald Trump czy Kamala Harris? Czy kobieta może zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych? Czy kobieta może zostać prezydentem Rzeczpospolitej Polskiej? Zobaczymy” – taką krótką odezwę do swoich sympatyków na platformie X zamieściła wczoraj była premier.
Spekulacje co do Szydło i Nadbereżnego uciął na wczorajszej konferencji prasowej prezes PiS. – Ja, wydaje mi się, znam tych kandydatów, którzy są w tej chwili rozpatrywani. To są te nazwiska, które padają w tej chwili w mediach, więc ja bym nie rozszerzał już tego zbioru z tego względu, że po prostu musimy podjąć decyzję. Jeżeli będziemy ciągle badać nowe osoby, to decyzja będzie się bardzo odwlekała w czasie – powiedział Kaczyński.
Dodał, że sprawa kandydata zostanie „niedługo rozstrzygnięta”. – Może nie tak jutro, ale to naprawdę będzie już stosunkowo niewiele dni – zaznaczył. ©℗