Z najnowszego badania „Barometr postaw. wobec krzywdzenia dzieci w Polsce 2024” przeprowadzonego przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę i Ipsos Polska wynika, że 36 proc. Polaków wciąż dopuszcza stosowanie kar fizycznych wobec dzieci. To dla pani zaskakujące dane?

Nie. I powinniśmy mieć świadomość, że rzeczywista liczba zwolenników takich metod prawdopodobnie jest wyższa. Wielu respondentów może czuć się skrępowanych przyznawaniem się do poglądów, które obecnie są publicznie krytykowane, nawet w anonimowych badaniach.

Dlaczego wciąż uważa się, że kary fizyczne są w porządku?

Żyjemy w kulturze, która akceptuje przemoc i posługuje się nią. Przyswajamy przemocowe wzorce zachowań już od najmłodszych lat. Nie mówię o skrajnych przypadkach, jak przemoc wobec niemowląt, które wydają się niepojęte, lecz o codziennych sytuacjach. Na przykład podczas organizowania dnia małemu dziecku często brakuje szacunku dla niego jako osoby, która zasługuje na godność od momentu narodzin. Dorośli rzadko myślą o tym, by poczekać, aż dziecko skończy czynność, którą wykonuje, lub by zapytać: „Czy możemy teraz…?”. Zamiast tego traktują dziecko jak przedmiot, nie zwracając uwagi na jego potrzeby. Chociaż nie są to drastyczne formy przemocy, są powszechne i bardzo głęboko zakorzenione.

Z czego to wynika?

Większość dzisiejszych rodziców, a jeszcze bardziej dziadków, wychowywano z użyciem przemocy, często zarówno ze strony rodziców, jak i wychowawców instytucjonalnych. Mamy naturalną skłonność do idealizowania przeszłości, więc nawet jeśli doświadczyliśmy bicia, klapsów czy policzkowania, usprawiedliwiamy takie zachowania, twierdząc, że były one uzasadnione. Słyszymy od osób publicznych, że byli bici przez rodziców i są za to wdzięczni, bo ukształtowało to ich charakter. Nawet jeśli wzruszamy ramionami na takie słowa, ich powtarzalność w przestrzeni publicznej sprawia, że przemoc w wychowaniu staje się łatwiejsza do zaakceptowania.

Ponadto wciąż wielu ludzi uważa, że nie powinniśmy ingerować w sprawy rodziny, bo rodzice mają prawo wychowywać dzieci według własnych zasad.

Czy na przekonanie o skuteczności stosowania kar fizycznych może wpłynąć zmiana pokoleniowa?

Myślę, że tak. I jest tu nuta optymizmu – z pokolenia na pokolenie postawy wobec stosowania kar fizycznych zmieniają się w pożądanym kierunku.

A jaki wpływ mają kary fizyczne na rozwój dziecka?

Współcześnie mamy wyniki solidnych, niepodważalnych badań naukowych, które dowodzą destrukcyjnego wpływu przemocy – nie tylko fizycznej, lecz także werbalnej – na układ nerwowy. Pod wpływem sytuacji przemocowych dochodzi do intensywnego wydzielania hormonów stresu, przede wszystkim kortyzolu, który działa na układ nerwowy jak rozpuszczalnik niszczący komórki nerwowe. Badania nad PTSD, początkowo przeprowadzane na weteranach wojennych, wykazały, że podobne zmiany występują u bitych kobiet i dzieci wychowywanych w przemocowych warunkach. Obserwujemy zanik substancji szarej, tej najcenniejszej warstwy kory mózgowej, co zostało jednoznacznie potwierdzone przez neurobiologów. A mimo to ktoś nadal twierdzi, że „kochający rodzic nie szczędzi razów” – ciśnienie mi rośnie, gdy słyszę tego typu słowa.

Wspomniała pani o przemocy werbalnej – 80 proc. ankietowanych wskazało, że dopuszcza stosowanie wobec dzieci krzyku jako metody dyscyplinującej. Dlaczego krzyk jest powszechnie akceptowany?

Kiedy pod wpływem różnych kampanii i wypowiedzi autorytetów dochodzimy do wniosku, że nie wolno bić dzieci, pozostaje kwestia, jak rodzice sobie z tym radzą. Często wprowadzają pośrednie przekonanie, że „bicie – nie, ale klapsy to już coś innego”. W ten sposób uzasadniają ich stosowanie, twierdząc, że nie są one przemocą, a jedynie „inną formą” dyscyplinowania. Podobnie podniesienie głosu na dziecko uważane jest za nieszkodliwe – przecież nie zostawia śladów ani siniaków, a dziecko często wtedy zatrzymuje się i słucha.

Ludzie stosują te metody, ponieważ często nie radzą sobie z własnymi emocjami. A gdy po wrzasku lub wymierzeniu dziecku klapsa rodzic odczuwa spokój, przemoc zaczyna pełnić funkcję regulacji emocjonalnej. Nagle staje się to działaniem nagradzającym – po krzyku lub uderzeniu napięcie spada, co daje rodzicowi ulgę. Przemoc staje się więc sposobem radzenia sobie z własnymi silnymi emocjami, choć nie ma nic wspólnego z rzeczywistym oddziaływaniem wychowawczym.

W rozmowie z DGP na temat stref wolnych od dzieci podkreśliła pani, że poziom dyscypliny wśród najmłodszych spada. Czy krzyk nie jest przez niektórych uznawany za jedną z ostatnich metod, która pozostaje rodzicom?

Może tak być. Bo co innego, jeśli zarówno bicie, jak i klapsy oraz straszenie dzieci są zabronione? Często rodzice sięgają więc po podniesienie głosu. Ale, niestety, ich działania bywają niespójne – przez długi czas ignorują irytujące, niewłaściwe zachowania dziecka, a w końcu, po przekroczeniu pewnego progu wytrzymałości, reagują gwałtownie. Z perspektywy dziecka sytuacja jest niezrozumiała: zachowania, które wcześniej nie wywoływały żadnej reakcji, nagle spotykają się z intensywnym sprzeciwem rodzica. Taka niekonsekwencja podważa skuteczność tego podejścia. ©℗

Rozmawiała Karina Strzelińska