538 tys. zł – taką kwotę Państwowa Komisja Wyborcza zakwestionowała w sprawozdaniu finansowym PiS na podstawie dokumentów z NASK. Co było podstawą tych wyliczeń?

Najpierw kilka słów kontekstu. NASK dostał w maju 2022 r. z Ministerstwa Cyfryzacji, a właściwie z KPRM, bo MC zostało reaktywowane rok później, prawie 19 mln zł dotacji do wykorzystania do końca 2023 r. Miały być one przeznaczone głównie na monitorowanie przez dział przeciwdziałania dezinformacji treści dezinformujących i fake newsów w mediach społecznościowych. Tu przypomnę: na zlecenie KPRM i Centrum Informacyjnego Rządu ówczesny DPD monitorował tematy związane z działalnością rządu, a także z Prawem i Sprawiedliwością, w tym – w okresie przed wyborami – wiarygodność tej partii. I tego dotyczyły wątpliwości Państwowej Komisji Wyborczej. Przygotowując informację dla PKW, wyłuskaliśmy osoby bezpośrednio zaangażowane w monitoring internetu, część kosztu narzędzi, które do tego służyły, część etatów kadry zarządzającej oraz kosztów pośrednich. Na podstawie tych danych wyliczyliśmy, ile działalność DPD kosztowała między 10 sierpnia a 15 października, bo o to pytała PKW.

W piśmie przyznaje pan jednak, że nie jest w stanie wyliczyć kosztu wytworzenia jednego raportu z monitoringu. A przecież te dotyczące PiS były ułamkiem całości działalności DPD.

A kwota, którą zakwestionowała PKW, była ułamkiem dotacji, którą DPD dostał na monitorowanie social mediów. Nie z każdego zgłoszenia przesyłanego przez KPRM do DPD powstawał raport, bo czasem frazy, które mieli monitorować analitycy, w rezultacie nie przynosiły żadnych informacji. Ale aby się o tym przekonać, badacze musieli wykonać konkretną pracę. Trzeba też brać pod uwagę czas związany z gotowością ludzi, którzy czekali na zadania zlecone z kancelarii premiera. Gdyby ktoś chciał zamówić taką usługę na rynku komercyjnym, nikt by nie rozliczał tego na zasadzie: 15 minut pracy i 2 proc. wartości narzędzia.

OKO.press nazwało narzędzia wykorzystywane przez NASK „Systemem Śledzenia Opozycji”. Czy pana zdaniem faktycznie zostały do tego wymyślone?

Był to mechanizm zaprojektowany do ciągłego monitorowania społecznych reakcji na polityczne zdarzenia dookoła rządu PiS. Wykorzystano go też w kampanii wyborczej. Uważam, że nie było to dobre narzędzie.

Po zmianie rządu CIR nadal z niego korzystał. I monitorował informacje np. o exposé Donalda Tuska czy strajkach w domu studenckim Jowita.

To jeszcze nie dowodzi, że rozwiązanie było dobre, tylko że w administracji jest pewna inercja. Narzędzie zostało wyłączone w lutym, tak szybko, jak tylko się dało.

Co zmieniło się w DPD od tego czasu?

Zgodnie z obietnicą premiera Krzysztofa Gawkowskiego i moją, zostawiamy dużą autonomię Magdalenie Wilczyńskiej, która została szefową Pionu Ochrony Informacyjnej Cyberprzestrzeni w NASK i odpowiada m.in. za zespół analizujący dezinformację. Zespół DPD ma się koncentrować na procesach i szerokich narracjach, zaczynamy także monitorować dezinformację rosyjską i chińską wraz ze sposobami, w jakie się rozchodzi. Unikamy angażowania się w bieżącą walkę polityczną.

A pismo, które przesłał pan do PKW, to nie bieżąca walka polityczna?

Komisja zwróciła się do instytutu NASK z prośbą o wycenę pracy jednego z zespołów. Nie uważam odpowiedzi na pismo urzędowe za walkę polityczną.

Czy były polityczne naciski, by wycenił pan pracę DPD maksymalnie wysoko?

Nie, nie było. Jeszcze raz podkreślę, w tym piśmie NASK przedstawił jedynie stan faktyczny.

Obejmując stanowisko dyrektora w lutym, zapowiadał pan audyt sytuacji w NASK. Jakie są wyniki?

Audyt nadal trwa, prowadzi go Krajowa Administracja Skarbowa. Postępowanie miało się zakończyć we wrześniu, ale ostatnio zostało przedłużone do końca roku. Za lata 2020–2023 kontrolerzy mają do przeanalizowania 70 tys. dokumentów księgowych. Obecnie finalizujemy układanie procesów wewnętrznych, które wymagają uporządkowania po ostatnich latach zaniedbań.

To znaczy?

Podam przykład: elektroniczny system obiegu dokumentów EZD RP, którego utrzymanie zostało zlecone NASK przez resort cyfryzacji, to krwiobieg administracji. Jest wdrożony w kilku tysiącach urzędów, ale właściwie powinien być wyłączony, ponieważ od kwietnia 2023 r. nie było zapewnione jego finansowanie. Takie finansowanie nie istniało także w 2024 r. Za 2023 r. NASK dołożył do tego z własnych środków ponad 9 mln zł.

W końcu udało się wyasygnować te pieniądze z budżetu MC. Wdrożenie systemu klasy EZD w jednostkach samorządu terytorialnego zostało także wpisane do rewizji KPO. Jeśli te pieniądze zostaną uruchomione, to łącznie ze środkami z FERC finansowanie EZD RP będzie zapewnione na kolejne cztery–pięć lat, a łączna kwota to około 400 mln zł. Przykładów jest więcej.

Czy NASK będzie się składał na Fundusz AI? Premier Gawkowski zapowiedział, że utworzy go kilka instytucji.

Na razie nie zapadły takie decyzje. Oczywiście, ponieważ NASK jest nadzorowany przez ministra cyfryzacji, to on ostatecznie będzie dysponował środkami zgromadzonymi przez instytut. W przeszłości zastosowano już taki mechanizm w przypadku Funduszu Cyberbezpieczeństwa, ale to nie tajemnica, że nie byłem fanem tego rozwiązania. Pieniądze na cyberbezpieczeństwo powinny zostać zaplanowane w budżetach poszczególnych instytucji, a tu przeznaczono 80 mln zł z budżetu NASK, by później część tych pieniędzy trafiła w formie dodatków z powrotem do pracowników instytutu. Absurd.

A czy NASK nadal będzie częścią konsorcjum PLLuM, które rozwija polski model językowy? W czasie posiedzenia komisji cyfryzacji wyrażał pan wobec niego sceptycyzm.

Mój sceptycyzm dotyczył nie samego faktu, czy Polska potrzebuje własnego modelu, ale tego, że poprzedni minister cyfryzacji wymieniał go jako wielką inwestycję w AI, podczas gdy mówimy łącznie o 14 mln zł na rok dla sześciu instytucji tworzących konsorcjum. To jest naprawdę niewielki projekt w skali wyzwania, jakim jest budowa polskiego modelu AI.

Będzie pan doradzał MC, żeby go utrzymać?

Uważam, że minister cyfryzacji nie powinien być jedynym podmiotem, który go finansuje.

A kto jeszcze?

Minister rozwoju, minister nauki, minister obrony narodowej. Budowanie wielkich modeli językowych leży w interesie tych wszystkich ministerstw. Powinniśmy to potraktować jako oś rozwojową państwa. Gdyby inne ministerstwa wykładały pieniądze na rozwój AI, czułyby się też współodpowiedzialne za te projekty i ich efekty.

To jakie kwoty powinna wykładać administracja?

Jako naukowiec powiem, że można wydać dowolną kwotę. A realnie? Powinniśmy inwestować sto kilkadziesiąt milionów złotych rocznie i za te pieniądze m.in. finansować badania i stawiać infrastrukturę niezbędną do obliczeń.

Czy w celu rozbudowy modeli językowych będzie można skorzystać z Krajowego Centrum Przetwarzania Danych, które buduje NASK?

To zależy od dalszych planów ministra cyfryzacji. Ustawa o Krajowym Centrum Przetwarzania Danych zakłada po prostu postawienie budynku – murów z klimatyzacją, przyłączami energetycznymi i ze światłowodowymi. Sposób eksploatacji tego nowoczesnego data center dopiero trzeba będzie opisać. Ustawa, która to zrobi, powinna być gotowa w 2025 r.

Czyli obecny plan budowy obiektu za 800 mln zł nie zakłada wyposażenia data center w komputery?

To będzie miejsce, do którego administracja może przenieść swoje serwery, ale konkretny sposób, jak to ma być zorganizowane i rozliczane, należy dopiero opisać. Trzeba pamiętać, że w tej chwili administracja korzysta z dziesiątek serwerowni, z których wiele ma dość wątpliwą jakość i poziom bezpieczeństwa.

A co stanie się dalej z infolinią 116 123, którą prowadzi NASK? Także miał pan tu zastrzeżenia.

Ten projekt znalazł się w NASK, bo to jedna z niewielu instytucji, o których było wiadomo, że go szybko i skutecznie zrealizuje. Jest potrzebny, ważny społecznie, co mnie cieszy. Pomagamy dziesiątkom tysięcy ludzi rocznie. Nie uważam jednak tej sytuacji za optymalną na dłuższą metę. Są w Polsce instytucje, które mają dużo większe kompetencje w obszarze zdrowia psychicznego, a NASK mógłby tu pełnić funkcję partnera technologicznego. Rozmawiamy o przeniesieniu projektu m.in. z Ministerstwem Zdrowia, ale tutaj problem stanowi to, że usługi medyczne muszą mieć zidentyfikowanego odbiorcę, a nasza infolinia pomocowa jest anonimowa.

Ale to nie usługa medyczna.

Dyskusje o definicji są często kluczowe, bo wskazują, z jakich środków zgodnie z prawem można zrealizować dane zadanie. Na razie mamy dotację z MC na prowadzenie tej infolinii do połowy 2025 r. To ok. 8 mln zł. Nie możemy i nie planujemy jej wyłączyć.

Natomiast chętnie bym przekazał ten projekt instytucji, która specjalizuje się w udzielaniu pomocy psychologicznej. Staram się teraz tak układać działalność NASK, by skoncentrować ją na tych kilku obszarach, w których jako instytucja mamy największe kompetencje. W NASK Science np. mieliśmy projekty z zupełnie niezwiązanych z nami dziedzin, jak fizyka teoretyczna. Oczywiście świetnych, ale ja nawet publikacji, które są ich efektem, nie mogę zaraportować.

Czyli na czym będziecie się skupiać?

Budujemy Centrum Cyberbezpieczeństwa NASK kosztujące 310 mln zł. Będą tam laboratoria, zaplanowaliśmy całą serię szkoleń z dziedziny cyberbezpieczeństwa. Mamy też taki cel, by domena .pl była jedną z najbezpieczniejszych na świecie.

Co pan ma na myśli?

To dość niszowy temat, ale z punktu widzenia wizerunku Polski na arenie międzynarodowej bardzo ważny. Kiedy przyszedłem do NASK, polska domena (strony WWW, które w adresie mają .pl – red.) była jedną z gorszych, jeśli chodzi o liczbę zakładanych w niej oszukańczych stron. Dzisiaj jesteśmy jednym z liderów bezpieczeństwa w tym zakresie, a czas reakcji na zdjęcie szkodliwej domeny spadł z kilku dni do godzin. To dopiero pierwszy krok. Chciałbym, by w perspektywie najbliższych lat domena .pl stanowiła gwarancję, że pod takim adresem znajduje się bezpieczna strona internetowa. ©℗

Rozmawiała Anna Wittenberg