DGP dotarł do całości skargi, którą komitet PiS wniósł do Sądu Najwyższego. W 39-stronicowym dokumencie pełnomocnik finansowy zarzuca PKW m.in. naruszenie zasad prawidłowego postępowania „polegające na braku określenia w zaskarżonej uchwale, na podstawie jakich dowodów i ustaleń PKW uznała działania osób trzecich” za m.in. „akty agitacji wyborczej, świadczenia uświadomione, tolerowane i zaakceptowane przez komitet wyborczy”, a także naruszenie przepisów prawa polegających na uznaniu, że „przyjęcie korzyści majątkowej przez komitet wyborczy odbywa się nie tylko w drodze złożenia oświadczenia woli pełnomocnika – wyraźnego bądź konkludentnego (…) – ale także w sytuacji wiedzy o takowym oraz braku reakcji”.
Zarzuty dla PiS
Na poniedziałkowej konferencji prasowej, na której prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński informował o złożeniu skargi, mówił on, że zarzuty, które kierowano względem jego ugrupowania, można byłoby „równie dobrze postawić także innym partiom”. Mowa o uchwale PKW z 29 sierpnia 2024 r., na mocy której odrzucono sprawozdanie finansowe komitetu PiS z wyborów parlamentarnych z 2023 r. Na dziewięciu członków PKW za odrzuceniem głosowało pięciu, trzech było przeciw, jeden wstrzymał się od głosu. Jak wynika z przyjętego dokumentu, komitet PiS miał naruszyć przepisy kodeksu wyborczego dotyczące przyjmowania niedozwolonych korzyści majątkowych o charakterze niepieniężnym i przekroczenia limitów wydatków na kampanię wyborczą. Chodzi m.in. o działalność Krzysztofa Szczuckiego w Rządowym Centrum Legislacji, analizy przeprowadzane przez NASK czy spot ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry promujący zmiany w kodeksie karnym. Na mocy uchwały ugrupowanie może stracić łącznie ok. 47 mln zł, w tym 10,8 mln zł z należnej dotacji, kolejne 10,8 mln zł rokrocznie z należnej subwencji w kolejnych trzech latach, a także 3,6 mln zł jako równowartość świadczeń niepieniężnych, które komitet miał otrzymać nielegalnie.
– Skarga PiS jest odzwierciedleniem dyskusji, które toczyły się wokół postępowania przed PKW. Sprowadza się do oceny, czy PKW przy obecnych przepisach może uznać, że mogło dojść do naruszenia przepisów o finansowaniu kampanii bez aktywnego udziału komitetu wyborczego czy jego pełnomocnika – tłumaczy w rozmowie z DGP Krzysztof Izdebski, prawnik z Fundacji im. Stefana Batorego. I jak dodaje, mimo precedensowej decyzji PKW w dalszym ciągu w sprawie pozostają wątpliwości. – Z jednej strony wydaje się, że PKW bardzo ograniczyła się w ocenie, które materiały wyborcze zostały uznane za podstawy do odrzucenia sprawozdania, jednak z drugiej samo uzasadnienie uchwały PKW jest dość lakoniczne, szczególnie jak na tak precedensową sprawę – wskazuje Izdebski.
PKW wykroczyła poza kompetencje?
Zdaniem Zbigniewa Boguckiego, członka sejmowej komisji sprawiedliwości z PiS, PKW w swojej uchwale wykroczyła poza swoje kompetencje. – Nie mam wątpliwości, że uwzględniając przepisy prawa i ich interpretację stosowaną przez PKW przez ostatnie 20 lat, a także dotychczasowe orzecznictwo Sądu Najwyższego, podjęto bezprawną decyzję wobec sprawozdania finansowego naszego komitetu. Powód jest prosty: PKW nie jest uzbrojona w instrumenty śledcze i nie ma żadnych podstaw prawnych do tego, aby wychodzić poza badanie sprawozdania i analizować działania innych podmiotów, których komitet wyborczy nie podejmował. To nie należy do zadań PKW, tylko innych organów, np. prokuratury i sądów. Takie same wnioski płyną z analizy Krajowego Biura Wyborczego, którą niestety część członków PKW zignorowała – podkreśla parlamentarzysta.
Nieco inaczej na sprawę patrzy jednak dr Anna Frydrych-Depka z Centrum Studiów Wyborczych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, członkini zarządu Fundacji Odpowiedzialna Polityka. – Czytając tę skargę, odnoszę wrażenie, że pełnomocnika finansowego próbuje się nieco oderwać od działań komitetu wyborczego, a komitet od działań całego ugrupowania, a przecież to ściśle powiązane ze sobą ciała, co wynika z art. 86 kodeksu wyborczego. Na tej podstawie buduje się przekonanie, że jeśli pełnomocnik nie wie o jakimś działaniu, to ani komitet, ani partia nie może za to odpowiadać. Jest to ułomne logicznie – w końcu to partia zawiązuje ten komitet i powinna ponosić odpowiedzialność za działania swoich kandydatów – tłumaczy ekspertka od prawa wyborczego.
Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (IKNiSP) w Sądzie Najwyższym na rozpatrzenie skargi ma 60 dni. Jak podkreślają w rozmowie z DGP eksperci, samo wydanie orzeczenia nie musi jednak oznaczać końca konfliktu politycznego w tej sprawie – głównie za sprawą statusu prawnego IKNiSP. W grudniu 2023 r. Trybunał Sprawiedliwości UE orzekł, że izba ta nie jest organem mającym status niezawisłego i bezstronnego sądu.
W opinii dr Anny Frydrych-Depki, „jeśli SN uzna skargę za zasadną, to PKW zobowiązane jest przyjąć sprawozdanie komitetu, a minister finansów wypłacić należną dotację i subwencję”. – Tak stanowi prawo. Gdyby się tak nie wydarzyło, szef MF zignorowałby nie tylko Sąd Najwyższy, lecz także PKW, co doprowadziłoby do dalszego pogłębiania się chaosu. Rozumiem wątpliwości związane z powołaniem tej izby, ale gdyby uznać, że decyzji SN nie ma, bo wydała ją nie ta izba, komitet PiS zostałby pozbawiony prawa do odwołania się od decyzji PKW. A takie prawo jest immanentną cechą naszego porządku prawnego – zaznacza ekspertka z UMK.
– W normalnych okolicznościach liczyłbym, że dogłębnie całą sprawę zbada niezależny sąd. Jednak IKNiSP nie jest niezależnym sądem. Niezależnie od wydanej decyzji, będzie ona kwestionowana przez wszystkich zainteresowanych. PKW traci tym samym możliwość rzetelnego potwierdzenia swoich racji, PiS szansę na polemikę z decyzją PKW, a obywatele poczucie, że zasoby publiczne i uczciwość kampanii wyborczej są należycie chronione – konkluduje Izdebski. ©℗