Zatopienie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika było połowiczne. Po kieszonkowej rewolucji pod komendą policji na tzw. Grenadzie i symbolicznej odsiadce w Radomiu – choć zgon głodowy majaczył już rzekomo na horyzoncie – obaj wyszli na wolność, zachowując swoją wagę. Z Marcinem Romanowskim wszystko już było dopięte na ostatni guzik. Był sygnalista, były dowody, dokonano spektakularnej realizacji z udziałem funkcjonariuszy i funkcjonariuszek ABW w pełnym rynsztunku. Nie pominięto nawet rozebrania podejrzanego do gaci. Zapomniano jednak o formalnym szczególe w postaci immunitetu Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, który skompromitował cały show. Trzecim podejściem jest Michał Kuczmierowski – spadek po wojnie Kamińskiego z Mateuszem Morawieckim. Bo przecież całe dossier na byłego szefa RARS zebrało CBA pod rządami duetu Kamiński–Wąsik na polecenie jakobinów. I jak przystało na policyjną służbę specjalną, przypomniała sobie ona o wszystkim, gdy ekipa PiS stawała się czasem przeszłym, a wiatr zmian podpowiadał pułkownikom, że premierem będzie Donald Tusk.
Podsumowując: po ponad pół roku rządów nowej koalicji udało się jedynie nadgryźć frakcję jakobinów (Kamiński–Wąsik) i podtopić ziobrystów (sprawa Romanowskiego). Trzecie środowisko (Mateusza Morawieckiego i Michała Dworczyka) ma zostać w końcu zatopione.
Zarzuty pod adresem Kuczmierowskiego i kontrahentów są rzeczywiście mocne. W skrócie: dostawy strategicznych materiałów dla państwa mieli realizować zaprzyjaźnieni z szefem RARS przedsiębiorcy. Przede wszystkim właściciel marki Red is Bad Paweł Szopa, który najpewniej zna się na każdym biznesie. Schemat miał być bajecznie prosty. Tanio kupić, drogo sprzedać. Jak na rządzonej przez Wiktora Janukowycza Ukrainie, gdzie firma X związana z rodziną prezydenta kupowała np. węgiel w kopalni na Donbasie – załóżmy – po cenie 100 dol/t,, a odsprzedawała państwu za tysiąc. Albo wydawnictwo związane z kancelarią prezydenta wydawało biografię profesora (jak pisał o sobie Janukowycz) i następnie wszystkie urzędy w państwie od Stryja na zachodzie kraju po Jenakijewe na wschodzie musiały je nabyć po ustalonej cenie. W przypadku Kuczmierowskiego marżę miały generować generatory prądu lub flagi do KPRM. Kupione taniej. Sprzedane drożej. Istotę zarzutów opisał Onet. Jeśli potwierdzi się choć jedna dziesiąta z nich, środowisko harcerzy w poprzednim rządzie będzie można uznać za drobnych cwaniaczków i złodziei, którzy niczym nie różnią się od janukowyczowskiej młodzieży.
Dane nie przemawiają na korzyść podejrzanego. Po pierwsze, jest za granicą, co sugeruje, że nie ma woli do konfrontacji z wymiarem sprawiedliwości. Po drugie, materiał dowodowy oparty na zeznaniach współpracujących z prokuraturą urzędników RARS wydaje się być logiczny. Po trzecie, biznes wokół Kuczmierowskiego poza zapewnieniem, że jest niewinny i że 24/7 myślał tylko o państwie, a nie o zysku – nie przedstawił wiarygodnych kontrargumentów. Po czwarte, nikt z PiS – poza patronem frakcji Mateuszem Morawieckim – nie kwapi się z obroną kolegów.
Jednakże, tak samo oczywista była sprawa Zbigniewa Farmusa, doradcy Romualda Szeremietewa w MON w 2001 r. Miał brać łapówki od koncernów zbrojeniowych i zapoznawać się z dokumentami opatrzonymi klauzulą. Wszystko w jego historii było logiczne i wiarygodne. Historia nie potwierdziła się jednak na sali sądowej. I nie zmieniła tego spektakularna akcja UOP na pokładzie promu Rogalin płynącego z Farmusem do Szwecji, którą zrelacjonowała przypadkiem telewizja publiczna. Uwolnienie z zarzutów łapownictwa zajęło wiele miesięcy. Oczyszczenie z zarzutów naruszenia tajemnicy państwowej zajęło 16 lat. Z czego 2,5 roku Farmus przesiedział w areszcie. Do dziś pozostał „kasjerem z Ministerstwa Obrony”. Choć z perspektywy czasu widać wyraźnie, że materiały zebrane na niego przez WSI na polecenie Bronisława Komorowskiego były więcej niż słabe. Sąd musiał go ze wszystkiego oczyścić. Ani Szeremietiew, ani Farmus w polityce jednak już nie zaistnieli.
Ta historia uczy dziennikarskiej pokory. Tym bardziej że za Kuczmierowskim przemawia jednak pewien dorobek. Oprócz respiratorów i generatorów był jedynym w kraju, który po 24 lutego 2022 r. potrafił „zoperacjonalizować” dostawy broni na Ukrainę. Wiosną 2022 r. osobiście prowadził samochody RARS-u wiozące na Charkowszczyznę RPG do – wchodzącego dziś w struktury HUR – oddziału Stugna. To również Kuczmierowski zbudował rzeszowski hub, przez który trafiają dostawy na Ukrainę. To również on kupował od wojska tzw. żaby, którymi wożono miny przeciwpancerne nad Dniepr. I to on siedział w wieży Leoparda 2, z którego były minister obrony Ukrainy Ołeksji Reznikow pytał po polsku: „Przepraszam, którędy na Moskwę?”. Kuczmierowskiego doceniał szef HUR Kyryło Budanow, odznaczając go osobiście. Doceniali szefowie służb USA i Wielkiej Brytanii.
Ani medal od Budanowa, ani osobiste wożenie broni na Charkowszczyznę oczywiście nie wykluczają złodziejstwa. Człowiek spokojnie pomieści więcej niż jedną naturę. Myślę, że pomieści nawet wiele. Z ostateczną oceną warto jednak się wstrzymać. Dziś Kuczmierowskiego będzie broniła najwyżej prawicowa prasa, a ma on przeciwko sobie aparat państwowy. Tak jak kiedyś przeciw sobie cały aparat państwowy miał Roman Giertych czy Donald Tusk. To cena za pisowski styl robienia polityki, który nie znał granic w niszczeniu ludzi. Pytanie o to, czy Kuczmierowski był „kasjerem harcerzy”, czy nie, pozostaje jednak otwarte. ©℗