Bartłomiej Ciążyński, były wiceprezydent Wrocławia, polityk Lewicy i wiceminister sprawiedliwości podczas rodzinnej wycieczki korzystał ze służbowego auta i karty paliwowej. Polityk zatrudniony jest w państwowym Polskim Ośrodku Rozwoju Technologii, który wchodzi w skład ogólnopolskiej Sieci Badawczej Łukasiewicz.

Wycieczka za pieniądze podatników

Jak donosi WP, w PORT Ciążyński nie pracował długo – wiceministrem sprawiedliwości został 5 lipca, a 13 lipca pojechał na urlop, a w tym czasie nie wykonał już żadnej pracy dla ośrodka.

W rozmowie z dziennikarzami przekonywał, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem i nie ma sobie nic do zarzucenia. Mówił, że mógł korzystać ze służbowej skody superb na wakacjach w dowolny sposób. Ciążyński twierdził, że sam zapłacił za tankowanie samochodu i może przedstawić potwierdzenie z banku.

– Tego nie pamiętam, muszę to zweryfikować. Miałem auto służbowe jako pracownik PORT-u Łukasiewicz, które jest do użytku nie tylko w dojeździe do pracy i z powrotem i z niego skorzystałem. Natomiast zatankowałem je, wyjeżdżając na urlop, oczywiście własnymi środkami – mówił Ciążyński.

Wiceminister przyłapany

Do sprawy odniósł się sam zainteresowany publicznie podczas konferencji z szefem partii.

Ciążyński przyznał, że nie miał świadomości i wiedzy, że tak nie może zrobić.

– To błąd, za który muszę ponieść odpowiedzialność. Środki, które spożytkowałem tankując, zwróciłem. Z głębi serca, bardzo szczerze przepraszam za zaistniałą sytuację. Jest mi przykro, że tak się stało – powiedział dziennikarzom . Uzupełnił, że w związku z tą sytuacją rezygnuje z funkcji wiceministra sprawiedliwości.

– Błędy się zdarzają, ale trzeba za nie płacić. Dotyczy to w szczególności łudzi władzy. Wiceminister z całą pewnością wie, co powinien zrobić – napisał Donald Tusk w serwisie X. A następnie napisał: "Dymisja przyjęta".