Plany nakreślone przez Ursulę von der Leyen podczas jej wystąpienia przed Parlamentem Europejskim to pana zdaniem właściwa odpowiedź na najbliższe wyzwania dla Europy?

Są one na pewno zgodne z oczekiwaniami i priorytetami, które przedstawił Donald Tusk. Jeśli chodzi np. o kwestie bezpieczeństwa - w tym wzmocnienie ochrony granicy wschodniej, Tarcza Wschód i współfinansowanie tej infrastruktury, potrojenie liczebności Frontexu - to jest dobry kierunek, ale niewystarczający. Musimy znacznie zwiększyć nakłady budżetowe na bezpieczeństwo, a rynek zbrojeniowy powinien być rynkiem wspólnym i to znalazło się w priorytetach Ursuli von der Leyen. Powinna przy tym powstać też nowa komisja w Parlamencie Europejskim, nad czym pracujemy bardzo mocno.

Jeśli chodzi o pozostałe obszary, to na pewno podkreślamy konieczność racjonalizacji różnych reform, potrzebę wsłuchiwania się np. w głos rolników czy ochronę europejskiego rynku i bezpieczeństwa żywnościowego. To wszystko znalazło się w wystąpieniu przewodniczącej KE, a jeśli dodamy też kwestie obrony podstawowych praw, wolności, demokracji i praworządności, to myślę, że było to wystąpienie zgodne z oczekiwaniami większości.

Jaka rola przypadnie Polsce w tym nowym rozdaniu?

Rola wiodąca, co widać po tym, że tematy, które podnosiliśmy jako ważne dla Polski i związane z oczekiwaniami wyborców, są wymieniane wśród priorytetów. To wynika także z bardzo silnej pozycji Polski w Radzie Europejskiej.Dzisiaj, jako EPP, mamy zupełnie inną większość niż 5 lat temu. To jest też decydujące. Mamy 13 rządów pochodzących z naszej rodziny politycznej.W pierwszej piątce jest nasz premier Tusk, ale widać, że w kolejnych dwóch dużych krajach, czyli w Hiszpanii, czy w Niemczech, te rządy socjalistów raczej mają problemy. A to oznacza też zmiany na poziomie europejskim. W Parlamencie Europejskim też mamy zupełnie inną konfigurację i myślę, że to centrum i siła przeniesie się w stronę EPP, bo to EPP może generować i budować wsparcie zarówno z lewej, jak i prawej stroni. Dzisiaj zarówno Zieloni, jak i część EKR-u głosują razem z nami, co ciężko byłoby sobie wcześniej wyobrazić.

Skoro mówi pan, że pozycja Polski w UE jest silna jak nigdy, to czy uda się przedłużyć czas na wykorzystanie środków z KPO? Jako polska delegacja frakcji EPP rozmawialiście o tym z przewodniczącą von der Leyen?

Rozmawialiśmy, ale nie toczą się jeszcze żadne konkretne rozmowy na ten temat. Nie mam poczucia, czy to akurat jest najważniejszy aspekt KPO. To, że straciliśmy dwa lata, to jest nasz problem i dziś musimy te środki wydawać szybciej i sprawniej, by nadrobić stracony czas.

Oczywiście można też dążyć do tego, żeby tę datę przedłużyć. Myślę, że to będzie kwestią również debat w najbliższym czasie. Taka możliwość istnieje. Ja chciałbym, żeby środki tego typu, podobne mechanizmy były częściej używane przez Wspólnotę, bo one dobrze służą społeczeństwu.

A o jakie portfolio walczymy? Jaka teka byłaby z perspektywy rządu najbardziej interesująca?

Interesują nas kwestie bezpieczeństwa, ale z drugiej strony to sprawy gospodarcze decydują o możliwości rozwoju, więc na pewno będziemy chcieli doprowadzić do sytuacji, w której Polska posiada odpowiedniego komisarza w Komisji i odpowiednie komisje w Parlamencie Europejskim i to jest element naszej strategii. Co do nazwiska, to wszystko wydarzy się na jesieni i wtedy będzie też ustalone portfolio. Mówimy raczej o początku września.

A jak oceniacie nową funkcję komisarza ds. obrony – są zarzuty, że będzie to po prostu atrapa, symboliczna rola bez wpływu na bezpieczeństwo ze względu na niewielki budżet?

To będzie bardzo silny komisarz z poważnymi narzędziami, które powinny stworzyć wspólny rynek zbrojeniowy. Mówimy z jednej strony o działaniach legislacyjnych, z drugiej o specjalnym funduszu zamówień, a jego skala będzie zależeć od skuteczności negocjacyjnych i przyszłych ram budżetowych. Na razie można podpierać się coroczną nowelizacją budżetu, co będziemy czynić przez najbliższe dwa lata. Natomiast strategiczna decyzja to zupełnie inny poziom funkcjonowania tego rynku za kilka lat. Pomoc dla Ukrainy musi być szybsza i większa, ale muszą być też odpowiednie nakłady na obronność w państwach członkowskich, co zawarliśmy w pierwszej w tej kadencji rezolucji, którą napisaliśmy jako polska delegacja. Byłem pierwszym mówcą tej debaty, współautorem tej rezolucji i to właśnie nazywamy sprawczością w UE.

Takiej sprawczości nie miałby minister Sikorski, który był przymierzany właśnie do tej teki?

Minister Sikorski jest najsilniejszym ministrem spraw zagranicznych w Europie i szkoda by było, żeby odchodził z tak ważnej funkcji.

Podobno sam nie jest zainteresowany tą teką?

­Nie wiem, czy nie jest zainteresowany, natomiast nie ma na razie żadnych decyzji. Osobiście jako obywatel wolałbym, żeby taka osoba pozostała na swoim stanowisku, ponieważ wypełnia swoją rolę bardzo dobrze.

W PE mamy już rozstrzygnięcia, przynajmniej kierunkowe, dotyczące podziału komisji – jest pan zadowolony jako szef polskiej delegacji w EPP z tego, co przypadło waszym europosłom?

Dziewięć osób z naszej delegacji będzie zasiadało w prezydium komisji, dwóch będzie przewodniczyło komisjom, oprócz tego mamy wiceprzewodniczącą PE z bardzo dobrym wynikiem uzyskanym w głosowaniu, dwóch koordynatorów w kolejnych dwóch komisjach. Możemy powiedzieć, że kilkanaście osób już dziś ma pewne funkcje i jako delegacja będziemy widoczni. Nigdy nie mieliśmy tak silnej reprezentacji w tak wielu komisjach.

Niedługo te komisje zaczną prace m.in. nad zapowiadanymi projektami przez Ursulę von der Leyen, a wśród nich jest m.in. fundusz konkurencyjności – kiedy mógłby on realnie zacząć funkcjonować?

To powinno nastąpić w ciągu najbliższych kilku miesięcy. To nie jest kwestia dni, choćby dlatego, że proces konstytuowania się KE, jej tworzenia, a wreszcie początek pracy, to jest okres kilkumiesięczny. W praktyce KE zacznie pracę od początku przyszłego roku, czyli dokładnie wtedy, kiedy zacznie się także polska prezydencja.

W poprzedniej kadencji Komisja Europejska zaczęła wycofywać z niektórych punktów Zielonego Ładu. Czy to jest kierunek, który powinien być kontynuowany?

Uważam, że powinniśmy dokonać pewnej rewizji założeń Zielonego Ładu. To się już działo pod koniec poprzedniej kadencji KE, zarówno na poziomie poszczególnych komisji, jak i samej KE. Jesteśmy dziś, jeśli chodzi o Europę, w innym momencie niż wtedy, gdy powstawały zapisy Zielonego Ładu. Pamiętajmy, że to kilkadziesiąt różnych rozwiązań prawnych - bo to nie jest jeden pakiet, czy jeden dokument, który szeroko określamy Zielonym Ładem - które dotyczą bardzo wielu sfer, bardzo wielu dziedzin życia, nie tylko rolnictwa. One były formowane 5-10 lat temu jako propozycje, kiedy powstawała strategia Timmermansa (Frans, komisarz UE 2014-2019, wiceprzewodniczący KE 2019-2023 – przyp. aut.), którego też już w ciałach UE nie ma i były tworzone w zupełnie innej konfiguracji.

Możemy więc powiedzieć, że przyjęcie tych pierwotnych założeń, to był błąd?

To były zbyt optymistyczne założenia, które nie miały również wsparcia finansowego. To jest istotne. Myślę, że te propozycje muszą ulec zmianie, bo i realia się zmieniły – niedotrzymywane są ani terminy, ani procenty realizacji celów, które w tamtych założeniach zostały zapisane. Raczej nie mam wątpliwości dziś, że ich realizacja jest niemożliwa. Potrzebne są więc reformy - mądre, akceptowalne społeczne. Nikt nie chce ponosić kosztów, których nie akceptuje i które nie wynikają z jego decyzji. Trzeba stawać po stronie tych, którzy te koszty ponoszą, bo inaczej obywatele Europy się zbuntują, co już widzieliśmy w UE w tym roku.

Skoro mówi pan o zbuntowanych – czy strategia objęcia kordonem sanitarnym skrajnych populistów i wykluczenie ich z grona decyzyjnego w PE nie przełoży się później na wyniki wyborcze w poszczególnych krajach jak choćby w USA?

Nie nazywałbym tego kordonem sanitarnym, nazywałbym to po prostu logiką i racjonalną, demokratyczną procedurą. Wybory są demokratyczne we wszystkich państwach członkowskich, więc członkiem PE może stać się także osoba, która mówi publicznie, że PE czy całą Wspólnotę należy rozwiązać. Natomiast nie ma powodu, a wręcz byłoby to sprzeczne z jakąkolwiek logiką, żeby taka osoba odpowiadała za wspólną politykę unijną czy za instytucję unijną. Dla takich osób nie powinno być miejsca w ciałach zarządzających. Jestem gotów rozmawiać ze wszystkimi, bo jak się rozmawia, to przynajmniej można się przekonywać do swoich argumentów, natomiast to musi być dialog, a nie krzyk czy happeningi, bo takie zachowania nie wróżą nic dobrego, są tylko folklorem.

W kwestii radykalizacji społeczeństwa, to być może działa pewien mechanizm dezinformacji - w sieci łatwo napisać, że ktoś tu kogoś represjonuje i spycha na margines. Natomiast w tym znienawidzonym przez nich Parlamencie oni się mają całkiem dobrze, mają wysokie pensje i dobre warunki pracy. Jeżeli tak bardzo jest im tu źle i czują się tak bardzo pokrzywdzeni, to może by opuścili to miejsce…?

Rozmawiali Mateusz Roszak, Nikodem Chinowski