Nawet 250 polskich żołnierzy może już w najbliższych dniach znaleźć się w samym centrum krwawej wojny. Stacjonując na pograniczu Libanu i Izraela nasze „błękitne hełmy” znajdą się w bardzo trudnej sytuacji. O tym, co zrobią, gdy wokół zaczną spadać izraelskie bomby i czy coś im grozi mówi Gazecie Prawnej generał Roman Polko, weteran zagranicznych misji i były dowódca jednostki GROM.
Gdy cały świat z zapartym tchem spogląda na skrawek Bliskiego Wschodu, gdzie szykuje się kolejna krwawa wojna, w samym jej centrum stacjonują Polacy. To członkowie międzynarodowej, pokojowej misji ONZ.
Polscy żołnierze w środku wojny. Czy wrócą do kraju?
Władze Izraela nie pozostawiają wątpliwości, że nie zamierzają dłużej tolerować, powtarzających się ataków rakietowych Hezbollahu na ich miasta i wioski, które ta organizacja terrorystyczna przeprowadza z terenu Libanu. Premier Izraela wprost zapowiedział, że z chwilą zakończenia „intensywnej fazy” operacji w Strefie Gazy, wojska zostaną przerzucone na granicę z Libanem, by raz na zawsze skończyć z atakami proirańskiego ugrupowania.
I choć świat, z USA na czele stara się powstrzymać Izrael przed wkroczeniem do Libanu, niewiele wskazuje na to, by premier Netanjahu zastosował się do tych próśb, co niejednokrotnie udowodnił podczas walk w Strefie Gazy. Wkraczając zaś do Libanu, armia Izraela natknie się na wojska pokojowe ONZ, które w rejonie tym stacjonują nieprzerwanie od 1973 roku. Od 2019 znów jest wśród nich Polski Kontyngent Wojskowy, liczący do 250 żołnierzy, a od marca 2024 r. służą tam żołnierze z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej. O to, jakie plany względem polskich żołnierzy, którzy znaleźć mogą się na pierwszej linii frontu, pilnując tzw. „blue line” zapytaliśmy w MON, jednak do chwili publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Nieco więcej światła na to, co może stać się z naszymi żołnierzami, rzuca generał Roman Polko, który na własne oczy widział, jak działa misja ONZ w Libanie.
- Jak będzie wojna, to będą uciekać dzień przed wojną. A dlatego, że działania Narodów Zjednoczonych w Libanie pokazuje, że jak robi się gorąco, to ONZ ucieka – mówi Gazecie Prawnej generał Roman Polko.
Absurdy w Libanie. „Nie wolno im było nosić broni”
Obserwując kiedyś działania wojsk ONZ w Libanie generał Polko spotkał się z czymś, czego wcześniej nie widział nawet podczas służby dla ONZ w targanej wojną byłej Jugosławii.
- Cały czas pamiętam taką absurdalną sytuację, gdy byłem w Libanie i zobaczyłem, że żołnierze patrolują okoliczne rejony bez broni. Zapytałem się, dlaczego chodzą bez broni, to dowiedziałem się, że broń jest niemile widziana przez okoliczną ludność. Naprawdę dochodzi tam do absurdu, ONZ działa w sposób wybitnie asekuracyjny – wspomina wojskowy.
Misja wojskowa ONZ w Libanie przez wielu specjalistów od lat już określana jest mianem najgorzej zorganizowanej tego typu ekspedycji, jaką kiedykolwiek wysłały Narody Zjednoczone. Jednym z głównych jej efektów jest bowiem dbanie o bezpieczeństwo własnych żołnierzy, a niekoniecznie o ryzykowanie i próbę zaprowadzenia prawdziwego pokoju. Historia podobnych konfliktów pokazuje jednak, że wojska ONZ mogą być skuteczne, ale nie zawsze dobrze się to dla nich kończy.
- Różnie to bywało. Ja mam doświadczenia z dawnej Jugosławii i jednak wtedy ta błękitna flaga robiła wrażenie. Żadna ze stron nie chciała być posądzana o to, że strzelała do ONZ. Zdarzyło mi się też w Jugosławii, że wtedy, kiedy dwie strony strzelały do siebie, myśmy w trakcie wymiany ognia wjechali między nich i oni przestali strzelać. Ale było też w Jugosławii tak, że Serbowie łapali żołnierzy ONZ i przywiązywali do strategicznych obiektów jako zakładników, ale w Libanie tego nie zakładam – mówi generał Polko.
Wojska ONZ zapewnią pokój. Jest deklaracja sekretarza ONZ
Organizacja Narodów Zjednoczonych na razie apeluje do zwaśnionych stron o powstrzymanie się od eskalowania konfliktu. Sekretarz generalny ONZ, Antonio Guterres zapewnił, że „obecni w południowym Libanie żołnierze sił pokojowych ONZ starają się uspokoić sytuację i zapobiegać nieporozumieniom”.
- Jeden nieprzemyślany ruch, jedna błędna kalkulacja mogą spowodować wręcz niewyobrażalną katastrofę – ostrzega sekretarz generalny ONZ.
W ocenie generała Polko, obecne na miejscu międzynarodowe wojsko jako priorytet powinno potraktować ochronę ludności cywilnej, gdyż w takim celu zostało tam wysłane.
- Jeżeli ONZ już wysyła siły wojskowe, to one powinny działać. Jeżeli to ma być organizacja, do której międzynarodowa społeczność ma mieć zaufanie, to ona nie może patrzeć bezczynnie na to, jak są mordowani cywile – mówi wojskowy.