Dzierżawa jest lepszą formą udostępniania rolnikom państwowych gruntów z zasobów KOWR niż sprzedaż. - mówi Henryk Smolarz, dyrektor generalny Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa.
W pełni solidaryzuję się z rolnikami i ich postulatami. Pozytywna rzecz z tych protestów jest taka, że rolnicy zwrócili uwagę społeczeństwa na absurdalne, zbyt wygórowane wymogi środowiskowe, jakie mają dotknąć nie tylko rolnictwo, lecz także europejskie gospodarki. Przez lata Komisja Europejska ingerowała i nadawała kierunek rozwoju rolnictwa w Unii, lecz działo się to na zasadach dobrowolności – kto chciał mieć wyższe dopłaty, ten akceptował i realizował warunki danego programu. Problemem Zielonego Ładu było zastosowanie wobec rolników metody kija, a nie marchewki. W konsekwencji rolnicy wzięli ten kij w ręce i ruszyli z nim na Brukselę.
Polityka rolna UE musi się dostosować do potrzeb rolników, a nie na odwrót. Brukseli potrzebna jest refleksja. Czekamy na nowego komisarza ds. rolnictwa, ponieważ propozycje komisarza Wojciechowskiego skończyły się buntem. Bezkrytyczne i bezrefleksyjne wpisywanie działań siłowych do Zielonego Ładu sprawiło, że ten program jest oceniany przez europejską wieś bardzo negatywnie. Trzeba go zbudować od nowa.
Pytanie jest łatwe, ale odpowiedź – złożona. Ten handel jest trochę dobry, a trochę zły. Mądra polityka rządu powinna być jednak taka, aby korzyści dla Polski były z tej wymiany jak największe.
Jestem za swobodnym handlem z Ukrainą, natomiast działania administracji muszą zapewnić bezpieczeństwo polskich konsumentów i transparentne zasady wwozu ukraińskich produktów do Polski. Protesty wybuchły, gdy okazało się, że do naszego kraju w ogromnych ilościach wpływa tzw. zboże techniczne – wyimaginowana kategoria zboża, o jakiej wcześniej nikt nie słyszał. Działania służb kontrolnych były pozorowane, w efekcie nikt nie miał wiedzy o tym, co i w jakich ilościach wjeżdża do Polski. To było sedno sprawy. Jeśli będziemy mieli pewność, że nie trafią do nas zarobaczone mrożonki, spleśniałe zboże czy plastik w malinach, to odzyskamy kontrolę. Tym bardziej że obecnie gros ukraińskiego eksportu idzie już przez Morze Czarne i Rumunię. Jako państwo mamy więc możliwości, by chronić nasz rynek, a jednocześnie nie narażać się na retorsje ze strony Kijowa i wspierać eksport naszych produktów do Ukrainy.
Chcemy utrzymać dotychczasową dynamikę wzrostu, co będzie trudne, ale realistyczne. W 2023 r. wartość eksportu polskich produktów rolnych wzrosła o ponad 8 proc. i osiągnęła 51,8 mld euro. To świetny wynik, jeśli wziąć pod uwagę to, że dynamika wzrostu utrzymuje się na poziomie 5–10 proc. r/r od wielu lat, łącznie z okresem pandemicznym. Ogromną zaletą polskich producentów żywności jest ich elastyczność. Potrafią się bardzo szybko dostosować do nowych rynków i klientów. Mamy tak bogatą ofertę produktową, że załamanie popytu czy spadek cen w jednym segmencie od razu są bilansowane przez inne produkty.
Główny kierunek to oczywiście nadal sprzedaż do krajów UE, natomiast większy nacisk będziemy kłaść na kraje arabskie i Azję. Chcemy to robić mądrze. Zachęcam np., by nie próbowano sprzedawać Chińczykom naszych ogórków kiszonych, bo to smak, którego oni nie znają i do którego zapewne nigdy się nie przekonają. Ale przetwory z jabłek? Albo humus z dodatkiem np. buraka do krajów arabskich? To są produkty, które mogą odnieść sukces. Podobnie jak eksport wieprzowiny. Na przykład w Zjednoczonych Emiratach Arabskich napływ turystów oraz Europejczyków, którzy osiedli tam na stałe, jest taki duży (a ci konsumenci mają swoje przyzwyczajenia kulinarne), że popyt na mięso wieprzowe rośnie.
Przed laty, po PGR, ówczesna Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa dysponowała ok. 4,7 mln ha zasobów państwowych, które w ciągu 20 lat miały zostać w całości sprzedane. W ostatnich latach kładziono nacisk na to, by nie sprzedawać, a wydzierżawiać. I według mnie to prawidłowa droga. Polskie rolnictwo zaczyna dotykać problem od lat widoczny w Europie Zachodniej. Chodzi o brak zastępowalności pokoleń w rolnictwie. Tradycyjne mechanizmy zachęt do podejmowania pracy na roli są dla młodych niewystarczające. Wielu z nich opuszcza wieś lub wybiera zawody nierolnicze. Mamy w Polsce świetnie utrzymane i rozkręcane od pokoleń gospodarstwa, których nie ma kto przejąć. W tym kontekście forma dzierżawy ziemi jest lepszą metodą przyciągania nowych producentów rolnych, bo nie angażuje kapitału i daje swobodę szybkiego wycofania się. Dzierżawa jest też popularną formą przejmowania gruntów od sąsiadów. Jeden gospodarz dogaduje się z drugim, uprawia jego ziemię, czym zwiększa skalę i opłacalność swojej produkcji upraw. Ten rynkowy mechanizm potwierdza, że forma dzierżawy jest tym, czego rolnicy potrzebują i oczekują.
Takie wzrosty utrzymują się od lat, lecz według moich przewidywań jesteśmy już blisko końca tego trendu. W ostatnich latach grunty orne drożały zgodnie z tendencjami rynkowymi, np. cenami nieruchomości w miastach. Sądzę jednak, że powoli to się kończy. Wzrost cen gruntów ornych był też następstwem okresów prosperity w produkcji rolnej, które, obawiam się, stają się przeszłością. Nie spodziewałbym się zatem dalszych wzrostów cen ziemi, a raczej ich stabilizacji. ©℗