Ogłoszone przez premiera Donalda Tuska wielkie zmiany na polsko-białoruskiej granicy całkowicie odmienią sposób jej patrolowania. Jak zaznaczają eksperci, taka przebudowa ma sens, bowiem niedługo może zmienić się sposób zachowania szturmujących granicę migrantów. W stronę polskich żołnierzy i pograniczników mogą polecieć nawet „koktajle Mołotowa”. Co kryje się pod hasłem „strefy buforowej”?

Ranienie nożem polskiego żołnierza, który patrolował granicę z Białorusią wygląda na punkt zwrotny w działaniach państwa polskiego przy zabezpieczaniu granicy z coraz bardziej agresywnym wschodnim sąsiadem. Rąbka tajemnicy na temat tego, co się na granicy zmieni, uchylił dziś premier Donald Tusk.

Strefa buforowa na granicy. Co miał na myśli premier Tusk?

W dzień po bestialskim ataku na polskiego żołnierza i strażników granicznych, premier Tusk pojawił się na wschodzie Polski i zapowiedział wzmocnienie sił jej pilnujących. Pojawić mają się nie tyko dodatkowi żołnierze i policjanci, ale zdaniem szefa rządu trzeba także zmienić sposób chronienia granicy.

- Dzisiaj rekomendowano nam, abyśmy przywrócili możliwie jak najszybciej strefę buforową w tym pasie 200 metrów, gdzie to jest konieczne z punktu widzenia skutecznego działania służb. Taką decyzję wspólnie z rządem podejmiemy na początku przyszłego tygodnia – zapowiedział Donald Tusk.

Na takiej ogólnej deklaracji na razie się skończyło, a premier nie wyjaśnił, cóż takiego kryje się pod hasłem „strefy buforowej”. A jak się okazuje, deklarację taką można rozumieć na różne sposoby. Z jednej strony pojawia się przypuszczenie, że rząd chciałby powrócić do rozwiązań prawnych, jakie obowiązywały w czasie budowy zapory na granicy. Wówczas wojewoda podlaski wprowadził zakaz przebywania osób postronnych w odległości 200 metrów od placu budowy, a na wyznaczonym pasie terenu bezapelacyjnie rządziły służby. Wiele jednak wskazuje na to, że rządowe plany pójdą o krok dalej.

W polskich żołnierzy polecą „koktajle Mołotowa”

Analizując nagrania z wtorkowego ataku na żołnierza i moment, gdy próbowano nieść mu pomoc medyczną, eksperci zwracają uwagę na pewien fakt. Otóż żołnierz, który opatrywał rannego, znajdował się cały czas w zasięgu rażenia kamieni i konarów, jakie zza płotu rzucali agresywni migranci. I właśnie w tym, by uniknąć takich niebezpiecznych sytuacji, pomóc mogłaby strefa buforowa.

- Może chodzić o to, że jak pomiędzy płotem, a drugim pasem concertiny jest ten ciasny pas, to można te trzeba zasieki przesunąć właśnie na odległość 200 metrów. Zasięg środków rażenia, które ma przeciwnik, czyli te noże, czy nawet proce jest ograniczony i takie odsunięcie się od granicy może pomóc w lepszym i bezpieczniejszym jej strzeżeniu – mówi Gazecie Prawnej Marcin Samsel, ekspert do spraw bezpieczeństwa z Wyższej Szkoły Administracji i Biznesu w Gdyni.

Decyzja taka mogłaby pomóc łatwiej i sprawniej obserwować granicę, nie będąc jednocześnie narażonym na ataki zza płotu. W opinii eksperta jest to o tyle ważne, że wszystkie znaki na niebie wskazują na to, iż migranci niedługo staną się jeszcze bardziej agresywni i na granicy może dojść do mrożących krew w żyłach scen.

- Taka większa strefa pozwoli na lepsze manewrowanie i to może o to chodzić. A to jest dobrym rozwiązaniem, bo ci migranci niedługo przejdą do rzucania koktajlami Mołotowa w celu podpalenia pojazdów Straży Granicznej. One jeżdżą zbyt blisko, to jest łatwy cel – mówi Marcin Samsel.

Płonąca granica z Białorusią. „To jest gra”

Liczba prób siłowego sforsowania polskiej granicy cały czas rośnie, a działania migrantów stają się coraz bardziej agresywne. Widać, że do płotu przybywają wyposażeni w sprzęt, przy pomocy którego radzą sobie z zaporą, a do tego zabierają ze sobą różnego rodzaju broń. A ta, choć prymitywna, może, jak widać, okazać się bardzo groźna. Radykalizacja ta i obserwacja sposobu ich działania spowodowały, iż w ocenie Marcina Samsela wszystkie ostatnie działania władz Białorusi zaczynają się układać w jedną, logiczną całość.

- Rok temu głośna była taka kwestia obozów stworzonych przez byłych wagnerowców. I patrząc na to, co było w tamtych obozach, wówczas analitycznie myśleliśmy, że to chodzi o szkolenie wojsk wewnętrznych i ewentualne przygotowywanie nowych żołnierzy Wagnera do działań na Ukrainie. A dziś myślę, że to jednak było szykowanie niespodzianki na naszą granicę – ocenia specjalista.

Ostrzega też, że białoruska strona cały czas prowadzi z nami grę i czujnie przygląda się działaniom podejmowanym przez stronę polską. A chcąc, by były one jak najbardziej skuteczne radzi, aby po naszej stronie przejść od działań wojskowych do bardziej policyjnych, wyposażając strzegących granicę żołnierzy i strażników w specjalistyczny sprzęt. O wiele bardziej bowiem w walce z takim agresywnym tłumem przyda im się sprawny paralizator, aniżeli broń długa, z której i tak nikt nie odważy się wystrzelić.