Aby rozwiązać problem nielegalnych składowisk, trzeba zmienić ustawę i znaleźć dodatkowe pieniądze.
Rząd jeszcze w tym roku zamierza przeznaczyć 153 mln zł z rezerwy celowej na likwidację nielegalnie nagromadzonych odpadów niebezpiecznych. Do wyboru beneficjentów wykorzysta zestawienie przygotowane zimą przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, według którego z pięciu miejsc odpady powinny zostać usunięte niezwłocznie, a ze 125 – pilnie.
– Składowisko w Siemanowicach Śląskich znajduje się na liście 311 nielegalnych miejsc składowania odpadów przygotowanej przez GIOŚ. Było ono monitorowane, wiedziały o nim służby, takie jak Centrum Zarządzania Kryzysowego, straż pożarna, policja, a także Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska – przyznaje w rozmowie z DGP Anita Sowińska, wiceszefowa resortu klimatu i środowiska. Żadne z miejsc nielegalnego składowania odpadów nie zostało jednak do tej pory zlikwidowane. – Aby uruchomić środki z rezerwy celowej na likwidację nielegalnych składowisk, potrzebna jest zmiana ustawy o odpadach – mówi Sowińska. Projekt po konsultacjach z Ministerstwem Finansów został opublikowany w Rządowym Centrum Legislacji i w kwietniu przekazany do konsultacji publicznych. – Robimy wszystko, by był jak najszybciej procedowany. Widzę duże wsparcie Rady Ministrów – dodaje nasza rozmówczyni.
Aby 153 mln zł zostały wykorzystane, ustawa musi wejść w życie jeszcze w tym roku. Podczas marcowego posiedzenia komisji sejmowej Sowińska przyznała, że kwota jest niewielka w stosunku do potrzeb, bo usunięcie wszystkich nielegalnie składowanych odpadów kosztowałoby miliardy. Docelowym rozwiązaniem mają być nadal pieniądze z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Te z budżetu państwa mają być przeznaczane na „usuwanie nielegalnie nagromadzonych odpadów o najwyższym ryzyku zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi oraz środowiska”. Ale budżet NFOŚiGW też jest ograniczony. W kwietniu fundusz przekazał nam, że bezzwrotne formy dofinansowania są dziś uzależnione od przychodów z nawiązek nakładanych w przypadku przestępstw środowiskowych (oprócz tego NFOŚiGW udziela także zwrotnych form dofinansowania). Kwoty te są zaś dużo mniejsze od tego, ile NFOŚiGW przeznacza na likwidację odpadów. W 2023 r. zasądzono nawiązki na kwotę 2,2 mln zł, a otrzymano – 700 tys. zł. W tym samym roku wypłacono 13,8 mln zł na usunięcie porzuconych odpadów.
Samorządy wciąż skarżą się na brak pieniędzy na usuwanie odpadów i często zwracają się o pomoc do MKiŚ. – Państwo powinno w większym stopniu wspierać samorządy w finansowaniu usuwania nielegalnych odpadów. Niewielkie gminy o budżecie rzędu 50 mln zł nie podejmą decyzji o usunięciu nielegalnego magazynu za 100 mln zł ani ze względów budżetowych, ani politycznych – mówi DGP Jacek Pietrzyk, ekspert ds. gospodarki odpadami w Business Centre Club. – Przecież nie chodzi o odpady komunalne, tylko o odpady z wielkiego przemysłu. To państwo wydaje pozwolenia i nadzoruje gospodarkę odpadami, a samorządy ją tylko wykonują. To państwo wydaje za pomocą GIOŚ pozwolenia na transgraniczne przemieszczanie odpadów – dodaje dr Pietrzyk. Jego zdaniem usuwanie odpadów powinno być prefinansowane z budżetu państwa, a dopiero później organy państwa powinny wspierać samorządy w dochodzeniu roszczeń od tych, którzy z odpadami postępowali niewłaściwie.
– Po stwierdzeniu, że są one gromadzone nielegalnie, właściciel terenu powinien otrzymać konkretny termin, np. 30 dni, na ich usunięcie. Jeśli to się nie stanie albo właściciela trudno ustalić, odpady powinny być interwencyjnie usunięte i przekazane do legalnego miejsca ich zagospodarowania. Dopiero potem powinno trwać dochodzenie roszczeń od tego, kto spowodował zagrożenie. Dziś samorządy mają związane ręce, dopóki nie udowodnią, który podmiot powinien się tym zająć, a przez przedłużające się postępowania administracyjne tyka bomba ekologiczna – mówi. Przykładem są Siemanowice Śląskie, w których składowisko działało nielegalnie od 2020 r. i było regularnie kontrolowane przez WIOŚ. Nałożył on na przedsiębiorstwo trzy kary o łącznej kwocie 318 tys. zł. Obecnie podlegały one egzekucji, ale zanim do niej doszło, w piątek 6 tys. mkw. składowiska zostało objęte pożarem, który w kulminacyjnym momencie gasiło 239 strażaków.
– Każdy taki pożar odpadów ma ogromny wpływ na środowisko. Nie tylko na jakość powietrza, ale przede wszystkim na powierzchnię ziemi, czyli gleby i grunty oraz wody powierzchniowe i podziemne – mówi nam Mariusz Czop z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. – Po pożarze pozostaje pogorzelisko skażone chemicznie, które latami może nie być zdatne do użytku. Wymaga ono posprzątania, przeprowadzenia badań i remediacji, zanim można będzie tam przywrócić jakąkolwiek aktywność – dodaje. – Tego rodzaju wydarzenia zawsze mają negatywne skutki na środowisko, często nieprzewidywalne i dalekosiężne. Substancje ropopochodne są mieszaniną wielu węglowodorów o zróżnicowanej budowie, z których część wykazuje działanie toksyczne. Te zanieczyszczenia mogą migrować w wodach podziemnych i powierzchniowych, w gruncie i do powietrza – dodaje Agnieszka Generowicz z Politechniki Krakowskiej.
Na szczęście takich wypadków jest coraz mniej. Rzecznik komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej Karol Kierzkowski mówi nam, że tendencja spadkowa trwa od 2018 r. Wówczas doszło do 53 dużych lub bardzo dużych pożarów w miejscach gromadzenia odpadów, w 2019 r. było ich 34, a w 2023 r. – 22. W tym roku na razie wybuchło jedynie sześć takich pożarów. – Trend wynika ze zmiany prawa – mówi st. bryg. Kierzkowski. Chodzi m.in. o nowelizację ustawy o odpadach z 2018 r., która wprowadziła obowiązek weryfikowania przez komendanta powiatowego stanu ochrony przeciwpożarowej na składowiskach, czy rozporządzenie w sprawie wymagań w zakresie ochrony przeciwpożarowej z 2020 r. – Chodziło m.in. o to, żeby odpady były rozdzielone, a nie formowane w jedną górę. Dzięki temu istnieją między nimi drogi dojazdu, a to pomaga w szybszym opanowaniu pożaru – dodaje Kierzkowski. ©℗