Łatwo jednak nie będzie, bo rząd składa się z kilku ugrupowań, z których każde stara się zaspokoić ambicje swoich polityków. – Władza ma być sprawna, skromna i rozliczalna przez ludzi. Możemy mieć najtańszy i najskromniejszy rząd w Europie, a mamy najdroższy i najliczniejszy – to słowa Donalda Tuska, który dwa miesiące przed wyborami krytykował styl rządzenia Prawa i Sprawiedliwości. Sam zbudował jednak strukturę porównywalną do tych, które funkcjonowały w czasach jego poprzedników (były momenty, gdy rządy PiS liczyły ponad 120 osób).
Po zmianach, których oficjalnie ma dokonać dziś prezydent Andrzej Duda, obecną Radę Ministrów będzie tworzyć 26 osób. Jeśli dodać do tego 83 wiceministrów w poszczególnych resortach oraz siedmioro sekretarzy i podsekretarzy stanu w KPRM, będzie to w sumie 116 osób.
Za dużo wiceministrów
To, jak przyznają posłowie Koalicji Obywatelskiej, zdecydowanie za dużo. – Tusk powinien zredukować liczbę wiceministrów do 70. Kazać każdej z partii, także nam, wycofać po kilku. Ponad 100-osobowy rząd to jakiś absurd – ocenia poseł KO.
Podobne opinie słyszymy jeszcze od kilku innych parlamentarzystów formacji Tuska. – Będziemy zmniejszać rząd, ale pewnie już po wyborach, żeby nie tworzyć napięć w koalicji – przewiduje posłanka związana z PO.
Odchudzanie może się okazać jednak trudne, bo Radę Ministrów współtworzy kilka ugrupowań, a trudno oczekiwać, że politycy, którzy już dostali stanowiska w rządzie, będą mieli ochotę je oddać. – Żadnej redukcji wiceministrów nie będzie – mówi stanowczo jeden z przedstawicieli Lewicy w rządzie. Przyznaje zarazem, że ewentualne wakaty po wiceministrach, którzy zdobędą mandaty w Parlamencie Europejskim, mogą pozostać nieobsadzone. Takich przypadków może być teoretycznie nawet kilkanaście, bo ochotę na przenosiny do Brukseli ma po kilku wiceministrów z Lewicy i PSL, Polski 2050 oraz jeden z KO.
Minister zdrowia Izabela Leszczyna pytana w zeszłym tygodniu w radiowych „Sygnałach Dnia” o liczebność rządu zwróciła uwagę, że w skład Koalicji 15 października wchodzi w sumie siedem partii (cztery partie KO plus Nowa Lewica, PSL i Polska 2050). – Czy rządowi przydałoby się odchudzenie? Proszę zauważyć, że być może tych ministrów nie jest mniej, ale my jesteśmy naprawdę tańszym rządem – przekonywała Leszczyna. – Nie ma żadnych nagród dla ministrów (...). To jest taka stara chyba zasada premiera Donalda Tuska, że trzeba zrobić coś naprawdę ekstraordynaryjnego, żeby dostać nagrodę, jak się jest ministrem – tłumaczyła.
Potrzeby cięć personalnych nie widzi też wicepremier, minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. – Jak patrzę na swój resort i zaniedbania, jakie tam były przez lata, to mam wrażenie, że wiceministrów raczej brakuje – podkreśla polityk w rozmowie z DGP.
Resort Gawkowskiego rzeczywiście jest jednym z tych, które mają skromne liczebnie kierownictwo, bo tylko z trzema wiceministrami. Podobnie jest w resortach sportu oraz rozwoju i technologii. Są też jednak resorty, gdzie sekretarzy i podsekretarzy jest po siedmioro – to MSZ, Ministerstwo Finansów oraz Ministerstwo Klimatu i Środowiska. W pozostałych na ogół jest po czterech lub pięciu wiceministrów.
Ile kosztuje rząd
Tak rozbudowana ministerialnie i wiceministerialnie struktura generuje też spore koszty. Same wynagrodzenia członków Rady Ministrów i ich zastępców (licząc sekretarzy i podsekretarzy stanu w KPRM) to prawie 2 mln zł brutto miesięcznie. Na to składają się pensje: premiera (20,5 tys. zł brutto), dwóch wicepremierów (po 18,2 tys. zł brutto), 23 pozostałych konstytucyjnych ministrów (po 17,7 tys. zł brutto) oraz 90 sekretarzy i podsekretarzy (po 16 tys. zł brutto).
Do tego, jak pisaliśmy w zeszłym tygodniu, czterem odchodzącym ministrom, którym dymisje wręczy dziś prezydent Andrzej Duda, należą się odprawy. Ich wysokość reguluje ustawa o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe. Jeśli odchodzący minister sprawował swoją funkcję dłużej niż trzy miesiące (ale nie krócej niż rok), ma prawo do pobierania dotychczasowego wynagrodzenia jeszcze przez dwa miesiące. Marcin Kierwiński, Borys Budka, Bartłomiej Sienkiewicz i Krzysztof Hetman otrzymają więc już po odejściu z rządu 35,5 tys. zł brutto (w sumie ich odprawy to koszt 142 tys. zł brutto). ©℗