Przedstawiciele banku centralnego mówią o próbie naruszenia niezależności NBP.

Zgodnie z zapowiedziami posłowie koalicji rządowej złożyli w Sejmie wstępny wniosek o pociągnięcie Adama Glapińskiego, prezesa Narodowego Banku Polskiego, do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu. Dotąd nieoficjalnie znana była treść zarzutów. Wczoraj poznaliśmy oficjalne uzasadnienie ze strony wnioskodawców.

Trzy z ośmiu zarzutów dotyczą polityki pieniężnej i kursowej. Chodzi, po pierwsze, o prowadzony w trakcie pandemii skup obligacji skarbowych i gwarantowanych przez Skarb Państwa, który zdaniem autorów wniosku o Trybunał Stanu oznaczał złamanie zakazu finansowania deficytu przez bank centralny. Druga kwestia to interwencje walutowe w celu osłabienia złotego (i zwiększenia zysku NBP) w końcówce 2020 r.

Zarzuty wobec Adama Glapińskiego

„Należy uznać, że prezes NBP Adam Glapiński co najmniej koordynował proces i uczestniczył w podejmowaniu decyzji w sprawie skupu papierów dłużnych gwarantowanych przez Skarb Państwa, wspierając rząd w bezprawnym (niezgodnym z art. 219 Konstytucji RP) wyprowadzaniu dochodów i wydatków na zadania publiczne poza budżet państwa do Polskiego Funduszu Rozwoju i Banku Gospodarstwa Krajowego oraz przyczyniając się do redukcji deficytu budżetowego w sensie materialnym, co stanowiło naruszenie art. 220 ust. 2 Konstytucji RP” – czytamy w uzasadnieniu.

Inne zarzuty dotyczą m.in. łamania zasady apolityczności banku czy ograniczania możliwości wykonywania obowiązków członkom Rady Polityki Pieniężnej i zarządu. Uzasadnienie opiera się na powszechnie dostępnych informacjach – w tym np. wypowiedziach medialnych członków RPP oraz samego Glapińskiego. Chodzi przy tym nie tyle o jego głośne konferencje prasowe, ale o wywiady w prawicowej prasie.

NBP uznał wniosek za próbę łamania niezależności banku centralnego. Niedługo po informacji o złożeniu dokumentu przez posłów bank centralny zorganizował konferencję, w której uczestniczyła większość członków zarządu (bez Glapińskiego i skonfliktowanego z nim Pawła Muchy). Za najistotniejsze uznali zarzuty dotyczące skupu obligacji. Powtarzali wykorzystywane już wcześniej argumenty, że skup był prowadzony zgodnie z prawem, a podobne instrumenty były wykorzystywane przez kilkadziesiąt banków centralnych na całym świecie. Podkreślali, że zastrzeżeń do programu skupu długu nie zgłaszała ani Najwyższa Izba Kontroli, ani instytucje międzynarodowe jak Europejski Bank Centralny czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

Wśród zarzutów posłów koalicji jest to, że skup obligacji miał być też prowadzony bez upoważnienia ze strony Rady Polityki Pieniężnej. NBP nie zaprezentował uchwały RPP w tej sprawie. Dziennikarze dowiedzieli się tylko, że „istnieje uchwała RPP dotycząca zasad prowadzenia operacji strukturalnych”. Oraz że były uchwały zarządu podejmowane przy uczestnictwie RPP. – Jest bardzo bogata dokumentacja i my to wszystko pokażemy – mówiła Dorota Szymanek, dyr. departamentu prawnego NBP.

Zarzut o brak apolityczności banku? – Traktuję to jako stosowanie podwójnych standardów. Do banków centralnych przychodzą ludzie z polityki i odchodzą do polityki – mówiła Marta Kightley, wiceprezes NBP. Zaś Artur Soboń, który do zarządu banku przyszedł jako ostatni, tuż po wyborach, w których wszedł do Sejmu z listy Prawa i Sprawiedliwości, podkreślał, że „nikt z nas tu obecnych nie jest członkiem partii politycznej, nikt nie bierze udziału w bieżącej debacie publicznej”.

Wśród osób, których przesłuchania chcą autorzy wniosku o postawienie Glapińskiego przed Trybunał Stanu, są Glapiński, członkowie zarządu NBP, byli i obecni członkowie RPP oraz dyrektorzy w banku centralnym, ale też ministrowie finansów i prezesi największych banków z okresu pandemii, a także Jarosław Kaczyński, prezes PiS. ©℗