Nowa granica wieku czy refundacja zapłodnienia z dawstwa – to, jak wynika z informacji DGP, kierunki prac ministerialnego zespołu.
Plan ma być gotowy do 29 marca. Nowy program in vitro ma zacząć działać od 1 czerwca tego roku. Propozycje, jakie padły podczas poniedziałkowego pierwszego spotkania zespołu przy resorcie zdrowia, idą w stronę znaczącego poszerzenia dostępności in vitro w porównaniu z programem wprowadzonym za poprzedniej kadencji rządów Platformy Obywatelskiej. Prace są objęte klauzulą poufności. Nikt nie chce mówić o szczegółach. Jednak, jak wynika z informacji DGP, eksperci powołani przez resort zdrowia ustalili już kilka wstępnych rekomendacji, co do których panuje zgoda.
Grupy wiekowe
Jednym z głównych tematów jest granica wieku kobiet, które mogłyby skorzystać z refundacji. W poprzednim programie PO górną granicą uprawniającą do refundacji in vitro było 40 lat. Teraz jest pomysł, żeby przesunąć ją co najmniej do 42. roku życia.
Ta granica, zdaniem ekspertów, powinna być wyższa dla kobiet, które korzystałyby nie z własnego materiału genetycznego, lecz z dawstwa. Jak wynika z badań, nawet po 45. roku życia przyjęcie zarodka albo komórki jajowej od młodszej dawczyni (dawców) znacząco zwiększa szanse na udane in vitro. Dlatego, zdaniem ekspertów, należałoby dać możliwość w takiej sytuacji również parom, w których kobieta przekroczyła 45. rok życia.
Osobna grupa to pacjentki onkologiczne. W tym przypadku rozważany jest 42. rok życia jako granica oddania komórki jajowej. Pacjentka przechodziłaby leczenie onkologiczne, a potem jeszcze poddałaby się procedurze in vitro.
Ostateczną decyzję dotyczącą wieku podejmie Ministerstwo Zdrowia.
Przeszczep tkanki jajnika
Zarówno możliwość adopcji zarodków, jak i oferta dla chorych onkologicznie jest nowością w stosunku do poprzedniej oferty rządowej. – Pacjenci onkologiczni również muszą być objęci programem in vitro. To dla nich jedyna szansa, aby zostać rodzicami – mówiła minister Izabela Leszczyna, która otwierała posiedzenie zespołu.
Doktor nauk medycznych Joanna Kufel-Grabowska, przewodnicząca sekcji płodności w chorobie nowotworowej Polskiego Towarzystwa Onkologicznego, która bierze udział w pracach, podkreśla, że zabezpieczenie płodności pacjentów z problemami onkologicznymi jest bardzo ważne.
– Chodzi o możliwość pobrania komórek rozrodczych. Obecnie to koszt kilku tysięcy złotych. Cena jest uzależniona od tego, czy pacjent spełnia kryteria uprawniające do refundacji leków, czy nie. Gdyby wprowadzić refundację państwa, byłaby to niewątpliwie pomoc dla pacjentów, którzy chorują, ale chcą jeszcze mieć szansę na posiadanie dziecka – mówi ekspertka. Nie chce mówić o szczegółach rozwiązań, podkreślając, że prace zespołu dopiero się zaczęły.
Trwają również dyskusje na temat oferty dla dzieci chorych onkologicznie. Chodzi o sytuacje, w których na raka choruje dziecko i musi być np. poddane wycięciu jajników. Istnieje możliwość ich zamrożenia, a kiedy pacjentka osiągnie wiek rozrodczy, przeszczepienia fragmentu tkanki jajnikowej, aby taka osoba mogła zajść w ciążę. Obecnie takie zabiegi nie są refundowane.
Z kolei prof. dr hab. n. med. Rafał Kurzawa, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii, który również jest członkiem ministerialnego zespołu, wskazuje, że dzięki pracom nad programem można zrobić pierwszy krok do wprowadzenia kwestii onkopłodności.
– To temat w Polsce obecnie pomijany, z jednej strony ze względu na brak dobrej edukacji, z drugiej strony przez brak rozwiązań systemowych – mówi prof. Kurzawa. Docelowo, jego zdaniem, rozwiązania dające szanse na posiadanie dzieci pacjentom chorującym na raka powinny się znaleźć w ramach świadczeń gwarantowanych.
Światopogląd
– Chciałabym stworzyć program in vitro na miarę 2024 r. Zależy mi na tym, żeby każdą parę dotkniętą niepłodnością było na to stać – zapowiadała minister Leszczyna.
Jednak, jak mówią nasi rozmówcy, wszystko zależy od szczegółów i kryteriów. Zdaniem prof. Kurzawy dostęp do refundacji powinien być szerszy niż w poprzednim programie, szczególnie w odniesieniu do młodych kobiet z niską tzw. rezerwą jajnikową.
– To nie powinno być kryterium, które automatycznie je wyklucza. Wyobraźmy sobie sytuację, że jeżeli nie udałoby się pobrać materiału komórkowego od pacjentki, ta mogłaby od razu skorzystać z dawstwa również finansowanego w programie in vitro. Ważne, by w ogóle miała szansę, zwłaszcza jeśli jest młoda, na to, by w pierwszej kolejności wykorzystać jej komórki jajowe – mówi prof. Kurzawa.
Trwa również dyskusja dotycząca liczby cykli, które byłyby finansowane z pieniędzy publicznych. W poprzednim programie były trzy. Teraz eksperci apelują, żeby ta liczba była większa.
Marta Górna, szefowa organizacji pacjentów Nasz Bocian, ma nadzieję, że program faktycznie pozwoli na znacznie szerszy dostęp do refundacji niż ten z lat 2013 –2016.
– Wzorujemy się na najlepszych, europejskich systemach refundacji in vitro. Dotychczas w kwestii dostępności do leczenia niepłodności Polska znajdowała się na szarym końcu wśród krajów Europy. Opracowywany program może być pierwszym dużym krokiem naprzód. Kolejne wymagają zmian w ustawie o leczeniu niepłodności, o które również będziemy walczyć – podkreśla.
Natomiast prof. dr hab. n. med. Mirosław Wielgoś, konsultant krajowy w dziedzinie perinatologii, dodaje, że rozwiązania powinny spełniać oczekiwania osób o różnych światopoglądach. Również tych, dla których in vitro może być problematyczne ze względów np. religijnych. Dla nich opcją byłaby np. adopcja zarodków, które już powstały i które są przekazane do dawstwa. – Dopiero rozpoczęliśmy prace. A program musi być potem oceniony przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, chodzi o pieniądze publiczne. Ważne, by były wydane jak najbardziej skutecznie – mówi prof. Wielgoś.
Prezes PTMRiE podkreśla, że w tym kontekście kluczowe jest stworzenie dobrego rejestru in vitro, dzięki któremu można będzie zbierać rzetelne dane o przebiegu leczenia pacjentek. Obecnie to jeden z głównych problemów polskiego systemu.
Pieniądze
Dyskusja będzie także dotyczyła sposobu organizacji finansowania leczenia. W poprzednim programie to ośrodki stawały do konkursu i otrzymywały pieniądze na leczenie określonej liczby par. Obecnie część ekspertów chciałaby, żeby pieniądze szły za pacjentem, który sam mógłby wybrać ośrodek. Na co się zgodzi resort zdrowia, okaże się po zakończeniu prac. ©℗
W Sejmie tabletka „dzień po” na legitymację
Ministerstwo Zdrowia na razie skutecznie wprowadza projekty dotyczące kobiet. Pierwszą przyjętą ustawą, którą podpisał prezydent, było finansowanie in vitro. W porządku obrad Sejmu w tym tygodniu znalazł się projekt wprowadzający tabletkę „dzień po” bez recepty. Jeżeli projekt ustawy przejdzie trzecie czytanie, nowe przepisy mogą zacząć już działać od 1 kwietnia.
Chodzi o projekt nowelizacji prawa farmaceutycznego, który wpłynął do Sejmu pod koniec stycznia. Choć wywołał dyskusje dotyczące wieku, to ostatecznie zapadła decyzja, żeby dostęp do specyfiku bez recepty był od 15. roku życia. Resort zdrowia pracuje też nad wytycznymi dla farmaceutów w sprawie sprzedaży tabletki elleone, które będą obejmowały m.in. możliwość porady ze strony farmaceuty w sytuacji kryzysowej. Będzie też wymóg posiadania legitymacji, żeby móc udokumentować wiek przy zakupie.
W kolejce czekają projekty liberalizujące prawo aborcyjne.
Zdaniem ekspertów przed wyborami samorządowymi na rozwiązania dotyczące całego systemu ochrony zdrowia, takie jak reforma szpitali, finansowania systemu ochrony zdrowia, zniesienia limitów na leczenie szpitalne czy poprawa sieci onkologicznej (której realizacja została na razie przesunięta) nie ma co liczyć. Brakuje zgody politycznej. ©℗