Kancelaria Prezesa Rady Ministrów ma już pierwsze wnioski z wewnętrznego audytu. Możliwe, że doszło do naruszenia dyscypliny finansów publicznych poprzez zatrudnienie ekspertów, którzy zajmowali się kampanią wyborczą.

W kancelarii premiera trwa trzęsienie ziemi. Pierwsze kontrole przeprowadzone po przejęciu władzy przez nową ekipę wykazały, że w okresie poprzedzającym kampanię wyborczą i w jej trakcie zatrudniono ponad 100 nowych osób.

– Na finiszu rządów Mateusza Morawieckiego przyjęto dodatkowych współpracowników – zarówno w charakterze ekspertów, jak i na innych stanowiskach – potwierdza Maciej Wewiór, zastępca dyrektora Centrum Informacyjnego Rządu.

– Badamy, jakie były kompetencje tych osób i jakie zadania one wykonywały. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ich zatrudnienie miało związek z kampanią wyborczą i z zadaniami, które powinny być realizowane przez komitety wyborcze, a nie przez KPRM – dodaje.

Tymczasem w kancelarii w ubiegłym roku zabrakło 3 mln zł na wynagrodzenia.

Naruszona dyscyplina?

Z tego, czego dowiedział się DGP, wynika, że na skutek tych informacji Jan Grabiec, szef KPRM, zarządził dodatkową, szczegółową kontrolę, która dotyczy zarówno zgodności z prawem tych działań, jak i ich zgodności z zasadami dyscypliny finansów publicznych.

– Pierwsze wyniki kontroli upoważniają do stwierdzenia, że dyscyplina finansów publicznych została naruszona. Badane będzie również, kto konkretnie odpowiada za ten fakt i kto zostanie pociągnięty do odpowiedzialności – potwierdza Maciej Wewiór.

Z danych udostępnianych oficjalnie wynika, że na koniec 2015 r. zatrudnionych w KPRM było 555 osób, a w 2023 r. ta liczba wynosiła już ponad 775 etatów. Jednak są to tylko dane dotyczące członków korpusu służby cywilnej. Dodatkowo w kancelarii pojawiło się wiele innych stanowisk, które określane są jako eksperckie, a nowi pracownicy zostali zatrudnieni poza korpusem. W tym okresie wynagrodzenia w kancelarii wzrosły średnio z ok. 8 tys. zł do 11,4 tys. zł brutto.

Trudno zwolnić

Jan Grabiec, szef KPRM, za cel postawił sobie przeanalizowanie niemal każdego stanowiska. Sprawdzane są m.in. kompetencje urzędników. Eksperci przyznają, że stwierdzenie, iż do zatrudnienia kogoś doszło z naruszeniem prawa, jest niezmiernie trudne.

– To, że pracownik przebywał na pracy zdalnej, bo tak się umówił z poprzednim pracodawcą, albo że ktoś z wątpliwymi kwalifikacjami trafił na stanowisko urzędnicze wskutek otwartego i konkurencyjnego naboru, nie jest jeszcze podstawą do zwolnienia, zwłaszcza jeśli wcześniej był dobrze oceniany i otrzymywał nagrody – mówi dr Jakub Szmit, ekspert ds. administracji publicznej z Uniwersytetu Gdańskiego.

Jego zdaniem trzeba mieć mocne dowody na niekompetencję i bezzasadność tworzenia określonych stanowisk, aby nagle wypowiadać urzędnikom umowy, a ich przełożonym stawiać zarzuty o rozrzutność w odniesieniu do publicznych pieniędzy.

Z naszych informacji wynika też, że z wieloma osobami podejmuje się próby mediacji, aby samodzielnie zrezygnowały z pracy.

– Pierwsze, co zrobiliśmy, to ściągnęliśmy niemal cały wydział z pracy zdalnej. Te osoby formalnie przebywały w domu od czasu zakończenia wyborów, czyli 16 października 2023 r. Byłem bardzo zaskoczony, że niemal wszystkie osoby z wydziału mogą przebywać na pracy zdalnej – mówi jeden z nowych wicedyrektorów w KPRM.

– Obecnie próbujemy polubownie rozstać się z ludźmi, jeśli ich kompetencje są wątpliwe, i ewidentnie dostrzegamy ich związek nie tylko z poprzednią ekipą, ale też z partią PiS. Jeżeli się nie zgodzą, będziemy musieli wypowiadać im umowy o pracę i ewentualnie toczyć batalie sądowe – mówi wicedyrektor i dodaje, że w związku z tym wkrótce będą ogłaszane konkursy na nowe stanowiska.

Podwójne standardy

Eksperci przyznają, że podwójne standardy zatrudnienia w urzędach (czyli możliwość pozyskiwania nowych osób w drodze konkursów i poza nimi) są zgodne z przepisami.

– Ustawa o pracownikach urzędów państwowych z 1982 r. jest wygodna dla polityków, bo pozwala zatrudniać na wielu stanowiskach, i to nie tylko w Kancelarii Sejmu, Senatu czy prezydenta. Z tego rozwiązania, jak widzimy, korzysta również kancelaria premiera – mówi prof. Stefan Płażek, adwokat i adiunkt z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

– Przeprowadzenie kontroli i nawet złożenie zawiadomienia do prokuratury o naruszenie dyscypliny finansów publicznych jest krokiem w dobrym kierunku, ale konieczne są zmiany systemowe i opracowanie dla wszystkich pracowników budżetówki kodeksu urzędniczego – postuluje.

W ostatnich pięciu latach rządów poprzedniej ekipy robiono wszystko, aby wykazać formalnie, że wiceministrów i urzędników jest mniej. Temu miał m.in. służyć projekt ustawy, który zakładał włączenie wiceministrów, którzy są podsekretarzami, do korpusu służby cywilnej. Ostatecznie ustawa została zawetowana. Pojawił się też pomysł, aby w urzędach rządowych i kancelarii premiera można było przekształcać departamenty w taki sposób, aby dozwolone było zatrudnianie ekspertów pierwotnie do walki z pandemią, a później – do realizacji Krajowego Planu Odbudowy, na który to program środki z UE nie trafiły do Polski.

Proponowane przepisy zostały zawetowane, a z części się wycofano. To jednak nie przeszkodziło byłemu premierowi w zatrudnianiu w kancelarii tzw. ekspertów z pominięciem konkursów i poza przepisami ustawy z 21 listopada 2008 r. o służbie cywilnej (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 1691 ze zm.). Nie tylko w kancelarii premiera, lecz także w innych instytucjach rządowych część pracowników, w tym bliżej nieokreślonych ekspertów, zatrudnia się na podstawie ustawy z 16 września 1982 r. o pracownikach urzędów państwowych (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 1917 ze zm.). Różnica między tymi ustawami jest taka, że w przypadku pierwszej z nich, aby zatrudnić na stanowiska z wyjątkiem dyrektorów i wicedyrektorów, trzeba rozpisać konkurs, w którym muszą znaleźć się określone wymagania. Z kolei, aby zostać zatrudnionym na podstawie przepisów ustawy z 1982 r., co do zasady trzeba mieć tylko dobry stan zdrowia, 18 lat, obywatelstwo polskie i nieskazitelny charakter. Pracę otrzymuje się, podobnie jak na stanowiskach dyrektorskich w służbie cywilnej, od 2016 r. bez konkursu i weryfikacji kwalifikacji.

Nowa ekipa rządowa zapowiada uporządkowanie zasad naboru do urzędów i przywrócenie na wszystkich stanowiskach konkursów. Nie ma jednak jasnej deklaracji, kiedy miałoby to nastąpić.

W sprawie audytu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów próbowaliśmy się skontaktować m.in. z Łukaszem Schreiberem, byłym ministrem z kancelarii premiera, a także Markiem Kuchcińskim, byłym szefem KPRM. Do chwili zamknięcia tego wydania nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

O sprawę audytu w KPRM zapytaliśmy też Piotra Müllera, byłego rzecznika rządu Mateusza Morawieckiego.

– W Centrum Informacyjnym Rządu nie mieliśmy nowych etatów, a w innych wydziałach też mi nic nie wiadomo, aby pojawiło się nagle 100 ekspertów. Z tego, co pamiętam, Henryk Kowalczyk, ówczesny wicepremier bez teki, otrzymał kilka etatów do obsługi jego gabinetu – mówi Piotr Müller.

– Nie wiem, skąd oni biorą takie dane – dodaje. ©℗

ikona lupy />
Jak zmieniło się zatrudnienie w Kancelarii Premiera / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe