Wydaje się, że polscy politycy – bez względu na to, którą ze stron reprezentują – chcą wszystkiego, wszędzie i zaraz. Artykuł 2 konstytucji, na który powołują się wszyscy, można by już zmienić na: „Rzeczpospolita Polska jest niedemokratycznym państwem bezprawia urzeczywistniającym zasadę sprawiedliwości Kalego”. Tyle że nie da się jasno wskazać daty tej transformacji.

Pierwszym akcentem w walce o dominację w tzw. trzeciej władzy było zawłaszczanie Trybunału Konstytucyjnego (przez każdą ze stron sporu – wtedy też zaistniała po raz pierwszy próba ułożenia systemu prawnego i politycznego uchwałami). PiS nie docenił jednak tego, że władza ta jest rozproszona. Nie da się jej łatwo zmienić, gdyż sędziów są tysiące i wymiana kadr zajmie dziesięciolecia. Nie udało się mu dokonać wystarczającego przełomu w Sądzie Najwyższym. Równocześnie silna ingerencja i kolejne reformy wymiaru sprawiedliwości z jednej strony wzmogły solidarność zawodową sędziów, a z drugiej przyspieszyły ich aktywizację polityczną. Za aktywizmem sędziowskim podąża zaś nieuchronnie instrumentalizacja prawa, o której studenci uczą się na pierwszym roku. Co więcej, polityzacja prawników nie dotyczy tylko sędziów. Widać to chociażby w zmianach interpretacji w nowych wydaniach podręczników, które wprost biorą pod uwagę zapotrzebowanie polityczne. Łatwo było teoretyzować i wyprowadzać zgrabne i spójne wykładnie przepisów, gdy nie odnosiły się one do realnych przypadków. Gdyby komuś zależało na wykonaniu pierwszego kroku, powinien przyjąć za dobrą monetę interpretacje sprzed roku 2015.

Najwyraźniejszym symptomem choroby trawiącej polski system polityczny i prawny jest dziś zamieszanie wokół Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Sprawa jak w soczewce skupia problemy nadmiernej polaryzacji, instrumentalizacji prawa czy sporu w ramach stanu sędziowskiego (w którym coraz silniej rysują się podziały identyczne do tych parlamentarnych). Przywrócenie praworządności nie może jednak opierać się na gwałcie, żaden Aleksander Macedoński nie może wyciągnąć miecza i rozwiązać problemu siłą. Potrzebne są procedury. Możliwa była kasacja. Wymagałaby jednak z jednej strony uznania wyroku, który doprowadził do wydania postanowienia i zatrzymania posłów w Pałacu Prezydenckim, za prawomocny. Z drugiej zaś przyjęcia – zgodnie z interpretacjami sprzed 2015 r. – że prezydent ma nieskrępowane prawo łaski wynikające z regulacji konstytucyjnych i może ją stosować również w formie abolicji. To ostatnie równałoby się uznaniu rażącego błędu w dotychczasowych procedurach sądowych i zakończeniu sprawy przez Sąd Najwyższy poprzez uznanie interpretacji podtrzymywanej przez prezydenta.

Prezydent zdecydował się na wszczęcie nowej procedury ułaskawienia. Winni, skazani i ułaskawieni – nie ponoszą kary, ale nie są posłami – czy taki kompromis kogoś zadowoli? Przynajmniej opiera się na znanej prawu procedurze.

Sprawa Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika wydaje się jednak jedynie preludium do katalogu kryzysów konstytucyjnych i ustrojowych do rozwiązania. Niezbędny może się okazać reset konstytucyjny. Psucie prawa na poziomie ustaw i rozporządzeń miało bowiem miejsce przez ostatnie osiem lat. Dziś dla wygody i szybkiego efektu w sferze politycznej (a także ku uciesze twardego elektoratu) większość parlamentarna prze do uchwałokracji wspieranej już nie przez wątpliwej jakości ustawodawstwo, lecz przez działania pozornie legalne, których finałem jest np. oddalenie wniosku o zmianę w Krajowym Rejetrze Sądowym w zakresie organów TVP.

Konstytucja ma to do siebie, że pozostaje (jak sama zresztą stanowi) najwyższym prawem Rzeczypospolitej. Oznacza to, że jej przepisy są prawem nadrzędnym nad jakąkolwiek ustawą czy rozporządzeniem. A ponieważ także ona stała się przedmiotem interpretacyjnej gry politycznej, powinien powstać nadzwyczajny organ powołany do rozstrzygnięcia sporów narosłych od 2015 r. Dajmy na to Najwyższy Trybunał Rzeczpospolitej. Jego członkowie nie powinni być w żadnej partii politycznej (choć mogliby zostać wskazani w równej liczbie przez przedstawicieli każdego z komitetów wyborczych, które wprowadziły swoich posłów do Sejmu w 2023 r.). Powinni być przedstawicielami zawodów prawniczych lub akademikami. Decyzje w takim trybunale winny zapadać najwyższą kwalifikowaną większością, tj. co najmniej trzech czwartych głosów.

Nawet taki reset nie wystarczy. Nasza konstytucja okazała się bowiem za słaba i zbyt mało precyzyjna. Stała się narzędziem do toczenia bieżących sporów. Reset powinien więc być także początkiem rozmów o nowej ustawie zasadniczej. Już byśmy ją mieli, gdyby nie ego polityków PO i PiS, którzy wbrew zapowiedziom z 2005 r. po zwycięskich wyborach nie weszli w koalicję, tylko zgotowali społeczeństwu prawie 20 lat polaryzacji. ©Ⓟ