Na stole są dwa rozwiązania: koncyliacyjne i atomowe. Oba dotyczą zmian w Radzie Mediów Narodowych – ustalił DGP.

Zmiany w mediach publicznych są jednym z priorytetów, którymi planują się zająć politycy przyszłej koalicji rządowej. Ton dyskusji w tej kwestii nadaje zapowiedź Donalda Tuska jeszcze z kampanii wyborczej. – Po wygranych wyborach i utworzeniu nowego rządu będziemy potrzebowali dokładnie 24 godzin, żeby telewizja pisowska, rządowa, zamieniła się znowu w publiczną – zapowiadał lider Platformy Obywatelskiej podczas wrześniowego wiecu w Bydgoszczy. Wśród przyszłych członków rządu odczuwalna jest duża presja, aby tamtego zobowiązania dotrzymać. – Padła obietnica i ludzie oczekują efektów. Za chwilę wszystkie media, te przychylne nowej koalicji i te nie do końca, będą przypominać tamte słowa. Lepiej wyjść temu naprzeciw – mówi nam jeden z polityków nowej koalicji.

Problem w tym – jak słyszymy – że nie ma rozwiązania idealnego, które pozwoliłoby na szybką wymianę szefów mediów publicznych, a zarazem było w pełni zgodne z prawem. Obecnie – na podstawie ustawy z 2016 r. – za powoływanie zarządów i rad nadzorczych Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej odpowiada Rada Mediów Narodowych (RMN). W pięcioosobowym składzie aż trzech przedstawicieli wybranych w 2022 r. przez Sejm jest związanych ze Zjednoczoną Prawicą. To Krzysztof Czabański (były wiceminister kultury w rządzie Beaty Szydło), Joanna Lichocka (posłanka PiS) i Piotr Babinetz (w poprzedniej kadencji przewodniczący sejmowej komisji kultury z PiS). Dwóch pozostałych członków wskazał prezydent spośród polityków opozycji – Roberta Kwiatkowskiego i Marka Rutkę (obaj zgłoszeni przez klub Lewicy). Ustawowa kadencja członków rady trwa sześć lat i w przypadku czterech osób skończy się dopiero w połowie 2028 r. Taki stan rzeczy betonuje więc układ w mediach publicznych na całą kadencję obecnego parlamentu, która zakończy się pod koniec 2027 r.

Według informacji, do których dotarł DGP, pod uwagę jest branych kilka rozwiązań tej sytuacji, z tego najbardziej prawdopodobne są dwa pomysły – koncyliacyjny lub atomowy. Oba z nich dotyczą Rady Mediów Narodowych, która ma stanowić narzędzie do szybkich wymian kadrowych. Za miękką opcję uznaje się próbę nowelizacji ustawy o RMN i dostosowanie przepisów do „nowej rzeczywistości”. – Taki pomysł faktycznie jest rozważany, ale moim zdaniem, nawet gdybyśmy się na niego zdecydowali, to i tak nie ma on szansy powodzenia. Prezydent Duda zawetuje wszelkie rozwiązania, które pozbawią PiS wpływu na media – mówi nam jeden z posłów Platformy. Alternatywą dla tego pomysłu jest opcja „na twardo”. W takim przypadku większość parlamentarna w drodze uchwał sejmowych wygasi mandat trzech obecnych członków RMN i w ich miejsce wybierze nowych. – Przyznaję, jest to trochę kulawe, ale taka opcja zamyka wiele możliwości prawnych. Uchwały sejmowej nie da się zaskarżyć, nie ma takiej drogi. Prezydent też z tym nic nie zrobi. Sejm tak zdecyduje i tyle – tłumaczy nam jeden z polityków.

W dyskusji pojawiały także głosy, aby ominąć Radę Mediów Narodowych i wprowadzić nowych szefów innymi drogami. O wprowadzeniu zarządu komisarycznego do spółek medialnych w drodze decyzji ministra kultury pisały Wirtualne Media. Pojawił się także pomysł, aby spróbować przywrócić na fotel TVP Janusza Daszyńskiego, któremu w styczniu 2016 r. wygaszono kadencję. Pod koniec ubiegłego roku były szef telewizji publicznej wywalczył w sądzie odszkodowanie za niezgodne z prawem rozwiązanie stosunku pracy. Jak jednak słyszymy w Sejmie, są to rozwiązania dużo mniej prawdopodobne, gdyż każde z nich może zablokować obecna Rada Mediów Narodowych. – A nawet gdyby się udało, to samo przywrócenie Daszyńskiego nie rozwiązuje problemu w Polskim Radiu i Polskiej Agencji Prasowej. Trzeba iść szerzej, a do tego potrzebna jest większość w RMN – wskazuje nasz rozmówca.

Ostateczna decyzja w sprawie tego, który wariant zostanie zastosowany, ma zapaść pod koniec tego tygodnia. Kolejny krok – w postaci m.in. wymiany szefów mediów publicznych – ma zostać zrobiony już po zaprzysiężeniu rządu Donalda Tuska. – Jestem przekonany, że w święta, podczas łamania się opłatkiem, ludzie nie będą już karmieni propagandą, która ma za zadanie ich skłócać. Będziemy realizowali to, co zapowiedzieliśmy w kampanii. Media publiczne muszą zająć się informowaniem, a nie zarządzaniem informacją czy generowaniem fake newsów – wskazuje w rozmowie z DGP poseł KO Wojciech Król, członek sejmowej komisji kultury i środków przekazu. ©℗