Do Sejmu wpłynęły projekty Lewicy dotyczące przerywania ciąży. Parlamentarzystki zapowiadają kolejny, dotyczący pigułki „dzień po”.

Tabletka „dzień po” w aptece dostępna od ręki – politycy koalicji planują zmiany w przepisach i zapowiadają szybki tryb. Pytanie, czy to realne. Jeszcze do niedawna część polityków uważała, że problemu nie będzie, bo wystarczy zmienić rozporządzenie ministra zdrowia. To by oznaczało, że nie będzie potrzeby pytać prezydenta o zdanie. Tymczasem jedyna droga na wprowadzenie tabletki bez recepty to zmiana ustawy. A to znaczy, że na końcu prac legislacyjnych czekają Andrzej Duda i jego podpis. To, że na antykoncepcję awaryjną jest potrzebna recepta, jest skutkiem wprowadzonej w lipcu 2017 r. nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, która zmodyfikowała prawo farmaceutyczne. Żeby się z tego wycofać, trzeba więc zmiany w prawie farmaceutycznym.

Co z tym fantem zrobić? Jest kilka pomysłów. Po pierwsze, zdaniem polityków, z którymi rozmawiamy, to jedyna ustawa z pakietu prokobiecego, która ma szanse na uzyskanie zgody głowy państwa. – Nie można z góry zakładać odmowy Andrzeja Dudy. Zgodnie z decyzją Komisji Europejskiej jeszcze z 2015 r. antykoncepcja postkoitalna powinna być dostępna bez recepty – mówi jeden z naszych rozmówców. I to by było testem na to, czy prezydent jest w ogóle skłonny do rozmowy na temat praw kobiet. Innym pomysłem jest uzbieranie w Sejmie ponad 270 głosów (w zależności od liczby parlamentarzystów obecnych na sali podczas głosowania), które pozwoliłyby odrzucić ewentualne prezydenckie weto. Jedna z posłanek Polski 2050 przekonuje, że nie jest to niewykonalne, bowiem większość posłów nowej koalicji jest za tabletką „dzień po”, a niewykluczone, że dałoby się do niej przekonać nawet posłanki PiS. – To oczywistość – podkreśla Barbara Nowacka. – Tabletka „dzień po” nie jest poronna. To antykoncepcja awaryjna, do której każda kobieta powinna mieć łatwy dostęp – wtóruje Katarzyna Kotula (Lewica). Również Joanna Mucha z Polski 2050 uważa, że nie będzie problemu z wprowadzeniem takiego rozwiązania. A Urszula Pasławska z PSL podkreśla w rozmowie z DGP, że już wcześniej, za rządów jej partii, pigułka awaryjna była dostępna bez recepty, więc i teraz nie powinno być sprzeciwu. I faktycznie w gronie posłów PiS są tacy, którzy popierają projekt dotyczący tabletki „dzień po”. – Uważam, że jak nie ma dostępu do aborcji, to nie można ograniczać dostępu do antykoncepcji awaryjnej – mówi Elżbieta Gelert, posłanka PiS.

Jest jeszcze jeden pomysł, jak bez zmian ustawowych utrzymać do niej dostęp. – Nawet jak zmienimy przepisy dotyczące wypisywania recept przez internet, nie ruszymy pigułki. To drogi, ale na razie najszybszy sposób na uzyskanie recepty – mówi jedna z posłanek KO.

A zapotrzebowanie rośnie. Dane Centrum e-Zdrowia przygotowane na prośbę DGP potwierdzają, że liczba recept na tego rodzaju preparaty wzrosła z 126,9 tys. w 2019 r. do 252 tys. w 2022 r. I tylko do października tego roku wyniosła 232 tys. Według ekspertów na rosnący popyt mają wpływ: wyrok TK i związany z tym lęk przed zajściem w ciążę, wojna w Ukrainie (przyjazd uchodźczyń) oraz pojawienie się receptomatów (czyli możliwości kupna recepty przez internet).

Czy prezydent poprze którąkolwiek z ustaw, które już wpłynęły do Sejmu? Nikt oficjalnie nie chce się wypowiadać. Ale z naszych rozmów ze środowiskiem Kancelarii Prezydenta wynika, że w przypadku tabletki „dzień po” nie jest to niemożliwe. – Na pewno bardziej możliwe niż liberalizacja prawa aborcyjnego czy brak kar za pomoc przy aborcji – mówi nasz rozmówca z Kancelarii Prezydenta.

Ze strony Polski 2050 słyszymy, że lepszym sposobem na wejście w dialog z prezydentem w kwestiach praw kobiet byłoby wyłożenie na stół jego własnego projektu zakładającego dopuszczalność aborcji w sytuacji wad letalnych płodu. Prezydent wystąpił z taką inicjatywą po wyroku TK wykreślającym tę przesłankę z ustawy o planowaniu rodziny, jednak trafiła ona do sejmowej zamrażarki. ©℗