Zapowiadane zmiany idą w dobrym kierunku, szkoda, że to obietnica złożona dopiero w chwili utraty władzy – tak Łukasz Drozda komentuje nowe rozporządzenie, które ma ukrócić nieprawidłowości w budownictwie

Minister rozwoju Waldemar Buda ogłosił, że nowe rozporządzenie, które wejdzie w życie w kwietniu 2024 r., znacząco ukróci działania patodeweloperów. Na początku wyjaśnimy: czym jest patodeweloperka?
ikona lupy />
dr Łukasz Drozda politolog, urbanista, adiunkt na Uniwersytecie Warszawskim, autor książki pt. „Dziury w ziemi. Patodeweloperka w Polsce” / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Tak zwana patodeweloperka to ogół nieprawidłowości związanych z budownictwem mieszkaniowym autorstwa firm deweloperskich. Zjawisko ma trzy wymiary: architektoniczny, urbanistyczny i społeczno-ekonomiczny. Mowa o defektach całych budynków i poszczególnych mieszkań, złej jakości układów osiedlowych i niedostępności cenowej. Problemem jest również brak innych opcji niż kupowanie lokalu na własność, przeważnie za pomocą drogiego kredytu.

A czy ten problem faktycznie istnieje? Według ministra Budy patodeweloperka to „zjawisko marginalne, które pojawia się w niewielkim procencie podmiotów”.

Nie zgadzam się z ministrem Budą. Jeśli skupimy się tylko na kwestii tzw. mikrokawalerek w nowym budownictwie, to faktycznie jest to kilka tysięcy pseudomieszkań powstających w ciągu roku. Ogółem jest ich więcej, ale to wtórne przekształcenia lokali już istniejących, czym zajmują się inne podmioty niż deweloperzy. We wszystkich trzech wymiarach jest jednak więcej problemów, które nie są „marginalne”. Jeśli założymy, że w budownictwie deweloperskim mieszka 4–5 mln ludzi, to na pewno patodeweloperka dotyka więcej niż miliona.

Co jest największym problemem?

Ciasnota. Myślę tu nie tylko o małym metrażu wnętrz, lecz także niewielkiej odległości między blokami, czego skutkiem jest chociażby hałas uciążliwy dla mieszkańców. Trudno o relacje dobrosąsiedzkie, kiedy osiedle działa jak pudło rezonansowe dla szczekających psów i dzieci bawiących się na mikroskopijnym placu zabaw. Ciasnota cechowała mieszkania już w PRL, ale dzisiaj dotyczy też przestrzeni między budynkami. Obiektem zainteresowania deweloperów nie jest komfort zamieszkiwania, tylko zwiększanie PUM (powierzchni użytkowej mieszkalnej – red.). Krótko mówiąc: im więcej metrów kwadratowych mieszkań w jednej inwestycji da się uzyskać, tym dla deweloperów lepiej, bo to oznacza lepszą sprzedaż i wyższy zysk.

Wracając do rozporządzenia, które ma ograniczyć m.in. budowanie mikrokawalerek. To faktycznie pomoże?

Krokiem w dobrym kierunku jest to, że według zapowiedzi nowe lokale użytkowe, tak samo jak już wcześniej mieszkania, będą musiały mieć nie mniej niż 25 mkw.

Regulacja prawdopodobnie nie obejmie jednak lokali de facto już teraz przeznaczonych na najem krótkoterminowy, co może stanowić furtkę do dalszego obchodzenia przepisów. Wygląda na to, że minister obiecuje likwidację problemu, ale utrzymuje legalności czegoś, co to zjawisko stworzyło. Najem krótkoterminowy to duży problem wielu miejsc na świecie. Podwyższa ceny mieszkań i zmniejsza ofertę najmu, ponieważ właścicielom bardziej opłaca się wynająć lokale turystom niż studentom, imigrantom lub rodzinom z dziećmi. Z punktu widzenia oferty turystycznej też są pewne wyzwania: trudniej utrzymać standard, a warunki pracy w tym sektorze są gorsze niż w hotelach. Nie wiem, jak ma to być rozwiązane w szczegółach, ale budzi mój duży niepokój.

Na celowniku szefa MRiT znalazła się także kwestia budowy placów zabaw. Do tej pory na nowo powstałych osiedlach można było się spotkać z jedną huśtawką otoczoną płotem. Placem zabaw trudno to było nazwać.

To jest zresztą ten wątek, który budzi największy opór deweloperów. Pojawia się tu rytualna śpiewka o podwyższaniu cen nieruchomości, bo stworzenie algorytmu określającego minimalną powierzchnię placu zabaw istotnie komplikuje maksymalizację PUM. Wszystko wskazuje jednak, że rozporządzenie może zażegnać problem z dostępnością infrastruktury dla dzieci.

Rozczarowuje natomiast co innego. O ile zapowiedziano, że na placach i skwerach co najmniej 20 proc. terenu będzie musiało być biologicznie czynne, o tyle nie wskazano, co konkretnie się przez to rozumie. Wartość przyrodnicza trawnika i zadrzewień to nie jest to samo, a problem jest istotny w kontekście zmian klimatu.

Zapytam zatem wprost: czy w kwietniu 2024 r. skończy się w Polsce patodeweloperka?

Niemal dokładnie to samo usłyszeliśmy już kilka miesięcy temu, teraz znowu zaprezentowano informację dla mediów. Zapowiadane zmiany idą w dobrym kierunku, chociaż szkoda, że to dopiero obietnica złożona w chwili utraty władzy. Nowy rząd powinien zlikwidować lukę związaną z najmem krótkoterminowym i poprawić regulacje dotyczące zieleni, wzorując się na przeliczniku dotyczącym placów zabaw. A jeżeli chce zlikwidować pato deweloperkę, to nie może się ograniczyć do architektury i robić „coś” w kontekście urbanistyki. Trzeba na serio ruszyć wszystkie trzy poziomy. Nie da się zlikwidować patodeweloperki bez stworzenia atrakcyjnego rynku najmu. Presja na osoby mniej zamożne, aby kupowały lokale o niskim standardzie, bo tylko na takie je stać, będzie sprzyjać tworzeniu nowych memów o patodeweloperce. ©℗

Rozmawiał Marek Mikołajczyk