Wbrew tezom, które pojawiały się przed wyborami, polityczna polaryzacja w Polsce od lat ma się dobrze. Z danych Państwowej Komisji Wyborczej po podliczeniu głosów z 70,7 proc. lokali na dwa największe komitety – Prawo i Sprawiedliwość oraz Koalicję Obywatelską – głosowało w niedzielę 66,1 proc. wyborców. Proporcje mogą się jeszcze zmienić (wraz z podliczaniem głosów z największych obwodów PiS powinno tracić, a KO – zyskiwać), ale suma nie powinna się znacząco zmienić.
To zaś oznacza, że na dwie główne listy głos oddał dokładnie taki odsetek głosujących, co średnio we wszystkich wyborach europejskich, parlamentarnych, prezydenckich i sejmikowych, odkąd w 2005 r. ukształtował się podział na Platformę Obywatelską i PiS. Procent ten był przy tym nawet nieznacznie wyższy niż średnia dla wyborów parlamentarnych. Najsilniej polaryzują nas – ze względu na siłę osobowości kandydatów – wybory prezydenckie. Średnio na dwóch głównych kandydatów głos oddawało 72,5 proc. Polaków. Wprawdzie nieco więcej, bo 73,2 proc., zyskiwały dwie główne listy podczas eurowyborów, ale w tej kwestii średnią zawyża głosowanie z 2019 r., gdy większa część opozycji wystartowała pod szyldem Koalicji Europejskiej, a na nią i PiS głosowało łącznie aż 83,8 proc. wyborców. Z kolei najmniej polaryzujące są wybory samorządowe. Nawet w najbardziej upolitycznionym głosowaniu do sejmików wojewódzkich dwie główne listy zbierają średnio jedynie 55,1 proc. głosów.
Największym statystycznym ewenementem niedzielnej elekcji była frekwencja. Nigdy wcześniej w historii III Rzeczypospolitej do urn podczas wyborów parlamentarnych nie pofatygowało się tak wielu z nas. Rekord został przy tym pobity aż o 10 pkt proc. ©℗