Tempo wyłaniania nowego rządu będzie zależało od dwóch czynników: ostatecznego rozkładu mandatów, który poznamy prawdopodobnie jutro, oraz woli Andrzeja Dudy.

Zgodnie z konstytucją prezydent ma 30 dni od momentu wyborów na zwołanie pierwszego posiedzenia Sejmu nowej kadencji, na którym dotychczasowy rząd złoży dymisję. Pierwszą rafą może się okazać samo przystąpienie nowego Sejmu do pracy. Wszystko dlatego, że już na tym etapie języczkiem u wagi może się stać Konfederacja. Taką możliwość sugerowały przynajmniej niektóre przedwyborcze sondaże. Ta na razie wysyła jasny sygnał, że jej kandydatem na marszałka jest Krzysztof Bosak. – Innego nie poprzemy – zapewnia nas przedstawiciel tego ugrupowania.

Jeśli zaś w Sejmie nie będzie klarownej większości PiS albo trzech partii opozycyjnych, czekają nas targi, czy marszałek Bosak to aby na pewno warunek konieczny, a jeśli nie, to co Konfederacja mogłaby dostać w zamian za rezygnację z takiego żądania. – Bosak przez swoje narodowe tło będzie trudny do zaakceptowania przez wszystkich, choć w polityce nigdy nie mówi się nigdy – ocenia w rozmowie z nami rozmówca związany z Platformą Obywatelską.

Ewentualny klincz będący rezultatem niemożności wyboru marszałka w łatwy sposób może doprowadzić do kryzysu konstytucyjnego. Jak wynika z ustawy zasadniczej i regulaminu Sejmu, marszałek senior ma tylko odebrać ślubowanie od posłów i przeprowadzić wybór marszałka. Poza tym może jedynie rozpatrywać wnioski formalne. Nie można go więc w pełni traktować jak pełniącego obowiązki marszałka, bo Sejm pod jego przewodnictwem nie tylko nie może uchwalać uchwał ani ustaw, ale nawet nie może podejść do głosowania w sprawie wotum zaufania dla rządu. Tu mielibyśmy już bezpośredni konflikt z innym zapisem konstytucji, który przewiduje, że po zaprzysiężeniu przez prezydenta rząd ma 14 dni na uzyskanie wotum zaufania od Sejmu. Do tej pory nie było przypadku, by izba niższa miała problem z zebraniem się w tym celu. – Mamy niedopowiedzenie, co należałoby zrobić w przypadku klinczu – zastanawia się nasz rozmówca z Prawa i Sprawiedliwości.

Gdyby jednak marszałka udało się wybrać, przyjdzie czas na wyłonienie premiera i całego rządu. Konstytucja przewiduje trzy kroki. W pierwszym inicjatywa leży po stronie prezydenta, który desygnuje premiera. Choć głowa państwa nie jest do tego zobligowana, zwyczajowo to liderowi zwycięskiego ugrupowania prezydent powierzał misję tworzenia rządu. Andrzej Duda zapowiedział już, że tego zwyczaju nie będzie łamać. W pierwszym kroku przy wniosku o wotum zaufania nowy gabinet musi uzyskać bezwzględną większość. Jeśli to się nie uda, wówczas następuje krok drugi, w którym inicjatywa przechodzi do Sejmu. W tym przypadku również jest potrzebna większość bezwzględna. A jeśli i na tym etapie nie zapadną rozstrzygnięcia, mamy krok trzeci, w którym inicjatywa wraca do prezydenta, ale wotum zaufania dla nowego rządu jest przegłosowywane zwykłą większością. Jeśli i ten krok zawiedzie, prezydent będzie musiał rozpisać kolejne wybory. Arytmetyka konstytucyjna sugeruje, że prawdopodobnym terminem takiego głosowania byłaby późna zima przyszłego roku.

PiS zakładał u progu wyborów, że to jemu przypadnie misja tworzenia rządu w pierwszym kroku. A wtedy, zdaniem naszego rozmówcy z otoczenia szefa rządu, nie powinny nastąpić rewolucje personalne. – Trudno o innego premiera z naszego obozu niż Mateusz Morawiecki – przekonuje nasz rozmówca. Pytanie, co na to inne frakcje Zjednoczonej Prawicy, bo np. była premier Beata Szydło w toku kampanii stwierdziła, że to lider PiS osobiście powinien stanąć na czele rządu. – Oczywiście jeśli premier dostanie informację od prezesa Jarosława Kaczyńskiego, że ten chce być premierem, natychmiast przesiądzie się na inny fotel. Chociaż trzeba mieć jakiś istotny powód do wymiany premiera, a poza atakami wewnętrznych konkurentów w przypadku Morawieckiego takich powodów nie ma. Marszałka też mamy dobrego, więc po co zmieniać. Generalnie system jest w miarę stabilny i trzeba go co najwyżej korygować, a nie wywracać – przekonuje rozmówca z PiS.

Własne kalkulacje czynią politycy Platformy Obywatelskiej. – Moim zdaniem to się rozegra w dwóch krokach konstytucyjnych. W pierwszym prezydent wskaże kandydata z PiS, by dać mu szansę potargować się z innymi w celu utworzenia większości – twierdzi rozmówca zbliżony do PO. W drugim kroku, jego zdaniem, przy wyłanianiu rządu jest nawet szansa na tymczasowy sojusz z Konfederacją. – Dla opozycji korzystniejszy będzie nawet pakt techniczny z Konfederacją, dający rząd mniejszościowy. Wówczas możemy pójść na kolejne wybory przy jednoczesnym zarżnięciu TVP i zagwarantowaniu uczciwych zasad gry – dodaje. Tyle że PiS jest na podobny wariant gotowy. – Przed nami jeszcze wybory samorządowe i europejskie. Musimy do tego czasu ten bałagan rozwiązać. Chyba że się nie uda; wtedy będzie jakiś mniejszościowy rząd techniczny, który poczeka do wyborów europejskich i lokalnych, by zobaczyć, kogo ludzie obarczają winą za powstały bałagan – przewiduje osoba z otoczenia premiera.

Jeśli nie wypali ani pierwszy, ani drugi wariant, możliwe jest przejście do trzeciego kroku, ale wyłoniony w ten sposób rząd będzie na tyle słaby, że wcześniej czy później i tak może upaść. – Przedterminowe wybory są bardzo prawdopodobne, bo bez względu na to, kto wygra, społeczeństwo pozostanie podzielone pół na pół – podkreśla ważny polityk Koalicji Obywatelskiej. W tych wyborach istotne było też to, kto zajmie trzecie miejsce i jaką odegra rolę w powyborczych układankach. Z perspektywy opozycji w optymalnym scenariuszu miała to być Trzecia Droga. Ona też miała swoje oczekiwania. – Intencją każdej partii jest posiadanie sprawczości w postaci premiera ze swojego obozu. Oczywiście mierzymy siły na zamiary – mówił DGP prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysław Kosiniak-Kamysz. Poza tym wiadomo, że Trzecia Droga oczekuje resortu rolnictwa i nie chce w umowie koalicyjnej spraw światopoglądowych, w tym aborcji do 12. tygodnia.

– Jeśli wynik wyborów nie będzie jednoznaczny, Kosiniak-Kamysz będzie chciał być premierem. Sam ma takie ambicje, ale też będzie pod presją części ludowców, którzy chcą się ułożyć albo z nami, albo z PiS i tym będą grali – mówi nam ważny polityk Koalicji Obywatelskiej. Wysoko może licytować także Konfederacja. – Zobaczymy, jakie są opcje. Nie zgodzimy się na rząd, w którym premierem będzie ktoś z Platformy. Jeśli miałby to być ktoś inny, to w pierwszej kolejności kandydat wskazany przez Konfederację – mówi ważny polityk tego ugrupowania. – Mam nadzieję, że będziemy trzymać hamulec, ale niewykluczone, że sięgniemy po kierownicę – dodaje. Dlatego Konfederacja planuje już na powyborczy wtorek zebranie klubu, by przestrzec posłów przed próbami ich podkupywania. Wszystkie opisane okoliczności pokazują, że tworzenie rządu może się okazać najbardziej skomplikowanym procesem od 2005 r., gdy na etapie negocjacji rozpadł się PO-PiS. ©℗

Politycy już przygotowują się do powyborczej licytacji