Rychłe ogłoszenie terminu wyborów przez prezydenta pomogło wyjaśnić sytuację na opozycji. Po ostatniej sobocie wydaje się, że tocząca się ponad rok dyskusja „ile list opozycji” znalazła swój finał.

Opozycja anty-PiS wypracowała rodzaj kompromisu: nie cztery ugrupowania, jak jest dzisiaj w Sejmie, nie jedna lista, jak od 2021 r. proponowała Platforma Obywatelska, ale trzy listy, czyli Koalicja Obywatelska, Lewica i Trzecia Droga – Polska 2050 Szymona Hołowni razem z Polskim Stronnictwem Ludowym.

Opozycja zwiera szyki

To rodzaj kompromisu między chcieć a móc. Miks 100 lat historii ruchu ludowego oraz świeżej partii zmiany to od początku rodzaj egzotycznego koktajlu, choć są tam wspólne punkty: rezerwa wobec KO i Donalda Tuska i chęć bycia pośrodku sceny politycznej, zgarnięcia premii niezdecydowanych i wyborców, którzy niekoniecznie w czambuł potępią Prawo i Sprawiedliwość za wszystko, ale są przeciwni jego metodom rządzenia.

„Trzeciodrogowcy”, bo chyba można już tak mówić, liczą, że jeśli to ugrupowanie dostanie 13 proc., to weźmie 60 mandatów i będzie w nowym rządowym rozdaniu. Ludowcy mieliby dostać 34 mandaty, ludzie Hołowni – 26. Dla tych pierwszych to lekkie zwiększenie stanu posiadania, bo Koalicja Polska ma 27 posłów (tuż po wyborach było ich 30), a dla PL2050 to zwielokrotnienie obecnego koła poselskiego. Taki podział to na dziś wariant optymistyczny, bo obecne notowania są niższe. W projekt wpisane jest ryzyko nieprzekroczenia 8 proc. głosów (Trzecia Droga startuje jako komitet koalicyjny z wyższym progiem). Paradoksalnie o wyborze wariantu, który wydaje się ryzykowny, zdecydowała także awersja do ryzyka.

– Hołownia nie chciał iść z naszych list, a gdybyśmy szli jako dwa oddzielne komitety z progiem 5 proc., była duża szansa, że ktoś się nie dostanie, a nawet jak się dostanie, to będzie miał tyle, ile dziś Konfederacja, czyli ok. 10 posłów – tłumaczy jeden z ludowców.

Efektem jest podział po połowie list wyborczych, ale także subwencji. Oczywiście w przypadku list jest jeden problem – okręgów jest 41, więc ktoś dostanie o jedną „jedynkę” więcej. Uzgodnienia trwają, żaden z liderów nie podjął rękawicy startu w stolicy. Władysław Kosiniak-Kamysz tradycyjnie startuje z Tarnowa, a Szymon Hołownia z rodzinnego Białegostoku. Polska 2050 dostaje jedynki w Warszawie i wianuszku podwarszawskim, gdzie wystartują Michał Kobosko i Paweł Zalewski. Ludowcy dostaną jedynki dla swoich czołowych polityków w Płocku, Siedlcach czy Radomiu. Projekt Trzeciej Drogi, choć ma wpisane ryzyko nieprzekroczenia 8-proc. progu, to jednak w przypadku powodzenia zwiększa szanse opozycji na przejęcie władzy.

Kolejna wtopa PiS

W zupełnie innej sytuacji jest PiS. Ostatnie dni wskazują na zespół przewlekłego zapalenia formacji rządzącej. Najpierw białoruskie śmigłowce nad polskim niebem w okolicach Białowieży i kontredanse resortu obrony w tłumaczeniu, co się stało, a co nie. Teraz – sprawiający fatalne wrażenie wpis ministra zdrowia w mediach społecznościowych.

Resort zdrowia tłumaczy, że Adam Niedzielski miał prawo podać dane lekarza i rodzaj przepisanych przez niego leków (wtórne jest to, czy receptę wystawił faktycznie na siebie, czy dla pacjenta) i nie ujawnił żadnej tajemnicy. Nawet jeśli formalnie ma rację, to jest to racja nieprzekładalna na język politycznej komunikacji. Opozycji jest bardzo łatwo pokazać tę sprawę jako dowód, że władza ma dostęp do naszych danych i nie zawaha się ich użyć wobec każdej niewygodnej osoby. Już pojawiają się pytania, jaki był rzeczywisty cel powstania rejestru ciąż albo czy w ramach uruchomionego kilka dni temu Centralnego Rejestru Wyborców władza „nie skręci” wyniku wyborów lub co najmniej podpatrzy, gdzie i kto głosował, także w szykowanym referendum. Słynna sprawa Pegasusa dotyczyła ludzi ze świecznika, ale rzeczy, takie jak recepty, punkty karne czy płacone podatki, to już sprawa każdego z nas.

„Szkoda gadać” – to reakcja jednej z osób z PiS na pytanie o to, co zrobił minister. Wydaje się, że najmniejszą konsekwencją w tej sprawie może być brak „jedynki” dla Niedzielskiego na liście PiS w okręgu pilskim, co ucieszy jego konkurentów, zwłaszcza z listy PiS. W zależności od rozwoju sytuacji nie można jednak wykluczyć nawet dymisji szefa resortu zdrowia, bo logika kampanii wyborczej nakazuje pozbywać się problemów, póki koszt jest niski. Jak dotąd PiS nie uruchomił akcji „murem za Niedzielskim”. Tak jakby partia nie miała ochoty go bronić. ©℗