Niezależnie od tego, czy 500 plus, czy 800 plus, świadczenie to będzie wypłacane ok. 100 tys. dzieci mniej niż w momencie, gdy program był wprowadzany w 2016 r.

Gdy ruszał program 500 plus, w rocznikach, które mógł objąć, było ponad 6,8 mln dzieci. W tych, które będą mogły korzystać z niego w przyszłym roku, będzie ich ok. 100 tys. mniej. To efekt radykalnego spadku liczby urodzeń w ostatnich latach. Od 2020 r. wynosił on ok. 20 tys. rok do roku. Najnowsze dane GUS też nie pozostawiają złudzeń: to już kolejny miesiąc, kiedy rodzi się mniej dzieci. W marcu przyszło ich na świat o 2 tys. mniej niż rok wcześniej.

Nowa norma: mniej niż 300 tys.

Między marcem 2022 r. a marcem 2023 r. urodziło się zaledwie 302 tys. dzieci. Wiele wskazuje na to, że po raz pierwszy po wojnie w ciągu tego roku kalendarzowego będziemy mieli poniżej 300 tys. urodzeń. Jednocześnie w istotny sposób spadł wskaźnik dzietności pokazujący liczbę dzieci na kobietę w wieku rozrodczym.

Sytuację miało poprawić wprowadzenie 500 plus i chwilowo wskaźnik osiągnął poziom 1,4. Jednak, jak wynika z ostatnich danych GUS, w zeszłym roku spadł do 1,26. To najgorszy wynik od 2013 r. i drugi najgorszy od pierwszej połowy lat dwutysięcznych. Dla przypomnienia: aby mówić o współczynniku dzietności gwarantującym prostą zastępowalność pokoleń, musiałby on przyjąć wartość powyżej 2.

Eksperci są zaskoczeni tempem zmian. – Jeszcze niedawno wydawało się, że to 1,4 będzie nowym minimum. Tymczasem pojawiły się najpierw wojna, a potem pandemia, które odcisnęły swoje piętno – podkreśla demograf prof. Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego. Jego zdaniem spadek liczby par, które decydują się na dziecko, to efekt obaw i niepewności, które pojawiły się z powodu tych wydarzeń. W przypadku pandemii chodziło nie tylko o bezpieczeństwo zdrowotne, lecz także finansowe, bo obawy dotyczyły utraty pracy czy spadku standardu życia. Początek wojny dołożył obawy o scenariusze geopolityczne. – W przypadku nadzwyczajnych okoliczności pierwsze rezygnują z posiadania dzieci najmłodsze kobiety, bo mają czas, i na zagrożenie zareagowały właśnie dwudziestokilkulatki. Liczba urodzeń powinna odbić, ale nadal tego nie widać – podkreśla Piotr Szukalski.

Znikające roczniki

Marcowe dane o porodach to rezultat decyzji o poczęciu podjętych w czerwcu zeszłego roku, a więc wtedy, gdy największe poczucie zagrożenia związane z pierwszym okresem rosyjskiej agresji na Ukrainę zaczęło mijać. Dlatego demografowie liczą, że odbicie powinno w końcu nastąpić. To może podbić wskaźnik dzietności, ale jeśli chodzi o liczbę dzieci, nie ma co liczyć na cud, bo liczba kobiet zdolnych do ich rodzenia spada. Zgodnie z najnowszymi danymi GUS, średni wiek urodzenia pierwszego dziecka wynosi 28,8. Gdy program 500 plus był wprowadzany, dzieci rodziły głównie kobiety z końcówki lat 80., czyli z roczników liczących sporo powyżej pół miliona osób. Kolejne roczniki wchodzące w okres rozrodczy to mniej liczne roczniki z połowy lat 90., liczące po ok. 400 tys. osób. Obecnie sukcesem byłby powrót do ok. 350 tys. urodzeń rocznie. Tym bardziej że rośnie liczba kobiet deklarujących, że nie chcą mieć dzieci.

1 mld zł „oszczędności”

Liczba urodzeń polskich dzieci już teraz spadła poniżej 300 tys. Statystyki zawyża rosnąca liczba dzieci cudzoziemskich urodzonych w Polsce. W zeszłym roku było ich 14,5 tys., a więc ok. 5 proc. ogólnej liczby, i mniej więcej tyle z nich jest także beneficjentami 500 plus.

Według ostatnich danych ZUS w tej chwili świadczenie jest wypłacane na nieco ponad 7 mln dzieci. W przyszłym roku będzie to ok. 6,9 mln i to nawet wtedy, gdy wliczymy dzieci cudzoziemców (przede wszystkim Ukraińców).

Niższa liczba urodzeń to mniejsze koszty programu 500 plus czy 800 plus. Jeśli uwzględnić opisany na początku tekstu spadek liczby potencjalnych beneficjentów 500 plus o 100 tys., to można policzyć, że „oszczędności” od początku wprowadzenia programu do teraz wyniosą 1 mld zł. To różnica między obecnymi wydatkami na 500 plus a tym, ile państwo musiałoby przekazać z tego tytułu rodzinom, gdyby liczba rodzących się dzieci utrzymała się na tym samym poziomie od momentu wprowadzenia programu. To nadal niewiele w porównaniu z kosztem podniesienia wskaźnika do 800 zł, który szacuje się na 25 mld zł.

Europejski problem

Choć polskie dane są dramatycznie niskie również na tle innych państw europejskich, widać, że trend jest wspólny. Francuskie media z niepokojem donoszą, że w 2022 r. urodziło się o niemal 20 tys. mniej dzieci niż rok wcześniej, osiągając najniższą liczbę od 1946 r. Również Czesi, którzy od kilku miesięcy uchodzą w polskiej debacie za wzór, bo w 2021 r. ich wskaźnik dzietności wywindował ich na pierwsze miejsce w Europie, notują spadki. I to znaczące: wskaźnik spadł do 1,66, cofając Czechy do stanu z roku 2017. Z kolei we Włoszech (dane ISTAT – włoskiego GUS) po raz pierwszy od 1861 r. liczba urodzeń spadła poniżej 400 tys. (liczba obywateli to 60 mln), co dawało w 2022 r. jeszcze niższy wskaźnik dzietności niż w Polsce – 1,25 dziecka na kobietę.

W Europie trwa dyskusja, czy atrakcyjne na plakatach wyborczych oferty finansowe dla rodzin mają sens. Przynajmniej jeśli chodzi o podniesienia dzietności. Na przykład w Czechach dziennikarze wykazali, że wysokość świadczeń rodzinnych, które w latach 2020–2022 przekroczyły o połowę poziom sprzed kryzysu i będą kosztować budżet państwa 60 mld koron rocznie, nie zapobiegły spadkowi liczby urodzeń. ©℗