Eksporterzy chcieli podbić ceny ropy naftowej, ale obawy przed globalnym spowolnieniem gospodarczym okazały się silniejsze.

Mimo ogłoszonych przed miesiącem redukcji wydobycia ropy przez eksporterów skupionych w grupie OPEC+ ceny surowca spadają, wyrównując wczoraj przed południem tegoroczne minimum. W momencie zamknięcia tego wydania DGP za baryłkę ropy Brent z dostawą na czerwiec trzeba było zapłacić niecałe 73 dol. – ponad 10 dol. mniej niż średnia notowań z kwietnia. Skutek cenowy cięć produkcyjnych zapowiedzianych przez naftowy kartel, które w praktyce mają wejść w życie w tym miesiącu, ulotnił się już po paru tygodniach.

Zniżkowa tendencja stanowi odzwierciedlenie rosnących obaw przed spowolnieniem w globalnej gospodarce. Do głównych ognisk niepewności należą amerykańskie rynki finansowe. W kwietniu upadłość ogłosił kalifornijski First Republic Bank – 14. co do wielkości bank komercyjny w kraju, zarządzający pod koniec zeszłego roku aktywami o wartości ponad 200 mld dol. Kontrolę nad instytucją przejął stanowy regulator, a następnie odsprzedał ją największemu amerykańskiemu bankowi, JPMorgan Chase. Wcześniej podobny los spotkał m.in. mniejszy Silicon Valley Bank. Na Starym Kontynencie na granicy bankructwa znalazł się szwajcarski Credit Suisse, przejęty ostatecznie przez większego rywala UBS. Pogorszenie kondycji sektora jest wiązane m.in. z obniżeniem wartości obligacji skarbowych i innych długoterminowych aktywów, w które inwestowały banki, a które traciły na wartości za sprawą podwyżek stóp procentowych.

Tymczasem wzbiera kolejna – być może ostatnia w tym roku – fala podwyżek stóp, które ochłodzą gospodarki, obniżając najprawdopodobniej jeszcze mocniej notowania ropy. Jako pierwsza decyzję podejmowała amerykańska Rezerwa Federalna. Dziś zaś o podniesieniu stóp o 25–50 pkt bazowych poinformuje z kolei najprawdopodobniej Europejski Bank Centralny.

Niepokojące sygnały gospodarcze płyną także z Chin. Pierwszy kwartał po uchyleniu pandemicznych restrykcji przyniósł wzrost PKB na poziomie 4,5 proc. Ale w kwietniu pojawiły się problemy i spadek aktywności przemysłowej. Wskaźnik PMI dla sektora wytwórczego, który jeszcze w marcu sięgał niemal 52 pkt, w kwietniu wyniósł zaledwie 49,2 pkt i był najniższy od czasu złagodzenia obostrzeń.

Piętą achillesową Chin pozostaje nękany problemami z płynnością sektor nieruchomości. Państwo Środka zmaga się też z najwyższym od lat bezrobociem. Wśród młodzieży (16–24 lata) zamieszkującej ośrodki miejskie sięga ono niemal 20 proc. W niektórych regionach władze chcą w związku z tym promować wyjazdy na wieś, m.in. wśród świeżo upieczonych absolwentów wyższych uczelni. Na szczeblu krajowym mowa jest o wsparciu eksportu samochodów, subsydiach dla firm, które zatrudniają absolwentów szkół wyższych, oraz ułatwieniach wizowych umożliwiających pracę za granicą.

Jak sugeruje Bloomberg, ograniczony wpływ cięć OPEC+ na światowe rynki może po części wynikać również z tego, że zapowiedzi kartelu nie znalazły dotąd potwierdzenia w rzeczywistych przepływach ropy. Na podstawie danych o ruchu tankowców agencja szacuje, że – mimo deklaracji obniżenia produkcji o 0,5 mln baryłek dziennie – rosyjski eksport przekroczył pod koniec kwietnia pułap 4 mln baryłek dziennie, co miało miejsce dopiero drugi raz od inwazji na Ukrainę. Kolejne decyzje co do planów produkcyjnych kartelu mają zapaść na początku czerwca.

Utrzymanie się niższych cen może oznaczać koniec okresu nadzwyczajnych zysków w sektorze naftowym. Kryzys energetyczny w Europie i wywindowane marże rafineryjne przyniosły pięciu największym koncernom Zachodu rekordowe wyniki w 2022 r. – niemal 200 mld dol. netto. W I kw. roku bieżącego „wielka piątka” - czyli BP, Chevron, ExxonMobil, Shell i Total - przebije najprawdopodobniej pułap 36 mld dol. (potwierdzi to raport kwartalny Shella, którego prezentacja jest planowana na dziś). Z jednej strony potwierdza to, że szczyt zarobków Big Oil, który przypadł na II i III kw. ub.r. (odpowiednio 69 i 58 mld dol.) jest już za nami. Z drugiej jednak zyski przekroczyły oczekiwania, pozostając wyraźnie powyżej tych zanotowanych w tym samym okresie zeszłego roku, a w porównaniu z I kw. 2021 r., kiedy światowa gospodarka nabierała po covidowego rozpędu, przebicie jest niemal trzykrotne. Zbliżający się koniec eldorado sygnalizuje decyzja BP o ograniczeniu skali wykupu akcji – w kolejnym kwartale spółka planuje wpompować na giełdę 1,75 mld dol., o 1 mld mniej niż w poprzednim.

Polski Orlen ma ogłosić swoje kwartalne wyniki pod koniec miesiąca. W zeszłym roku – jak wynika z ogłoszonego niedawno skonsolidowanego raportu rocznego – spółka zarobiła rekordowe 33,5 mld zł. W kwietniu Daniel Obajtek poinformował o przeznaczeniu 6,4 mld zł na dywidendy dla akcjonariuszy. ©℗

Stellantis zwiększa dostawy aut

Trzeci co do wielkości producent samochodów na świecie, właściciel m.in. fabryki w Gliwicach, opublikował wyniki za I kw. tego roku. W porównaniu z pierwszym kwartałem 2022 r. przychody firmy wzrosły o 14 proc. – do 47,2 mld euro. Było to możliwe m.in. dzięki wyższym dostawom aut i poprawie w zaopatrzeniu w półprzewodniki. Od początku stycznia do końca marca koncern dostarczył na całym świecie 1 mln 476 tys. pojazdów. Był to wynik lepszy o 7 proc. w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku. O 22 proc. wzrosła zaś sprzedaż elektryków. Richard Palmer, dyrektor finansowy Stellantisa, zapowiedział, że w tym roku firma wdroży do produkcji dziewięć nowych modeli aut elektrycznych, a do końca 2024 r. zamierza oferować łącznie 47 modeli samochodów na baterie.

Zapasy pojazdów koncernu wyniosły na koniec marca ok. 1,3 mln sztuk, co oznacza wzrost o ok. 230 tys. od końca 2022 r. Palmer przyznał, że wyzwaniem jest usprawnienie realizacji zamówień od dealerów. Mimo rosnących przychodów to właśnie stan zapasów wpłynął na to, że w środę rano, po oblikowaniu wyników, wartość akcji Stellantisa spadła o ponad 2 proc.

Wzrosty produkcji firmy są jednak potwierdzeniem, że cała branża wychodzi ze sporego dołka, do którego doprowadził wywołany pandemią kryzys półprzewodnikowy. Koncern może się także pochwalić dobrymi wynikami na rynku polskim, gdzie w I kw. odnotowano 21-proc. wzrost sprzedaży aut.

W jego gliwickich zakładach pracuje ok. 1,8 tys. pracowników. Po zakończeniu w 2021 r. produkcji modelu Opel Astra firma koncentruje się na montażu samochodów dostawczych – Peugeota Boxera, Opla Movano i Citroena Jumpera. W zeszłym roku wyjechało stamtąd ponad 27 tys. dostawczaków. To mniej, niż zapisano w planach, które zakładały produkcję 40 tys. aut rocznie. Zeszły rok można jednak uznać za okres rozruchowy. Dodatkowo do zmniejszonej produkcji przyczyniły się kłopoty z dostawami komponentów. Docelowa produkcja w Gliwicach ma osiągnąć 100 tys. samochodów dostawczych. Jesienią zacznie się wytwarzanie elektrycznych pojazdów. Składany ma być tam m.in. nowy fiat ducato. W tym roku ma też rozkręcić się produkcja baz pod zabudowę kamperów. Z kolei od 2024 r. na mocy umowy Stellantisa i Toyoty w Gliwicach powinien ruszyć montaż dużego auta dostawczego pod marką japońskiego producenta. Będzie wytwarzany w wersji spalinowej i elektrycznej.

W środę swoje wyniki publikowały też inne firmy motoryzacyjne, m.in. Porsche (odnotował 18-proc. wzrost dostaw w I kw.) oraz brytyjski producent aut luksusowych Aston Martin (strata za trzy miesiące zmniejszyła się do 74,2 mln funtów). ©℗

Krzysztof Śmietana
Ceny ropy w dostawie na kolejny miesiąc / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe