Amerykanie wzmacniają presję na swoich partnerów, ostrzegając ich przed prowadzeniem interesów z Rosją. Na celowniku Waszyngtonu znalazły się przede wszystkim Zjednoczone Emiraty Arabskie i Turcja. Oba kraje oparły się zachodnim naciskom i nie nałożyły sankcji na Moskwę po 24 lutego ubiegłego roku, kontynuując handel oraz zapewniając schronienie dla bogatych Rosjan i ich kapitału.

Minister handlu zagranicznego ZEA Sani az-Zajudi pochwalił się w środę dobrymi relacjami z Kremlem. “Niepowiązany z sektorem ropy handel między Rosją a Emiratami wzrósł w 2022 r. o 95 proc. do 10,1 mld dolarów. Świadczy to o silnych więzach gospodarczych między naszymi narodami” - napisał na Twitterze. Wpis opublikowany został tuż po spotkaniu Zajudiego z rosyjskim wiceministrem przemysłu i handlu Aleksiejem Gruzdewem. “Rozmawialiśmy o tym, jak pobudzić jeszcze większy wzrost w 2023 r.” - tłumaczył polityk z Zatoki Perskiej.

Do rozmów na linii Moskwa-Abu Zabi doszło krótko po wizycie podsekretarza stanu ds. terroryzmu w Departamencie Skarbu USA Briana Nelsona na Bliskim Wschodzie. Urzędników państwowych i przedstawicieli sektora prywatnego w ZEA przekonywał, że podważają wysiłki Zachodu zmierzające do izolacji Moskwy na arenie międzynarodowej.

Od rozpoczęcia wojny w Ukrainie, ZEA stały się również głównym celem podróży Rosjan. Oligarchowie dokują swoje jachty w tamtejszych marinach i kupują luksusowe nieruchomości w Dubaju. Z danych firmy doradczej CBRE wynika, że w mieście pod koniec 2022 r. pobity został ustanowiony w 2009 r. rekord dokonywanych transakcji na rynku nieruchomości. Jak pisze amerykański CNBC, Rosjanie stanowili największą grupę zagranicznych klientów. - Dubaj korzysta dziś niestety na wojnie rosyjsko-ukraińskiej - mówił na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos Hussajn Sajwani, prezes Damac, jednej z największych firm deweloperskich w ZEA.

Eksperci zwracają uwagę, że również Turcja podwoiła w 2022 r. eksport do Rosji, w wielu przypadkach wypełniając luki po firmach europejskich, które wycofały się z tamtejszego rynku. Bloomberg pisał niedawno, że tylko od marca do października ubiegłego roku dziesiątki tureckich eksporterów wysłało do Rosji towary o łącznej wartości ok. 800 mln dolarów. Amerykanie obawiają się, że część z nich może być wykorzystywana do prowadzenia wojny w Ukrainie. Według Marshalla Billingslea, byłego asystenta sekretarza ds. finansowania terroryzmu w Departamencie Skarbu, eksport obejmuje m.in. półprzewodniki. "Ich sprzedaż do Rosji praktycznie nie istniała w 2021 r., a dziś Turcja jest już czwartym największym dostawcą" - powiedział w rozmowie z Voice Of America. Wśród wysyłanych do Moskwy towarów miały znajdować się również takie wyprodukowane w USA.

W przemówieniu do bankierów Nelson powiedział, że wyraźny wzrost eksportu do Rosji po wybuchu wojny pozostawia tureckie podmioty "szczególnie narażone na ryzyko utraty reputacji, nałożenie sankcji lub utratę dostępu do rynków G7”. W zeszłym miesiącu Stany Zjednoczone nałożyły już sankcje na emiracką firmę lotniczą Kratol, oskarżając ją o dostarczenie samolotów powiązanej z prezydentem Władimirem Putinem Grupie Wagnera. Według Departamentu Skarbu były wykorzystywane do transportu "personelu i sprzętu" między Republiką Środkowoafrykańską, Libią i Mali.

Zarówno Ankara, jak i Abu Zabi od początku inwazji starały się pełnić rolę mediatorów między Moskwą a Kijowem. Turecki przywódca Recep Tayyip Erdoğan pomógł m.in. w zawarciu porozumień o wznowieniu eksportu ukraińskiego zboża przez Morze Czarne, a władze w Abu Zabi negocjowały wymianę więźniów.