To, co się dzieje w kraju, agresja Rosji, ale także poprzedzający ją kryzys covidowy, zmienił gospodarkę światową oraz układ sił. Czy zmieni również - i w jakim kierunku - Unię Europejską? I co z tego wynika dla Polski?
Już od dwóch lat wieszczymy upadek globalizacji albo przynajmniej jej spowolnienie. Mówi się, że zastąpi ją regionalizacja, firmy odejdą od maksymalnego outsourcingu, będą próbować skracać łańcuchy dostaw, lokować produkcję bliżej, w sensie geograficznym i politycznym.
Trudno sobie wyobrazić, że globalizacja się cofnie. Prawdopodobnie nastąpi pewnego rodzaju regionalizacja stosunków międzynarodowych.
Globalizacja w ostatnich dekadach była napędzana globalizacją finansową, ale jej podstawową treścią był handel. Teraz wydaje się, że to nie masowy handel będzie interesować Chiny, Europę, Stany Zjednoczone, tylko taki, który będzie niósł jakościowe treści, wysokie technologie. Tu wydaje się, że Europa stoi na słabszej pozycji. Najsilniejszą będą miały Chiny i Stany Zjednoczone.
Na wojnie w Ukrainie wygrywają Chińczycy, zaangażowanie Zachodu jest dla nich czymś korzystnym. Ich zachowanie wobec tego dramatu jest do bólu cyniczne i nacechowane realpolitik. Największym przegranym jest Rosja, staje się ona „junior partnerem” Chin. Trudno powiedzieć, czy zyskują, czy tracą Stany Zjednoczone. Jedno jest pewne: sojusz euroatlantycki wrócił do łask.
Natomiast Europa to jest takie zwierzę, które może się rozwijać tylko poprzez kryzysy. Jak jest normalnie, to staje się nudna, oczywista, obywatele UE, państwa członkowskie nie doceniają jej istnienia. Gdy wybucha kryzys, to widać, że pewne sprawy można załatwić wspólnie. Podczas pandemii tak się stało z zakupem szczepionek. Wyobraźmy sobie, jak Polska by się zachowała w ramach Europy ojczyzn. Pewnie byśmy kupili trochę ruskich, trochę chińskich, mielibyśmy teraz z tym kłopot, a na pewno zapłacilibyśmy dwa razy więcej. Tymczasem podjęła się tego Komisja Europejska.
Teraz UE stanęła w obliczu agresji Rosji na Ukrainę. Dwie sprawy są tu istotne. Po pierwsze, przekonanie, że Rosja może być trwałym partnerem politycznym Unii, Europy, zostało bardzo poważnie podważone. Najbardziej dramatycznie to przebiega w Niemczech, które stawiały na rozwój stosunków gospodarczych z Rosją, typu kolonialnego: bierzemy ropę, gaz, a dostarczamy maszyny i urządzenia, technologie i wyroby konsumpcyjne. Niemcy stanęły wobec konieczności przemodelowania gospodarki, przede wszystkim europejskiego sektora energetycznego. Ta przebudowa następowała w wyniku polityki klimatycznej, teraz doszła zmiana dostawców.
Z punktu widzenia Rosji najważniejsza jest ropa, nie gaz, jako źródło przychodów eksportowych. A dla Europy embargo na ropę jest łatwiejsze. Można ją łatwiej transportować. Po drugie, jest kwestia, jak zapewnić minimum jedności krajów UE.
Najbardziej za powrotem do stanu sprzed wojny jest wielu ludzi z europejskiej lewicy, ale także wielki kapitał już przebiera nogami, żeby wojnę skończyć i sprzedawać tam towary. To są siły, które dążą do tego, żeby Rosja nie przegrała wojny, żeby wrócić do stanu poprzedniego.
Obecnie w Brukseli trwają dyskusje na temat przyszłego zaangażowania Unii w proces odbudowy Ukrainy. Z perspektywy doświadczeń zdobytych w trakcie odbudowy Iraku kluczowe jest, by projekt ten miał wiodącego partnera, lidera. W Iraku były Stany Zjednoczone, w przypadku Ukrainy lider ten jeszcze się nie wyłonił. Wysiłek wojenny popierają przede wszystkim Stany, wysiłek odbudowy musi na siebie przyjąć najprawdopodobniej UE. I do tego przewidziano instrument finansowy. Mówi się o czymś podobnym do tego postcovidowego, finansowanego z pożyczek na rynku kapitałowym. Unia poważnie myśli o tym, by stać się motorem rekonstrukcji Ukrainy.
Nie łudźmy się, że niedola Ukrainy nam w czymkolwiek pomoże. Wydaje się, że Polska może tylko stracić. Jesteśmy krajem frontowym, to widać na mapie. Niepewność wobec Polski jest znacząco podwyższona, w biznesie to nie jest korzystne. Oczywiście liczymy na to, że Ukraińcy, którzy w olbrzymiej liczbie przekroczyli granicę, w jakiejś części zostaną. Polska gospodarka, a przynajmniej niektóre jej sektory, działają w oparciu o siłę roboczą z Ukrainy. Ale to nie zmieni trendu demograficznego w naszym kraju.
Czy są perspektywy rozwoju współpracy między firmami polskimi i ukraińskimi? I czy jest w ogóle na miejscu mówić o biznesach? Ukraińcy to doceniają, że nie myśli się o ich kraju jak o pobojowisku, tylko jako o kraju, z którym można i należy robić interesy. Ale nie jesteśmy tam jedyni ani najmocniejsi. Największą rolę w Ukrainie, jeśli chodzi o handel zagraniczny, odgrywają Turcy. Polska z bliskości etnicznej, kulturowej, ze znakomitej w tej chwili atmosfery wokół naszego kraju powinna korzystać, odnawiać i nawiązywać kontakty, ale szukać także nowych pól.
Jeśli Unia zdecyduje się mieć inicjatywę, nie będzie to służyło odbudowie Donbasu. Natomiast Ukraina może być wielkim producentem żywności, a także energii odnawialnej. A więc biznes tak, ale niekoniecznie w tych samych gałęziach co dotychczas.
Zasadniczo uważam, że to, co się dzieje teraz w Ukrainie i co może się zdarzyć, nie jest dla Polski korzystne. Przede wszystkim dlatego, że będziemy postrzegani jako państwo frontowe.
Unia Europejska ma szanse się zmienić, rozwinąć nowe formy współpracy. Jeżeli się w tym odnajdziemy, to opierając się na tym, w czym słusznie uważani jesteśmy za specjalistów, możemy z tego skorzystać. Marek Belka
Obszerne fragmenty wystąpienia wygłoszonego 30 maja na GPW, podczas jubileuszu 25-lecia spółki BEST S.A.
PARTNER
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama