Są opinie, że przeciwnicy premiera Morawieckiego chcieliby przy okazji zmian w strukturze PiS osłabić jego wpływy w partii.

Jarosław Kaczyński wkrótce ma odejść z rządu. – Myślę, że to nastąpi do wakacji. Prezes chce się skupić na pracy partyjnej, chce spotykać się więcej z ludźmi. Gdyby nie wojna za wschodnią granicą, prezesa już nie byłoby w rządzie – mówi nam ważny polityk Prawa i Sprawiedliwości. W podobnym tonie wypowiada się jego partyjny kolega. – W pierwszym możliwym momencie prezes podejmie taką decyzję – przekonuje. Zdaniem części naszych rozmówców z PiS okazją do rezygnacji Jarosława Kaczyńskiego może być zapowiedziana na czerwiec konwencja partii. Informatorzy nie sądzą, by oznaczało to rewolucję w rządzie.
Zmiany mogą być natomiast w partii. W piątek Komitet Polityczny PiS zdecydował, że powstaną 94 małe okręgi, ale oprócz tego jest dyskutowana koncepcja, by na czele struktur wojewódzkich mogli stanąć czołowi politycy PiS – wynika z informacji DGP. Prace nad takimi pomysłami trwają, na Nowogrodzkiej biorą w nich udział m.in. sekretarz Krzysztof Sobolewski i wicepremier Jacek Sasin.
Szefami struktur wojewódzkich mieliby być m.in. Elżbieta Witek, Mateusz Morawiecki, Beata Szydło, Mariusz Kamiński, Henryk Kowalczyk, Jacek Sasin i Ryszard Terlecki. Pojawił się także pomysł, by co do zasady nie szefowali w województwach, w których startowali w poprzednich wyborach. Ma to zwiększyć wewnętrzną rywalizację w regionach i przewietrzyć lokalne układy. Choć, jak zastrzegają nasi rozmówcy, w tej kwestii mogą być wyjątki. – Założenie jest takie, że byłoby prawie 100 drobnych szefów i 16 ważnych w województwach. Drobni mieliby organizować pracę w terenie, a główni odpowiadać za cały region – mówi polityk PiS. A inny dodaje: – Cel zmian w strukturach to lepsza współpraca oraz ich zdynamizowanie, bo zbliża się kampania wyborcza.
Wprawdzie dziś istnieje struktura regionalna partii oparta na województwach, ale jest wtórna wobec regionów opartych na 41 okręgach poselskich, których szefami są prominentni politycy. – Ona jest trochę w uśpieniu, może reaktywacja i zmiana formuły działania ożywiłaby ją – podkreśla nasz rozmówca z Nowogrodzkiej. Dziś na czele rady regionalnej stoi polityk z jednego z okręgów wchodzących w jej skład, gdzie w ostatnich wyborach doszło do najwyższego wzrostu poparcia dla PiS. W założeniu ma to premiować najbardziej aktywnych działaczy. – Według nowej koncepcji będzie coś w rodzaju „instancji opiekuńczo-nadzorczo-odwoławczej”. Na czele tej rady będzie ktoś, kto nie jest bezpośrednio zaangażowany w politykę z tych okręgów – słyszymy. Chodzi też o to, by partyjne doły nie domagały się każdorazowo interwencji prezesa PiS.

Zmiany w PiS

Nowa formuła może oznaczać wewnętrzne przemeblowanie w hierarchii, bo szefami małych okręgów nie będą mogli być politycy, którzy są w rządzie. Zmiany mogą służyć wewnętrznemu balansowaniu układu sił. Ostatnio w rządzie wzmocnił się premier, wojewódzkie funkcje dla innych najważniejszych polityków PiS byłyby ich wzmocnieniem, tym bardziej że w nowym układzie szefem okręgu przestałby być np. bliski współpracownik Mateusza Morawieckiego, szef KPRM Michał Dworczyk. – Punktem wyjścia jest to, by nie łączyć tych funkcji – przyznaje nasz rozmówca.
Nie wszyscy w PiS są przekonani do planowanych zmian. – Polityk mający funkcję w rządzie ma też większą moc sprawczą, większą rozpoznawalność. Wizytując swój okręg dwa–trzy razy w miesiącu, jest w stanie załatwić więcej niż szeregowy działacz – przekonuje osoba z PiS. Ale Jarosławowi Kaczyńskiemu chodzi o rozładowanie wewnętrznych napięć w partii, a dopuszczenie działaczy niższego szczebla do zarządzania okręgami partyjnymi – oraz samo zwiększenie liczby tych okręgów – pozwoli ich bardziej docenić.

"Na razie to tylko koncepcje"

W partii rządzącej wrócił także temat zmiany ordynacji wyborczej. W przypadku Sejmu zamiast obecnych 41 okręgów, w których wybieramy 460 posłów w ordynacji proporcjonalnej, miałoby być 100 okręgów z mniejszą liczbą mandatów. Z kolei w wyborach do Senatu liczba 100 okręgów (jednomandatowych) miałaby zmaleć tak, by w każdym wybieranych było po dwóch–trzech senatorów.
Ale nasi rozmówcy z PiS przyznają, że na razie to tylko koncepcje i żadne kierunkowe decyzje jeszcze nie zapadły. Zresztą nie wszyscy są do tych propozycji przekonani. Może być też problem z uzyskaniem politycznego poparcia dla zmian w ordynacji. – Niektórzy nasi senatorowie są niechętni zmianom, bo czują się bezpiecznie w swoich okręgach. Z kolei nasi koalicjanci (Solidarna Polska – red.) są przeciwni zmianie ordynacji do Sejmu – mówi nasz rozmówca. Przy obecnej ordynacji sejmowej ugrupowanie Zbigniewa Ziobry – startujące z list PiS – zyskało na tym, że całe struktury promowały jednego kandydata w okręgu, dzięki czemu łatwiej mu było zdobyć mandat. Z kolei politycy PiS często musieli konkurować między sobą. Ewentualne zwiększenie liczby okręgów sejmowych oznaczałoby mniejszą liczbę mandatów do zdobycia w każdym z nich, a to stanowiłoby poważne utrudnienie dla mniejszych ugrupowań.
Pozytywnie o zmianach w ordynacji w rozmowie z PAP wypowiedział się Paweł Kukiz, od decyzji którego często zależy, czy PiS ma większość w ważnych głosowaniach. – Sama dyskusja o ordynacji wydaje mi się dobrym prognostykiem. Dla mnie kompromisem byłaby mieszana ordynacja wyborcza do Sejmu, gdzie np. połowa posłów wybierana jest w jednomandatowych okręgach wyborczych – stwierdził polityk.