Warszawa nie ma prawa zlecić z wolnej ręki wywozu odpadów Miejskiemu Przedsiębiorstwu Oczyszczania – orzekła Krajowa Izba Odwoławcza. Prywatne firmy będą więc mogły walczyć o wart prawie miliard złotych kontrakt na odbiór śmieci.
Stołeczny ratusz planował zlecić odbiór odpadów MPO w procedurze in-house. Przepisy pozwalają, aby miasto, które ma własną spółkę komunalną, powierzało jej realizację zamówień bez przetargu. Trzeba wówczas jednak spełnić określone warunki. Krajowa Izba Odwoławcza orzekła w poniedziałek rano, że przy tym zamówieniu nie zostały one spełnione.
Aby ratusz mógł udzielić zamówienia in-house spółka komunalna musiałaby świadczyć 90 proc. działalności wyłącznie na jego rzecz. Problem w tym, że choć formalnie to ona zajmuję się zagospodarowaniem odpadów, w praktyce musi korzystać z pomocy innych firm. Posiadana przez nią instalacja nie jest bowiem w stanie przetworzyć wszystkich zbieranych w Warszawie śmieci. KIO uznała, że część zamówienia, które jest realizowane z udziałem podwykonawców nie może być wliczane do wspomnianych 90 proc. działalności.
Zdaniem KIO warszawskie MPO nie dysponuje też wystarczającymi zasobami, że samodzielnie wywozić śmieci z prawie połowy miasta. To zaś oznacza, że musiałoby zatrudnić podwykonawców. W ten sposób złamano by kolejny warunek dotyczący procedury in-hosue.
Jeśli wyrok się uprawomocni to stołeczny ratusz będzie musiał zorganizować otwarty przetarg, w którym będą mogły wystartować prywatne firmy. Aż 10 takich przedsiębiorstw w odwołaniach wniesionych do KIO podważało udzielenie zamówienia MPO z wolnej ręki.
- Monopolista zawsze dąży do zawładnięcia całym rynkiem. A firmy, które zostaną z niego wyrugowane już nie wrócą, bo po prostu splajtują. I to w sytuacji, gdy poczyniły gigantyczne nakłady na dostosowanie się do wymagań środowiskowych. Nie rozumiem, dlaczego MPO nie miałoby rywalizować z prywatnymi przedsiębiorstwami na normalnych rynkowych zasadach – komentował dla DGP w marcu Sławomir Rudowicz, przewodniczący Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami.