Donald Tusk podjął decyzję o rozdzieleniu wizyt w Katyniu na wniosek Moskwy. Żądał tego Władimir Putin; na skutek działania Kremla, nacisku Kremla na kancelarię premiera i na Donalda Tuska rozdzielono te wizyty - powiedziała w niedzielę poseł PiS Joanna Lichocka.

"Jak się rozmawia z politykami, zwłaszcza z tej części Europy, która dobrze zna barbarzyństwo Rosjan - to najczęściej nie ma wątpliwości, co się zdarzyło w Smoleńsku" - powiedziała Lichocka w Polskim Radiu 24, dodając, że "wszyscy wszystko wiedzą".

"Ja myślę, że to przeświadczenie o tym, że ta tragedia, katastrofa smoleńska nie odbyła się bez udziału osób trzecich, że trzeba brać pod uwagę to, że ci ludzie zostali po prostu zamordowani, jest w tej chwili obecna również w głowach tych, którzy tę hipotezę do tej pory wypierali" - oceniła poseł PiS

Pytana o tezę, iż "winni byli piloci", Lichocka powiedziała: "nie powtarzajmy kłamstw moskiewskiej propagandy".

"Ja wiem, że tę moskiewską propagandę i dezinformacje powielały media w Polsce, takie jak TVN, Gazeta Wyborcza, jak kierowany wówczas przez Tomasza Lisa tygodnik Wprost. Ja to wszystko pamiętam" - mówiła. "Nie powielajmy tych kłamstw (ws. katastrofy smoleńskiej - PAP). Ani samolot nie podchodził cztery razy do lądowania, ani to nie była to wina pilotów, ani nie działali oni pod presją nietrzeźwego generała" - wyjaśniła. Podkreśliła, że "to są wszystko putinowskie wrzutki, to wszystko moskiewskie kłamstwa".

Lichocka przyznała, że "oczekiwałaby, żeby te stacje, jak np. TVN, które dopuszczały się kłamstw na temat ludzi, którzy zginęli w tej katastrofie, jak o generale Błasiku, jak o kapitanie Protasiuku (...), żeby po prostu przeprosiły". "Myślę, że rodziny gen. Błasika, kpt. Protasiuka czekają na to przepraszam" - dodała.

"Na to, żeby z tych kłamstw, z tych rosyjskich śmieci wreszcie polskie media się oczyściły i powiedziały to przepraszam" - podkreśliła.

Poseł PiS przypomniała, że od 12 lat nie rozmawia z tymi mediami i dziennikarzami, które wymieniła. "Było to nie tylko przekroczenie etyki dziennikarskiej (...), ale w tym wypadku śmierci tych ludzi było to po prostu przekroczenie zwykłych, podstawowych zasad etycznych, ludzkich" - mówiła. "I tego się nie zapomina. to jest kwestia życia i śmierci, to jest kwestia szacunku po śmierci do człowieka. To jest tak obce naszej cywilizacji, tak barbarzyńskie, tak ruskie, właśnie kremlowskie, że niedopuszczalne" - oceniła.

Lichocka podkreśliła, że oczekuje, że nowy właściciel TVN "coś z tym zrobi".

Zwróciła uwagę, że "ten proces myślowy takiej weryfikacji tego, co się zdarzyło w Polsce, co się zdarzyło w Smoleńsku, ale też co się działo później z tą walką z demokratycznie wybranym rządem po zwycięstwie PiS, jest jeszcze przed elitami wielu państw i Unii Europejskiej, także elitami USA". "Bo ta dezinformacja, to ruskie kłamstwo ciągle jednak jakoś jest szerzone i w znacznej części jeszcze obowiązuje" - powiedziała.

Przypomniała, że w 2010 r. w mediach "nie można było mówić, jak doszło do rozdzielenia wizyt w Smoleńsku" i "o tym, kto zawinił". "Nie można było przedstawiać stanowiska kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego" - zaznaczyła.

Pytana o przyczyny rozdzielenia w 2010 r. wizyt premiera i prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Lichocka powiedziała: "to już jest dość dobrze zbadane i dość dobrze udokumentowane".

Przypomniała, że po katastrofie smoleńskiej "dość szybko" została zwolniona z Telewizji Polskiej i zaczęła realizować filmy dokumentalne. "Zrobiłyśmy (z Marią Dłużewską - PAP) film Mgła i Pogarda opowiadając m.in. o tym, jak doszło do rozdzielenia wizyt i jak potem wyglądały wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Jak zostało oddane śledztwo Rosjanom" - powiedziała.

"Donald Tusk podjął decyzję o rozdzieleniu tych wizyt na wniosek Moskwy. Żądał tego Władimir Putin. Pierwotnie miały być wspólne uroczystości 10 kwietnia i dopiero na skutek działania Kremla, nacisku Kremla na kancelarię premiera i na Donalda Tuska - rozdzielono te wizyty" - wyjaśniła poseł PiS.

Przypomniała "na miesiąc przed 10 kwietnia" spotkanie dziennikarzy, którzy mieli obsługiwać medialnie uroczystości w Katyniu u szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Andrzeja Przewoźnika, który współorganizował te uroczystości. "Pamiętam, jak był zgnębiony tym, że już się chyba nie da nic zrobić, że jest takie parcie na rozdzielenie tych wizyt - wbrew logice, wbrew interesom Polski, wbrew polskiej racji stanu" - powiedziała.

"To było robione wbrew tym, którzy dbali o polskie sprawy. I to była cyniczna gra Donalda Tuska i jego otoczenia - nie tylko po to, żeby spełnić oczekiwania strony rosyjskiej, ale też po to, żeby obniżyć rangę prezydenta Lecha Kaczyńskiego" - wyjaśniła Lichocka, przypominając, że "oni walczyli z Kaczyńskim od początku jego prezydentury".

Zwróciła uwagę, że w tym czasie "oni walczyli z Lechem Kaczyńskim tym bardziej", bo "spodziewali się, że to Lech Kaczyński będzie kandydatem na prezydenta, będzie walczył o kolejną kadencję". Przypomniała, że "za pół roku miały być wybory" i "w związku z tym trzeba było tego Lecha Kaczyńskiego upokarzać, upokarzać, upokarzać". "To była metoda działania panów Tuska, Grasia, Palikota" - oceniła.

"Cena polityczna tej gry jest jeszcze przed Donaldem Tuskiem" - zapowiedziała. "To znaczy on jeszcze za to nie poniósł odpowiedzialności" - wyjaśniła poseł PiS.

"Sugeruję to, że Donald Tusk nigdy już nie będzie premierem. Już nie będzie pełnił żadnej poważnej funkcji politycznej w Polsce, ponieważ zapłaci polityczną cenę za to, co wtedy zrobił" - wyjaśniła Lichocka, dodając, że "nie mówi o trybunale stanu, o prokuraturze".

Wyjaśniła, że mówi "jak polityk o konsekwencjach politycznych tej jego ówczesnej postawy". "Ten człowiek jest w moich oczach - ale myślę, że zacznie być coraz bardziej w oczach większości Polaków - skończonym politykiem" - oceniła.

"Tego pana już, moim zdaniem, na scenie politycznej w ważnej roli, w ważnej funkcji publicznej nie zobaczymy. I mam, nadzieję, że nie zobaczymy, ponieważ to, co wtedy zrobił - było wprost działaniem przeciwko Polsce, przeciwko polskiemu prezydentowi, przeciwko pamięci tych oficerów, którzy zostali zamordowani" - powiedziała Joanna Lichocka.

10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku, w katastrofie samolotu Tu-154M, zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka, oraz ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski. Polska delegacja zmierzała na uroczystości z okazji 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.(PAP)

autor: Grzegorz Janikowski