Stan wyjątkowy, poza odsunięciem dziennikarzy od granicy, niczego nie dał; wprowadzono zaś nowelizację, która go de facto przedłuża i to z groźnym precedensem ustrojowym, który daje szefowi MSWiA możliwość przedłużania stanu wyjątkowego w nieskończoność - ocenił w środę wiceszef PO Tomasz Siemoniak.

We wtorek odrzuceniem poprawek Senatu zakończyły się parlamentarne prace na nowelizacją, która umożliwia m.in. wprowadzenie rozporządzeniem szefa MSWiA czasowego zakazu przebywania w strefie nadgranicznej. Również we wtorek nowelę podpisał prezydent, a wieczorem opublikowana została w Dzienniku Ustaw. Przepisy weszły w życie w środę. Szef MSWiA Mariusz Kamiński wydał rozporządzenie zgodnie z którym od 1 grudnia do 1 marca w 183 miejscowościach przy granicy z Białorusią obowiązywać będzie zakaz przebywania.

Siemoniak powiedział w Radiu Zet, że posłowie KO są oczywiście za ochroną granicy, ale głosowali przeciwko nowelizacji. "Mimo takich sygnałów, że PiS chce coś robić w porozumieniu - a mówię o tym posiedzeniu sprzed kilku tygodni - dzień po takich wstrząsach na granicy – to wszystko się odbyło tak, jak zawsze, to znaczy w ostatniej chwili, z wyrzuceniem poprawek opozycji do kosza" - dodał.

Według niego, przyjęto nowelizację "z groźnym precedensem ustrojowym". "Bo stan wyjątkowy musiał się skończyć, to konstytucja o tym decyduje i wprowadzono ustawę, która de facto przedłuża ten stan wyjątkowy. Mało tego - ministrowi spraw wewnętrznych daje możliwość przedłużania stanu wyjątkowego rozporządzeniem" – zaznaczył.

Na uwagę, że na mocy nowelizacji zakaz przebywania już został wprowadzony, do 1 marca, a szef MSWiA może ten termin wydłużać, Siemoniak przyznał, że minister spraw wewnętrznych „może to robić w nieskończoność” i może to robić na obszarze większym, niż obejmował stan wyjątkowy, bo "tutaj jest do 15 kilometrów i na obszarze całej granicy, która nie podlega strefie Schengen".

Były minister obrony podkreślił, że nie rozumie, dlaczego nowelizację przeprowadzono w ostatniej chwili i w takiej formie. "Od 3 miesięcy było wiadomo, że stan wyjątkowy będzie musiał się skończyć. Dlaczego w ostatni wieczór głosujemy, dlaczego ustawa trafia w ostatniej chwili, z dużymi błędami, dlaczego tak ważne sprawy, które dotykają praw człowieka, a prawo poruszania się po całym terytorium jest jednym z praw obywatelskich, są załatwiane właśnie w taki sposób” – powiedział.

Zdaniem Siemoniaka, "stan wyjątkowy – poza odsunięciem dziennikarzy od granicy - nie spełnił swojej roli". "Bo gdyby spełnił, to nie musiano by szukać tego rozwiązania, tego substytutu. A jeżeli już szukano tego substytutu, to dlaczego w ostatniej chwili, dlaczego bez dialogu z opozycją i dlaczego łamiąc prawa obywatelskie" - pytał.

Dopytywany, co zrobiłaby PO gdyby rządziła, Siemoniak zapewniał, że PO "do tej sytuacji by nie doprowadziła". Podtrzymał też swoją opinię z początku września, że stan wyjątkowy "był działaniem nadmiarowym, propagandowym i niczego nie dał". Przekonywał, że ograniczenia może wprowadzać wojewoda, a „wszelka działalność służb i wojska nie ma nic wspólnego ze stanem wyjątkowym", gdyż takie służby mogą działać na odrębnych zasadach i np. zatrzymywać nielegalnych migrantów.

„Jest ustawa o ochronie granicy i można (na jej podstawie) budować dowolne płoty, mury, infrastrukturę graniczną. Przecież tutaj ten stan wyjątkowy też niczego nie dał. Przecież ograniczyło to tylko dziennikarzy i NGO-sy (organizacje pozarządowe). A sytuacji to nie rozwiązało, skoro musiano wprowadzić nową ustawę i przedłużyć de facto ten stan wyjątkowy na granicy” – mówił.

Na uwagę, że teraz o obecności dziennikarzy przy granicy będzie decydować miejscowy komendant Straży Granicznej, a premier Mateusz Morawiecki poinformował, że do dyspozycji będzie centrum medialne przy granicy, Siemoniak odparł, że "to są pomysły, które sami dziennikarze powinni źle przyjmować, jako jakąś reglamentację". "Centrum prasowe można zrobić w Warszawie. A chodzi o to, żeby dziennikarze polscy i światowi mieli dostęp do tej sytuacji" – dodał.

Polityk przyznał, że nie chodzi "pełną swobodę" dla dziennikarzy, gdyż to jest jego zdaniem niemożliwe, ale powinni mieć "pełen dostęp do informacji i do różnych miejsc i sytuacji". Dodał, że teraz taki dostęp jest możliwy za zgodą komendanta placówki Straży Granicznej. "To oznacza sytuację taką, że jeżeli dany dziennikarz skrytykuje jakieś działanie Straży Granicznej, a ludzie są ludźmi i nie zawsze wszyscy działają idealnie, to już na drugi raz tej zgody nie dostanie" – ocenił.

Podkreślił, że dziwi się politykom PiS, którzy odsyłają do „filmików, które robi Straż Graniczna czy wojsko". Uznał to, za "myślenie całkowicie niedemokratyczne". "Czasem boli to co media powiedzą, napiszą, no bo taka jest natura tego świata, ale summa summarum znacznie bardziej jest opłacalne jeżeli niezależne media są w różnych sytuacjach" - mówił Siemoniak.

Ocenił, że "rządzący widzą, że było błędem odcięcie mediów, że mogli dziennikarze światowi poruszać się w totalitarnej Białorusi i przedstawiać różne informacje, a w Polsce spotykały ich sytuacje dziwne albo ich nie dopuszczano".

Siemoniak zaznaczył, że wojna informacyjna jest elementem obecnej sytuacji i "wizerunek Polski tez jest tutaj bardzo ważny". "A demokratyczność Polski i to, że tu jest wolność słowa i wolność prasy jest naszą bronią, jest naszą wielką przewagą w walce z reżimem Łukaszenki. I my nie umieliliśmy tego wykorzystać, bo ktoś się bał, że będzie skrytykowany, że +jest brudny namiot+ albo coś złego się dzieje” – powiedział. (PAP)

Autor: Mieczysław Rudy