Premier Mateusz Morawiecki chce od TK uzyskać licencję na łamanie prawa UE i na prowadzenie z nią wojenki, choć nie ma konfliktu pomiędzy polską konstytucją a unijnym prawem - przekonywali w środę posłowie Lewicy. Ostrzegali przed konsekwencjami, także finansowymi, takiego sporu.

Trybunał Konstytucyjny w pełnym składzie ma w środę kontynuować rozprawę po wniosku premiera Mateusza Morawieckiego z końca marca dotyczącym zgodności z konstytucją niektórych z przepisów Traktatu o Unii Europejskiej. Zarzuty zawarte w liczącym blisko 130 stron wniosku premiera sprowadzają się m.in. do pytania o zgodność z polską konstytucją zasady pierwszeństwa prawa UE oraz zasady lojalnej współpracy Unii i państw członkowskich.

Do tej sprawy odnieśli się na briefingu zorganizowanym przed siedzibą TK posłowie Lewicy: Krzysztof Śmiszek i Andrzej Szejna.

"Premier Morawiecki składając wniosek do trybunału Julii Przyłębskiej chce uzyskać licencję na łamanie prawa UE i na prowadzenie z Unią wojenki. Za chwilę będziemy mieli do czynienia z kolejnym odcinkiem przeciągania liny, z tą grą, wojenką, którą premier wypowiedział UE. W tej grze lepsze karty ma UE i instytucje europejskie, które decydują o tym, czy pieniądze z funduszy europejskich przepłyną do Polski czy nie" - powiedział Śmiszek.

Dodał, że "jest stałe łącze między TK a Nowogrodzką", a Trybunał nie jest instytucją samodzielnie podejmującą decyzje.

"Trzeba sobie powiedzieć bardzo jednoznacznie przed tym budynkiem i tą pseudorozprawą: nie ma konfliktu pomiędzy polską konstytucją a prawem UE, konflikt jest wykreowany na potrzeby polityczne, jest pozorny, urodził się w głowie Jarosława Kaczyńskiego po to, by odcinać polityczne kupony od wojenki z UE. Nie ma konfliktu pomiędzy konstytucją a traktatami, konstytucja mówi wyraźnie: prawo międzynarodowe (...) jest częścią prawa krajowego. Ten konflikt jest wykreowany sztucznie" - mówił poseł Lewicy.

Śmiszek podkreślał, że choć "problem jest wyimaginowany, to kary finansowe ze strony TSUE mogą być bardzo realne i z tym mamy już do czynienia w przypadku Turowa". Apelował do premiera od wycofanie wniosku z TK.

Szejna stwierdził, że konsekwencją ciągnięcia przez Polskę sporu z UE może być dalsze wstrzymywanie wypłaty unijnych środków z Funduszu Odbudowy dla Polski. Przekonywał, że będzie to oznaczało ogromne straty dla kraju.

Premier sformułował wniosek do Trybunału po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z początku marca w sprawie możliwości kontroli przez sądy prawidłowości procesu powołania sędziego. Szef rządu zakwestionował przepisy, które w zaskarżonym rozumieniu uprawniają lub zobowiązują organ do odstąpienia od stosowania polskiej konstytucji lub nakazują stosować przepisy prawa w sposób niezgodny z nią. Jak podkreślono we wniosku premiera takie rozumienie przepisu "budzi daleko idące i uzasadnione wątpliwości konstytucyjne, nie znajdując żadnego potwierdzenia w tekście traktatów będących przedmiotem kontroli TK".

Premier zaskarżył też normę Traktatu w rozumieniu, w którym uprawnia lub zobowiązuje organ do stosowania przepisu, który na mocy orzeczenia TK utracił moc obowiązującą. Istotne zastrzeżenia konstytucyjne premiera budzi też zaskarżony przez niego przepis prawa unijnego w rozumieniu, które uprawnia sąd do kontroli niezawisłości sędziów powołanych przez prezydenta oraz uchwał Krajowej Rady Sądownictwa ws. powołania sędziów.

Rozprawa pełnego składu TK rozpoczęła się 31 sierpnia br., jednak wówczas ogłoszono przerwę do 22 września po złożeniu przez przedstawiciela Rzecznika Praw Obywatelskich wniosku o wyłączenia sędziego Stanisława Piotrowicza. RPO wskazywał m.in., że sędzia ten - jeszcze jako poseł i przedstawiciel klubu parlamentarnego PiS - był "jednym z kluczowych polityków, który przeprowadzał zmiany ws. sądownictwa".