Do szczepień bardziej zachęca covidowy paszport i możliwość przyjęcia drugiej dawki w dowolnym punkcie niż wygrana na loterii.

Najnowszy sondaż United Surveys dla DGP i RMF FM pokazuje, jakie poluzowania pandemicznych obostrzeń Polacy przyjęli najlepiej. Na pierwszym miejscu jest powrót dzieci do szkół – tak wskazuje ponad 53 proc. respondentów. Na kolejnym miejscu – 14 proc. – wyjście do restauracji. Dalej badani wskazali na otwarcie siłowni, stadionów, koncerty. Widać różnice w odpowiedziach między płciami. Więcej kobiet niż mężczyzn cieszy się z otwarcia restauracji, za to wcale nie cieszą się z otwarcia stadionów, co z kolei jest ważne dla panów.
Zapytaliśmy także o skuteczność zachęt do szczepień. Na podium są paszport covidowy i praktyczne udogodnienia, czyli możliwość przyjęcia drugiej dawki w dowolnym punkcie. Tylko dla 7 proc. ważnym bodźcem jest loteria i możliwość wygrania nagrody.
Według dra Rafała Bartczuka, psychologa społecznego, który bierze udział w projekcie badawczym UW i KUL analizującym postawę Polaków wobec szczepień, sondaż dla DGP pokrywa się z pierwszymi wynikami ich badań: pragmatyka i bezpieczeństwo zwyciężają. A kluczowym czynnikiem wpływającym na decyzje jest troska o zdrowie. To ma jednak także drugą stronę – efekty uboczne mogą zniechęcić do przyjęcia preparatu, osoby niechętne przede wszystkim mówią o strachu.
– To, co jest ciekawe w wynikach, to duża grupa osób, które się wahają. To ok. 60 proc. w grupie niezaszczepionych – dodaje Bartczuk. Co mogłoby ich przekonać? Na pierwszy rzut oka wzmocnienie przekazu świadczącego o bezpieczeństwie preparatu. To jednak trudne. – Nie przekona nas lekarz, bo słuchamy raczej osób z najbliższego środowiska, rodziny. Potrzeba również bardziej wyważonego przekazu, o ryzyku i szansach szczepień. Nie jednostronnego, bo to budzi większą nieufność – dodaje psycholog. I podkreśla, że walka z przeciwnikami szczepień nie ma sensu. – Trzeba dotrzeć do niezdecydowanych – mówi ekspert.
Nasz rozmówca z rządu potwierdza, że zaczyna się walka o każdy procent zaszczepionych. – Dziś zaszczepionych i zarejestrowanych na wkłucie jest ponad 50 proc. Polaków, potrzebujemy ok. 60 proc., by osiągnąć odporność populacyjną. Jeśli więc nagrody skuszą choćby połowę z tych brakujących, może to okazać się ważne – mówi osoba z KPRM.
Jak poluzowanie przełożyło się w praktyce na sytuacje pandemiczną? Zdaniem dra Franciszka Rakowskiego z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania UW największym zaskoczeniem są szkoły. Okazało się, że jest w nich o wiele mniej ognisk zachorowań niż sześć tygodni temu. – Być może wpływ na to ma fakt, że część dzieci jest uodporniona, sale są wietrzone, uczniowie częściej przebywają na dworze, a do szkoły dojeżdżają na rowerze – tłumaczy. Jak przyznaje, transmisyjność spadła o połowę w porównaniu z jesienią czy zimą. – Pandemia okazała się mniej groźna, niż wynikało z modeli – dodaje matematyk. Jak podkreśla, przewidywania były takie, że po otwarciach liczba przypadków ustabilizuje się na poziomie 2 tys. dziennie z możliwością wzrostu do 12 tys. dziennie na początku lipca. Tak się jednak nie dzieje.
Efekt innych poluzowań jest zgodny z modelem. Liczba przypadków spada, bo coraz więcej Polaków jest zaszczepionych. – Jesteśmy w końcówce epidemii wywołanej obecnymi szczepami wirusa, pomaga nam też pogoda. Na razie ogniska wirusa indyjskiego w Polsce są nieliczne i izolowane – mówi Rakowski.
Poprosiliśmy resort zdrowia o dane dotyczące zachorowań na COVID-19, pomimo przyjęcia pierwszej lub drugiej dawki szczepienia. W sumie – według stanu na 8 czerwca – to 81 157 osób. Na ten dzień wykonano ponad 22,3 mln szczepień, z czego ok. 14,7 mln pierwszą dawką (lub jednodawkowym preparatem od Johnson & Johnson). To oznacza, że liczba chorujących wynosi zaledwie pół procenta wszystkich zaszczepionych jedną dawką.
Najwięcej zachorowań (44 511) odnotowano w okresie do 14 dni po przyjęciu pierwszej dawki. Do kolejnych 25 424 zakażeń doszło po upływie 14 dni od pierwszej dawki, a jeszcze przed drugą. Najmniej przypadków zachorowań pojawiło się w okresie do 14 dni po drugiej dawce (3158), natomiast w czasie powyżej 14 dni po drugiej dawce było ich już 8064.
– Zgodnie ze stanowiskiem Światowej Organizacji Zdrowia budowanie odporności po szczepieniu trwa zwykle przez kilka tygodni, dlatego też jest możliwe, że osoba, która przyjęła szczepionkę, będzie zainfekowana z uwagi na to, iż nie wykształciła jeszcze odpowiednio silnej odpowiedzi układu odpornościowego w przypadku ekspozycji na wirusa SARS-CoV-2. Możliwe jest także, że osoba, która została zaszczepiona, uległa zakażeniu na krótko przed przyjęciem preparatu, a objawy zachorowania wystąpiły dopiero po zastrzyku, co skutkowało dopuszczeniem pacjenta do zaszczepienia – wyjaśnia Jarosław Rybarczyk z biura komunikacji Ministerstwa Zdrowia.