Gdy 25 września 2018 r. do MSZ został wezwany ambasador Belgii w Polsce Luc Jacobs, nasi urzędnicy formułowali poważne zarzuty. Ówczesny wiceszef ministerstwa spraw zagranicznych Andrzej Papierz miał pretensję do dyplomaty, że władze w Brukseli umożliwiły wjazd Ludmyle Kozłowskiej, która od sierpnia 2018 r. na wniosek Polski była wpisana do SIS – bazy danych, w której znajdują się m.in. osoby określane jako zagrożenie dla bezpieczeństwa państw Unii.

ak wynika z posiadanych przez redakcję DGP dokumentów, Andrzej Papierz stwierdził, że Kozłowska jest podejrzana o „udział w praniu brudnych pieniędzy” na kwotę „co najmniej miliona euro za pośrednictwem banków powiązanych z FSB”. Teza ta jest naczelnym argumentem, który ma świadczyć za koniecznością wpisania jej do SIS. Problem w tym, że nigdy nie została ona nawet uprawdopodobniona. Za to w kolejnych orzeczeniach sąd kwestionuje jakość materiałów służb na ten temat. Najnowsze pochodzi z 29 stycznia tego roku. W uzasadnieniu Wojewódzki Sąd Administracyjny, który zapoznał się z niejawnymi dokumentami w tej sprawie, pisze wprost: „zgromadzony materiał, w tym sam dokument o klauzuli «Tajne», nie dawał podstaw do uznania, że zaistniała podstawa umieszczenia danych skarżącej w wykazie oraz przekazania ich do SIS do celów odmowy wjazdu. Sąd uznał, że zawarte w tym dokumencie informacje są bardzo ogólnikowe i nie pozwalają na jednoznaczne przyjęcie, iż względy bezpieczeństwa przemawiają za umieszczeniem danych skarżącej (…) w SIS”. Jak stwierdza sąd, ani dokumenty tajne, ani inne zgromadzone w sprawie nie wskazywały, by Kozłowska „stanowiła zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa”.
Na łamach DGP na podstawie dokumentów ABW zaprezentowaliśmy, co jest w dossier Kozłowskiej. Dokumenty są wyjątkowo skromne, a dane kompromitują przede wszystkim służbę specjalną. Kluczowa jest również konkluzja z notatki ABW z 24 maja 2019 r., w której czytamy, że „nie jest możliwe zidentyfikowanie dokładnego źródła pieniędzy z Rosji (osoby lub firmy), ani też nie można wskazać, że konkretne działania FOD-u były finansowane za pośrednictwem nielegalnego procederu prania pieniędzy”. Polskie służby po prostu nie miały i nie mają kompromitujących Kozłowską informacji. A mimo to wiceszef MSZ posłużył się daną o „praniu pieniędzy” w rozmowie z ambasadorem Belgii. Andrzej Papierz nie blefował. Wysoki rangą urzędnik państwa polskiego najzwyczajniej w świecie kłamał, powołując się przy tym na autorytet służb specjalnych. Oskarżał Kozłowską o wypranie miliona euro mimo tego, że nie było na to nawet grama dowodu.
W kontekście rozmowy z Jacobsem zapytaliśmy Andrzeja Papierza, czy wobec tego dysponował jakimś własnym, ekskluzywnym źródłem informacji na temat szefowej FOD? Zapytaliśmy też, dlaczego minister powołuje się na informacje, których w dokumentach ABW po prostu nie ma? „MSZ nie komentuje spekulacji medialnych dotyczących rozmów z dyplomatami akredytowanymi w RP, ani nie przekazuje szczegółów dotyczących tych rozmów. Wszystkie informacje, jakie można było przedstawić opinii publicznej, zostały przekazane w wydanym oświadczeniu” – odpisało nam biuro prasowe MSZ.
Sama Kozłowska z przyklejenia łatki aferzystki najpewniej się już nie otrząśnie. Jej sprawa pozostanie jednak studium tego, jak za pomocą ważnych instytucji państwowych – MSZ i służb specjalnych – i przy współudziale zaprzyjaźnionych mediów można zbudować narrację, w której półprawdy budują alternatywną rzeczywistość. To wszystko nie dzieje się bez strat. Również dla instytucji państwa, które biorą udział w tej farsie.