Ponad dziewięć miesięcy po pandemicznym zamknięciu zaliczyliśmy największy spadek w historii styczniowej dzietności. Od ponad dekady nie było tak źle.

W styczniu 2021 r. – dziewięć miesięcy po pierwszym lockdownie – urodziło się 27,2 tys. dzieci. To o 5 tys. mniej (18 proc.) niż na początku 2020 r., wynika z danych PESEL.
– To potwierdza, że oczekiwania wyrażane w mediach, że jak młodzi ludzie będą mieli więcej czasu, to urodzi się więcej dzieci, były mocno na wyrost. Nie można tego przykładu odnosić do stanu wojennego. Dziś pojawienie się dzieci to wynik bardziej decyzji, a nie przypadku – podkreśla prof. Irena Kotowska z SGH.
Pandemia uderzyła w decyzje o posiadaniu dziecka, podkopując poczucie stabilizacji życiowej i to jednocześnie w dwóch obszarach. Szpitale w dużej mierze są zarezerwowane na potrzeby COVID-19. Wiele potencjalnych matek nie chce decydować się teraz na poród. Z drugiej strony gospodarcze perturbacje zachwiały pewnością finansową rodzin.
Pytanie, na ile ten pandemiczny spadek urodzeń okaże się przejściowy. Profesor Kotowska, ale także inni demografowie, zwracają uwagę, że COVID-19 powoduje odłożenie decyzji o posiadaniu dziecka, ale to, kiedy plany prokreacyjne zrealizują się i w jakim stopniu, zależy nie tylko od tego, kiedy minie niebezpieczeństwo zdrowotne. Również od tego, na ile szybko odbuduje się gospodarka i ustabilizuje sytuacja na rynku pracy.
Na razie trudno mówić o stabilizacji, bo szybko rośnie liczba zachorowań. Wczoraj nowych przypadków było już ponad 12 tys., dlatego rząd wprowadził nowe obostrzenia. Zasadniczą zmianą jest zapowiadana wcześniej regionalizacja dotycząca całych województw. W warmińsko-mazurskim, gdzie najszybciej wzrasta liczba nowych zakażeń, cofnięto wcześniejsze poluzowania. Zamknięte będą hotele, centra handlowe, muzea. Nauka w klasach I–III przejdzie na dwa tygodnie w tryb zdalny. Obecne decyzje dotyczą jednego województwa, ale mogą być rozszerzone. Od soboty wprowadzony zostanie zakaz noszenia przyłbic. Uszczelnione mają być także granice z Czechami i Słowacją.

Świadczyć o tym może bardzo zły wynik z początku 2021 r. Styczeń to kolejny po grudniu miesiąc, który pokazuje spadek liczby urodzeń w wyniku pandemicznego zamknięcia rok do roku. O ile w styczniu urodziło się 27,2 tys. dzieci, to w grudniu było to 25,5 tys. Te liczby pokazują niechęć do prokreacji wynikającą z zamknięcia państwa. Zostało ono wprowadzone w połowie marca.

‒ Jest to stan zagrożenia, który nie sprzyja podejmowaniu długookresowych decyzji takich jak o posiadaniu dzieci. Choć podejrzewam, że będą to decyzje odłożone, ale w takim przypadku zawsze pojawia się pytanie, czy odłożone decyzje zostaną zrealizowane ‒ mówi prof. Irena Kotowska z SGH. Choć przestrzega, by obserwować zmiany w dłuższych okresach. ‒ Nie przywiązywałabym się do danych z miesiąca. To jak mierzenie temperatury co godzinę ‒ podkreśla.

Mimo wszystko trudno się spodziewać, że w tym roku będzie znacząco lepiej. Dane pokazują, że liczba urodzeń liczona rok do roku w poszczególnych miesiącach spadła o 11 proc. w grudniu 2020 r. i 18 proc. w styczniu 2021 r. To źle wróży liczbie urodzeń za cały 2021 rok, która będzie efektem decyzji podjętych w 2020. A choć były w nim momenty poluzowania, jak latem, to jednak później jesienią sytuacja w ochronie zdrowia się pogorszyła. Czyli przez większą część roku żyliśmy w cieniu COVID-19 i z wizją obciążonej epidemią służby zdrowia, dlatego trudno się spodziewać znaczącego odbicia w urodzeniach w skali roku. Przeciwnie, to w tym roku liczba urodzeń może być najniższa od II wojny światowej.

Pandemiczne załamanie pokazuje, że wracamy do dramatycznej (pod kątem dzietności) sytuacji z roku 2003, kiedy liczba urodzonych dzieci wyniosła 351 tys. Po chwilowych wzrostach, m.in. w 2009 r., kiedy urodzenia wyniosły 417 tys., oraz w 2017 r., kiedy również odnotowano pik przekraczający 400 tys. urodzeń, od kilku lat widać spadek. W ostatnim roku urodziło się 355 tys. dzieci (jak podaje GUS), czyli niemal tyle ile w najgorszym 2003 r. W efekcie to był trzeci najgorszy rok z tak niską liczbą urodzeń od czasów II wojny światowej. W tym kontekście dodatkowy pandemiczny spadek jest bardzo niepokojący. ‒ Bo i też bardzo trudny do odwrócenia ‒ mówi prof. Irena Kotowska.

Jak przekonują demografowie, także długofalowo nie ma co liczyć, że liczba urodzeń będzie znacząco wzrastać. Oprócz sytuacji pandemicznej na przeszkodzie stoi czysta statystyka: spada liczba kobiet, z drugiej strony zmienia się społeczne podejście do dzietności.

Już w 2020 r. wskaźnik dzietności zapewne spadł poniżej 1,4. Pokazuje on, ile dzieci przypada na kobietę w wieku rozrodczym. Zastępowalność pokoleń gwarantuje wskaźnik na poziomie powyżej 2. W Polsce historyczne minimum to lata 2002‒2003, gdy spadł do 1,22. Politycy, wprowadzając program 500 plus i inne rozwiązanie wsparcia dla rodzin, zakładali, że w ciągu 10 lat wskaźnik dzietności zwiększy się do 1,6. Rok przed wprowadzeniem 500 plus w 2015 r. wyniósł on 1,289, potem szybko urósł do 1,453 w roku 2017, gdy liczba urodzeń przekroczyła 400 tys., i od tego czasu powoli się obniża.

Rozwiązania prodemograficzne mają znaleźć się w Nowym Ładzie, ale na razie jak w innych kwestiach rząd nie chce komentować, w jakim pójdą kierunku. Naukowcy postulują, by po czasie dużych transferów wrócić do rozwiązań umożliwiających.

Jak przekonuje prof. Kotowska, poprawa dzietności w Polsce zależy przede wszystkim od decyzji o dziecku podejmowanych przez kobiety z wykształceniem wyższym i średnim. Przy tym ważne są nie tylko decyzje o drugim, jak w innych krajach, ale także o pierwszym dziecku. Jak podkreśla ekspertka, dla tej grupy kobiet szczególnie istotne są rozwiązania umożliwiające łączenie pracy zawodowej z obowiązkami rodzinnymi, w tym zwłaszcza te, które stymulują zaangażowanie ojców w dom. Świadczyć mogą o tym dane z dużych miast. W tych powyżej 100 tys. jest obserwowany systematyczny wzrost dzietności od 2014 r., mimo że nie widać go w całym kraju. W 2013 r. współczynnik w dużych miastach wynosił zaledwie 1,15 wobec wartości 1,26 dla kraju. W 2019 r. osiągnął wartość 1,45 wobec 1,42 dla Polski. To może być dowodem na to, że wprowadzane rozwiązania polityki rodzinnej mają znaczenie dla określonej grupy rodzin, przede wszystkim dla par, w których oboje rodziców chce łączyć pracę zawodową z życiem rodzinnym.

URODZENIA W STYCZNIU