- Żurek: Inaczej państwo zapłaci miliony
- Żurkowi trudno unieść ciężar legendy
- Praworządność czy konstytucja?
- Po co Waldemar Żurek przygotowuje projekty?
- Zgniłe słowo kompromis
To raczej korekta tego, co chciał Adam Bodnar, niż nowe spojrzenie na sytuację w sądownictwie. Ton pozostaje rozliczeniowy, mimo zapewnień ministra, że zmierza do kompromisu. Waldemar Żurek, podobnie jak jego poprzednik, chce dywanowej weryfikacji sędziów, którzy otrzymali nominacje po 2017 r., dzieląc ich na trzy grupy. Oszczędzeni od weryfikacji mają być tylko młodzi sędziowie, natomiast ci, którzy otrzymali awanse w czasach PiS, mają być zdegradowani na niższe stanowiska - jest to grupa ok. 2600 osób, która miałaby pozostać przez dwa lata w obecnych sądach na delegacji.
Najostrzej ma być potraktowana grupa ok. 400 sędziów (w tym z SN i NSA), która przyszła do sądownictwa z innych zawodów prawniczych, np. adwokatury czy prokuratury. Oni zostaną wydaleni z zawodu i najprawdopodobniej będą mogli wrócić do starych profesji lub przyjąć posadę referendarza sądowego. Jednocześnie minister Żurek podkreśla, że nikomu nie zamierza zamykać drogi do sądu. Wszyscy będą mogli starać się o powołania i nominacje przed nową, zreformowaną Krajową Radą Sądownictwa w przyszłości. Dodatkowo chce zlikwidować Izbę Kontroli Nadzwyczajnej, skargę nadzwyczajną oraz zreformować Izbę Odpowiedzialności Zawodowej.
Żurek: Inaczej państwo zapłaci miliony
Minister podał szerokie uzasadnienie dla swoich działań. To oczywiście konieczność dostosowania się do konstytucji oraz orzecznictwa europejskiego, a także zablokowania odszkodowań, które grożą budżetowi państwa na rzecz osób, których prawa do sądu -przez dysfunkcje wymiaru sprawiedliwości - zostały naruszone. Waldemar Żurek w tym miejscu ma rację - jeżeli konflikt w sądownictwie będzie się pogłębiał, budżet będzie ponosił coraz większe wydatki. Odczują to też obywatele, gdyż pewność co do zapadających orzeczeń zostanie zachwiana. Tyle tylko — czy nowa-stara droga, którą proponuje, jest wykonalnym planem? Czy raczej zbiorem postulatów, w których realizację poza światłami kamer nie wierzy nawet sam minister?
Żurkowi trudno unieść ciężar legendy
Krakowski sędzia jest na ministerialnym stanowisku od kilku miesięcy. Wszedł do rządu obarczony dużymi oczekiwaniami, że zrobi to, czego nie udało się dokonać jego poprzednikowi Adamowi Bodnarowi. To obudziło nadzieję zawiedzionego twardego elektoratu koalicji rządzącej, że rozliczenie PiS również w sądownictwie jest ciągle możliwe. Żurek jest też zakładnikiem swojej legendy - sędziego, który w sposób bezkompromisowy walczył o praworządność w czasach PiS i spotkał się z represjami władz. Tyle tylko, że Żurek jako sędzia, ostry retorycznie krytyk działań PiS - to zupełnie inna płaszczyzna niż minister Żurek, który ma naprawiać sądownictwo w oparciu o konstytucję, ustawy i procedury.
Dziś PiS, po wygranych wyborach prezydenckich, chowa się za podwójną gardą. Weto prezydenta i przychylny Trybunał Konstytucyjny powodują, że żadne zmiany forsowane przez ministra sprawiedliwości, które zmierzają do odwrócenia tego, co wprowadził Zbigniew Ziobro, nie mają szans powodzenia. I to trzeba powiedzieć jasno.
Praworządność czy konstytucja?
Żurek jako minister, chcąc sprostać oczekiwaniom politycznym i presji wyborców, próbuje dokonywać ruchów pozaustawowych, wynikających z jego uprawnień zarządczych - jak próba odwoływania prezesów sądów - czy też działaniami balansującymi na granicy prawa, lub je przekraczającymi, jak zawieszenie systemu losowania „trójkowych” składów sędziowskich, za co został skrytykowany nawet przez środowisko, które jest mu przychylne.
Niewiele więcej da się w tym przypadku zrobić. Inaczej minister musiałby ignorować konstytucję, ustawy i daleko wykraczać poza swoje uprawnienia. A na to zgody nie ma nawet we własnym środowisku.
Po co Waldemar Żurek przygotowuje projekty?
Po co więc przygotowywać reformy, które najprawdopodobniej trafią do kosza, gdyż ich ton jest rozliczeniowy, a prezydent Karol Nawrocki na pewno ich nie będzie autoryzował podpisem - co zresztą zapowiadał.
Minister kupuje sobie czas. Przyjęcie projektów przez rząd, procedowanie w parlamencie tworzy wrażenie walki o zmianę rzeczywistości w sądach. Tyle tylko, że to wszystko już było. Dwie ustawy reformujące Krajową Radę Sądownictwa i Trybunał Konstytucyjny zostały zablokowane i skierowane do TK jeszcze przez Andrzeja Dudę. Zatem ten manewr po raz drugi może mieć tylko krótkotrwały efekt polityczny i jeszcze bardziej zniechęcić zniecierpliwiony elektorat oraz podważyć niezłomną legendę Waldemara Żurka jako skutecznego „młota” na reformy PiS w sądownictwie.
Zgniłe słowo kompromis
Ten scenariusz wydaje się czytelny. Czy stać nas na inny, np. taki, w którym wpisany jest polityczny kompromis? W chwili obecnej na pewno nie. Waldemar Żurek ma bardzo jasno zdefiniowane podejście i ocenę tego, co wydarzyło się w sądownictwie w latach 2015–2023. W rozmowie z nim często używa słów: „dyktatura”, „rządy autorytarne”, „Białoruś” itp. W postępowaniu kieruje się własną krzywdą, której doznał w czasach, kiedy był ścigany nie tylko dyscyplinarnie, ale też przez CBA. Z nim budowa jakiegokolwiek kompromisu nie jest możliwa, zresztą Donald Tusk, powierzając mu urząd ministra, świetnie zdawał sobie z tego sprawę.
Żurek może dziś liczyć na wsparcie grupy sędziów ze stowarzyszeń Iustitia i Themis oraz części środowisk prawniczych, chociaż ma się wrażenie, że grupa, która aktywnie zabiera głos i próbuje autoryzować działania ministra, szukając uzasadnień prawnych, gwałtownie się kurczy.
Do kompromisu trzeba też drugiej strony. I chęci nie widać. Nie ma jej po stronie odsuniętych środowisk sędziowskich - sędziów nominowanych po 2017 r., którzy zjednoczyli się w obawie przed weryfikacją. W części tego środowiska dominuje zresztą bardzo radykalny nurt rozliczeniowy wobec ministra Żurka, Bodnara i popierających go sędziów.
Również chęci do szukania kompromisu nie przejawia prezydent Karol Nawrocki. Szef jego kancelarii, Zbigniew Bogucki, spotkał się właśnie ze środowiskami prawniczymi. Byli to ludzie i organizacje wyłącznie znajdujący się po jednej stronie barykady w praworządnościowym sporze.
Smutna konkluzja
Zatem reformy Żurka są dziś pijarowskim gestem. Nie należy spodziewać się ich wejścia w życie. Utrzymanie rozliczeniowego tonu propozycji, z drugiej strony nieprzychylne podejście do takich zmian pałacu prezydenckiego, wyklucza możliwość współdziałania i skazuje projekt ministra na klęskę.
Jedynym rozwiązaniem pozostaje kompromis polityczny i prawniczy, innej realnej drogi po prostu nie ma. Na ten jednak na razie się nie zanosi i tak będzie, dopóki o reformach w wymiarze sprawiedliwości będą decydować radykałowie.