Przyglądając się wewnętrznemu życiu partii politycznych, wielu z nas dochodzi do wniosku, że nie jest oczywiste, do czego są nam potrzebne takie partie. Najprostsza odpowiedź brzmi: po to, żeby móc przeprowadzić wybory, które spowodują, że zostanie utworzony rząd. W zapleczu tej odpowiedzi jest jednak pytanie o to, czy partie polityczne różnią się na tyle i oferują nam na tyle wyraźne nadzieje, że wiemy, dlaczego na nie głosujemy. I tu pojawia się problem.
Wszyscy teoretycy demokracji zdecydowanie dowodzą, że w dobrej demokracji partie powinny posiadać wyraziste i zróżnicowane programy, tak żeby wyborca mógł świadomie decydować. Ponadto programy partii powinny być szeroko i obiektywnie omawiane przez media, bo wyborca nie musi się orientować we wszystkich niuansach.
Wiemy doskonale, że warunki te nie są spełniane ani w Polsce, ani w większości krajów demokratycznych. Nie jest to przy tym winą partii politycznych, lecz obecnego stanu demokracji i faktu, że wiele poglądów jest powszechnie akceptowanych i tendencja partyjna nie odgrywa specjalnej roli. Partie zatem spierają się o szczegóły oraz różnią ogólnymi tendencjami. Widać to doskonale w Polsce, gdzie dwie główne partie polityczne mają charakter eklektyczny, ale różnią się od siebie tym, że Platforma Obywatelska jest centrowa, nieco prawicowa, nieco lewicowa, nieco liberalna, zaś Prawo i Sprawiedliwość prawicowe, prokościelne, prorodzinne i patrzy w przeszłość jak w źródło dla teraźniejszości. Z tego nie wynika ani pogląd na to, jak pozbyć się długu publicznego, ani co zrobić z problemem autostrad, ani z edukacją publiczną.
Wbrew pozorom nie jest to źle, gdyż konkretne problemy trzeba rozwiązywać, sięgając po konkretne, a nie „programowe” środki. Natomiast interesujące jest, że jeżeli we współczesnych demokracjach wygrywają partie o wyrazistych poglądach, jak socjaliści w Hiszpanii czy prawica we Włoszech, to nie są to partie, które reprezentowałyby nowe poglądy, lecz raczej stanowią powtórkę sprzed stu lat. Przed stu i więcej laty toczył się w Europie wielki spór między socjalistami a nacjonalistami, w obu wydaniach były to partie reprezentujące poglądy radykalne. Obecnie aż na taki radykalizm nie ma miejsca, ale socjalizm w Hiszpanii był jak przed stu laty we Francji antyklerykalny i niemal zabawny w swoim zawzięciu na cały świat. Nacjonalizm nie wygrał nigdzie całkowicie, ale z braku innych inicjatyw oraz z racji przyczyn zewnętrznych (imigranci) pojawia się coraz silniej i coraz mocniej.
Jest to jednak powtórka z rozrywki i nawet jeżeli ta powtórka może stanowić pewne zagrożenie, nie dojdzie do wyeliminowania partii nowego typu, czyli partii w gruncie rzeczy bezprogramowych. Za bardzo doświadczyliśmy skrajnych konsekwencji radykalnego socjalizmu czy nacjonalizmu, byśmy pozwolili na swobodny rozwój takich partii, który musi w końcu iść w złą stronę. Nie widzę więc przyszłości dla tych odgrzewanych kotletów, chociaż fakt, że tendencja odgrzewania jest tak powszechna, świadczy o beznadziejnej bezideowości naszych czasów.
Nieobecność silnych ideologii nie jest zresztą spowodowana tylko pragmatycznym charakterem współczesnej polityki. Drugim, bardzo ważnym powodem zaistnienia tego zjawiska, jest to, że nie chcemy się – jako społeczeństwa i jako społeczność międzynarodowa – tak kłócić, jak miało to miejsce w okresie międzywojennym. W jakimś sensie demokracja dojrzała i wszyscy lub niemal wszyscy wiemy, że kompromis jest najważniejszy. A skoro tak cenimy kompromis, musimy miarkować swoje poglądy, bo inaczej będzie on niemożliwy. W Polsce powstała sytuacja szczególna, którą sprowokowało PiS, a mianowicie kompromis między dwiema największymi partiami okazuje się niewyobrażalny. Ale to jest tylko dowód na to, że partia ta lekceważy współczesne zasady mało ideowej demokracji, że nie potrafi być pragmatyczna, a wobec tego przegra. Kto marzy o odejściu od pragmatyzmu na rzecz ideowości, a czyni tak w Polsce wielu publicystów, ten nie zdaje sobie sprawy z potencjału zagrożenia.