Niezależnie od tego, jak bardzo rząd, Pałac Prezydencki i PiS będą zaklinały rzeczywistość, wczorajsza debata w Parlamencie Europejskim, wcześniejsze objęcie Polski tzw. mechanizmem ochrony praworządności i seria nieprzychylnych Polsce wypowiedzi eurokratów – szkodzą państwu.
Kliknij, aby zobaczyć galerię.
1 Załóżmy następujący scenariusz. Polska premier lub polski minister ds. energetyki jadą do Brukseli, by przekonywać Komisję do legalności pomocy państwa dla kopalń. To, czy takie działanie zostanie uznane za zgodne z prawem unijnym, czy też nie, zależy od arbitralnej decyzji komisarzy, szefa KE i jego pierwszego zastępcy, którym jest Frans Timmermans. Ten sam, którego Beata Szydło oskarżyła o stronniczość, bo przyjął od Bronisława Komorowskiego odznaczenie. Po tych słowach Timmermans zapewne i tak będzie miło rozmawiał z Beatą Szydło. Jestem pewien, że będzie się uśmiechał i wypowiadał okrągłe zdania o tym, jak ważnym partnerem dla Komisji jest jej rząd. Taka jest logika – znienawidzonej przez PiS – unijnej poprawności politycznej. Tego specyficznego kodu, który można lubić lub nie, ale należy go właściwie interpretować.
DGP
2 Mimo tej miłej atmosfery trudno oczekiwać, by w momencie decyzji komisarz nie uwzględnił wcześniejszych połajanek pod swoim adresem. To polityk, a nie mędrzec. Tak jak Szydło. Komisja, w której pracuje, jest ciałem wybitnie politycznym, a nie gronem eksperckim. Afekt funkcjonuje w niej na równi z analizą prawną.
DGP
3 Weźmy kolejny przykład. Od kilku tygodni Kancelaria Prezydenta organizowała wizytę w Brukseli. Andrzej Duda jechał do kwatery głównej NATO, by rozmawiać o szczycie warszawskim. I do Rady Europejskiej, by potwierdzić kluczową rolę Polski w UE. Zamiast wyjaśniania celów polskiej ofensywy dyplomatycznej (skądinąd ciekawej i rokującej nadzieje na sukces) słuchał, jak sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg odpowiadał na absurdalne pytanie o to, czy aby szczyt NATO na pewno odbędzie się w Warszawie. Czy stan demokracji w Polsce nie wymusi przeniesienia go do innego miasta? Z tego punktu widzenia stracone było również spotkanie z Donaldem Tuskiem, które koncentrowało się na namawianiu do przejścia na jasną stronę mocy.
DGP
4 Nie inaczej było w Parlamencie Europejskim. Lepiej, gdybyśmy mogli wysłuchać debaty o Nord Stream 2. Zamiast tego tłumaczyliśmy, czy przypadkiem Jarosław Kaczyński nie wychodzi naprzeciw Władimirowi Putinowi. Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski w rozmowie z Grzegorzem Osieckim opublikowanej w DGP tłumaczył niedawno, że wpadliśmy w rozgrywkę dążących do poszerzenia swoich uprawnień instytucji unijnych. Stąd gwar wokół Polski, którym nie ma się co przejmować.
DGP
5 Nawet jeśli tak jest, jego zadaniem było zapobieżenie takiej sytuacji. Szef MSZ powinien dbać o to, by Polska nie była kozłem w buzkaszi. W tej grze nie ma żadnych zasad, ale tylko pozornie jest ona prymitywna. Oprócz brutalności i siły liczą się sprawność, spryt oraz odpowiednio szkolone konie.
DGP
6 Szef dyplomacji – znawca kultury perskiej – ma tylko jedną cechę jeźdźca čapandazi. Jest brutalny. Reszty mu brakuje. Nawet „szkolonych koni”, czego dowiódł, dymisjonując szefa polskiego przedstawicielstwa przy UE Marka Prawdę. Zarówno minister spraw zagranicznych, jak i szefowa rządu zamiast skuteczności serwują Polakom sytuację z kawału o zagajniku, w którym zając pyta nieporadnego niedźwiedzia o to, czy dostał lanie w lesie. Ten, nieco zdezorientowany, odpowiada: „Eeeeeee. Jaki tam las. Parę drzew”.
DGP
Powiązane
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama