Mieliśmy przekonanie, że Kancelaria Prezydenta jest pomijana przy uzgodnieniach podejmowanych przez stronę rządową w sprawie wizyty w Smoleńsku - zeznał w poniedziałek w sądzie Jacek Sasin, wiceszef Kancelarii Prezydenta w latach 2009-2010, obecnie poseł PiS.

Sąd Okręgowy w Warszawie w poniedziałek kontynuuje proces b. szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasza Arabskiego i czworga innych urzędników, oskarżonych w trybie prywatnym przez część rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej o niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyty prezydenta z 10 kwietnia 2010 r.

"Organizatorem tego lotu, bez żadnej wątpliwości, była Kancelaria Prezesa Rady Ministrów" - podkreślił Sasin.

Świadek powiedział przed sądem, że uzgodnienia podejmowane przez rząd ze stroną rosyjską skupiały się - w jego ocenie - na ustaleniu szczegółów wizyty w Katyniu premiera Donalda Tuska 7 kwietnia 2010r., zaś pomijały wizytę prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r.

Wskazał w tym kontekście m.in. na pobyt w Rosji w końcu marca 2010 r. tzw. polskiej grupy przygotowawczej mającej organizować obie wizyty. Jak zaznaczył, członkowie tej grupy z Kancelarii Prezydenta uczestniczyli tylko w części tej wizytacji - nie byli na lotnisku, wizytowali jedynie cmentarz w Katyniu i pomieszczenia w Smoleńsku, w których miało odbyć się spotkanie prezydenta z Polonią.

Sasin podkreślił również, że na etapie przygotowań wizyty ani przedstawiciele BOR, ani 36. specpułku nie przekazywali żadnych "informacji odnośnie trudności, jakie mogłoby się pojawić w związku z lądowaniem w Smoleńsku, ani żadnych informacji dotyczących stanu lotniska, ani że jest ono nieczynne". "Gdyby tego typu informacje się pojawiły, nie byłoby to niczym dziwnym, już wcześniej podczas wizyt prezydenta organizowanych w kraju zdarzało się, czy to ze strony BOR czy pułku, że były informacje o konieczności wyznaczenia innego lotniska" - mówił.

Dodał, że brak takich informacji dawał podstawy do przeświadczenia, że "wizyta może bezpiecznie się odbyć".

Sasin powiedział, że tuż przed wizytą w Smoleńsku, 31 marca, odbyła się odprawa, na której również nikt nie informował o "żadnych poważnych trudnościach, na jakie napotyka organizacja tej wizyty". Dodał, że zgłaszane problemy dotyczyły trudności z uzyskaniem wiz przez członków delegacji.

Podsądni w tej sprawie nie przyznają się do zarzutów. Poza Arabskim pozostali oskarżeni to urzędnicy KPRM - Monika B. i Miłosław K. oraz ambasady RP w Moskwie - Justyna G. i Grzegorz C. Grozi im do 3 lat więzienia.

Oskarżycielami prywatnymi są bliscy kilkunastu ofiar katastrofy, m.in. Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna. W rozprawach uczestniczy dwóch prokuratorów, ale formalnie nie jako strona oskarżycielska, lecz w charakterze "rzecznika praworządności".

Prywatny akt oskarżenia złożono w 2014 r. - po tym, gdy cywilna prokuratura umorzyła prawomocnie śledztwo ws. organizacji lotów prezydenta i premiera do Smoleńska.

10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka. Śledztwo w sprawie początkowo prowadziła Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Postawiła ona zarzuty dwóm kontrolerom lotów ze Smoleńska (dotychczas nie zdołano im ich przedstawić) oraz dwóm oficerom rozwiązanego po katastrofie 36. pułku. W kwietniu br. śledztwo przejęła Prokuratura Krajowa z nowym zespołem śledczym. Własne śledztwo prowadzi strona rosyjska, która wiele razy podkreślała, że przed jego zakończeniem nie zwróci Polsce wraku Tu-154 i jego "czarnych skrzynek".