Zarówno Hillary Clinton, jak i Donald Trump z punktu widzenia interesów Polski są niewiadomą - ocenia politolog dr Bartłomiej Zapała. Gdy Clinton była sekretarzem stanu, odsunięto w czasie plany budowy tarczy antyrakietowej; z kolei w przypadku Trumpa polskie obawy budzą jego sympatie wobec Putina - dodaje.



We wtorek Amerykanie wybiorą 45. prezydenta USA. O ten urząd ubiega się nominowana przez Demokratów Hillary Clinton oraz nominowany przez Partię Republikańską (GOP) Donald Trump. Jak mówi PAP Zapała, jeśli chodzi o potencjalne miejsce Polski w ich polityce zagranicznej, kandydaci są niewiadomą i budzą pewne obawy.

"Hillary Clinton jeszcze jako sekretarz stanu, odpowiedzialna była za tzw. reset stosunków Stanów Zjednoczonych z Rosją. Ten reset dla Polski nie skończył się najlepiej, choćby ze względu na odejście Amerykanów od planów budowy tarczy antyrakietowej w Polsce. Porozumienie w tej sprawie wciąż obowiązuje, ale plany budowy tarczy zostały bardzo odsunięte w czasie" - mówi Zapała.

Jak przyznaje, polityka prezydenta Baracka Obamy w stosunku do Rosji się zmieniła, ale Hilary Clinton nie była już w tym czasie sekretarzem stanu. "Więc jaka będzie jej polityka wobec Rosji, trudno jednoznacznie powiedzieć" - dodaje ekspert.

Z kolei w przypadku Donalda Trumpa - zdaniem politologa - obawy wzbudzają jego sympatie wobec Putina oraz twierdzenia, że "odpowiedź NATO na potencjalne zagrożenie dla jego członków nie będzie automatyczna".

"Ta wypowiedź Trumpa nie odnosiła się bezpośrednio do Polski, bo on mówił o tym, że państwa powinny przekazywać istotną część swojego PKB na zbrojenia, a Polska należy do tych państw, które wywiązują się z tej deklaracji wobec Sojuszu Północnoatlantyckiego, ale odebrano to jako wyłom w NATO i z tego punktu widzenia, przynajmniej w naszym kraju, pojawiła się niepewność czy nowy amerykański prezydent będzie mocnym gwarantem dla naszego bezpieczeństwa" - ocenia Zapała.

"Te wybory są bardzo istotne dla Polski, choć Polska nie odgrywa w tych wyborach istotnej roli" - podkreśla ekspert. Jak dodaje, kandydaci na prezydenta nie zabiegali w szczególny sposób o głosy Polaków mieszkających w USA. "Myślę że większość Polonii opowiada się raczej za Donaldem Trumpem, ale to, w jakich stanach mieszkają, sprawia, że tak na dobrą sprawę, ich głos nie odegra istotnej roli. Patrząc na te największe skupiska Polaków - Chicago, czy Nowy York, te stany uznawane są za demokratyczne, więc elektorzy popierać będą Hillary Clinton" - tłumaczy Zapała.