Rząd wyraźnie zmniejszył prognozy wzrostu gospodarczego, choć zdaniem analityków nadal mogą być one trudne do zrealizowania. Przybywa bowiem czynników ryzyka. Przedłużono stan wyjątkowy, aresztowania trwają.
Turecka gospodarka coraz mocniej odczuwa skutki wszystkich zawirowań dotykających tego kraju – nieudanej próby przewrotu, powtarzających się ataków terrorystycznych oraz wojny domowej w sąsiedniej Syrii.
Premier Binali Yildirim obniżył w zeszłym tygodniu prognozy wzrostu gospodarczego na ten i przyszły rok, natomiast podniósł spodziewane stopy inflacji i bezrobocia. I tak, tegoroczny wzrost ma wynieść 3,2 proc., a nie 4,5 proc., jak rząd zakładał w styczniu, a w 2017 r. będzie to 4,4 proc. zamiast 5 proc. Inflacja na koniec tego roku wyniesie 7,5 proc., a w 2017 r. – 6,5 proc., czyli o pół pkt proc. więcej, niż dotąd planowano, ale w następnych dwóch latach powinna już spaść i utrzymać się na pożądanym poziomie 5 proc. Z kolei bezrobocie, które na koniec tego roku wyniesie 10,5 proc., nie spadnie do poziomu jednocyfrowego w przyszłym roku, lecz dopiero w 2019 r.
– Czy wzrost w wysokości 3–4 proc. jest wystarczający? To nie jest poziom, który zakładaliśmy. Doświadczyliśmy problemów związanych ze spadkiem liczby turystów i eksportu. Globalne negatywne czynniki też się na nas odbiły – wyjaśniał turecki premier. Ale jednocześnie podkreślił, że ten niższy od planowanego wzrost jest nadal dwukrotnie wyższy niż średnia światowa, z wyłączeniem Chin i Indii. Nowe prognozy to najgorszy możliwy scenariusz i może się okazać, iż rzeczywistość je zweryfikuje w górę, a dalszy cel – co najmniej 5-proc. wzrost w kolejnych latach aż do 2023 r. – pozostaje aktualny. Wysoki wzrost gospodarczy przez ostatnie kilkanaście lat jest jedną z głównych przyczyn popularności prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana. Deklarował on w przeszłości, że chce, aby do 2023 r. Turcja znalazła się w dziesiątce największych gospodarek świata (obecnie jest na 18. miejscu).
Ale analitycy wcale nie są przekonani, czy przedstawione liczby to aby na pewno najgorszy scenariusz. – Nawet skorygowane prognozy mogą być trudne do osiągnięcia – uważa Gökçe Çelik, główna ekonomistka Finansbank w Stambule. Podobne obawy ma Międzynarodowy Fundusz Walutowy. W przedstawionych w zeszłym tygodniu prognozach dla świata na ten rok przewiduje wprawdzie nieco lepszy wynik niż turecki rząd – 3,3 proc. – ale na przyszły ma bardziej pesymistyczne spojrzenie – tylko 3 proc. – Czynnikami hamującymi wzrost jest zwiększona niepewność w następstwie niedawnych ataków terrorystycznych i nieudanej próby przewrotu – napisali analitycy MFW.
Faktycznie w ciągu ostatnich kilku miesięcy liczba potencjalnych czynników ryzyka mocno się zwiększyła. O ile na początku roku główną troską inwestorów był spór Erdogana z ówczesnym szefem banku centralnego Erdemem Bascim o wysokość stóp procentowych, o tyle później doszły zmiana na stanowisku premiera, kolejne zamachy terrorystyczne przeprowadzane przez bojowników Państwa Islamskiego i kurdyjskich partyzantów, zaangażowanie wojskowe Turcji w Syrii, a także próba przewrotu z 15 lipca, której skutkami są obowiązujący do dziś – i przedłużony w zeszłym tygodniu o kolejne 90 dni – stan wyjątkowy oraz fala aresztowań domniemanych zwolenników spisku. Ze względu na te wszystkie sprawy we wrześniu agencja ratingowa Moody’s obniżyła ocenę wiarygodności kredytowej Turcji do poziomu Ba1, czyli spekulacyjnego, a jak się oczekuje, na początku przyszłego roku podobną decyzję może podjąć też Fitch (trzecia z wielkich agencji, Standard&Poors’s zrobiła to już wcześniej).
Yildirim zapowiedział, że rząd będzie kontynuował reformy, których celem jest zwiększenie konkurencyjności, wydajności i poziomu zatrudnienia, choć nie sprecyzował, jakie dokładnie ma plany. Zaznaczył jednak, że choć rząd planuje inwestycje w celu przyspieszenia wzrostu gospodarczego, nie będzie to prowadzić do nadmiernego deficytu budżetowego. – Dyscyplina fiskalna jest nieodłącznym elementem naszej gospodarki – mówił. Te inwestycje widać na zweryfikowanych prognozach deficytu budżetowego – w tym roku zamiast 1,3 proc. PKB sięgnie on 1,6 proc., a w przyszłym zamiast 1 proc. – 1,9 proc. – ale wciąż nie są to jakieś krytyczne poziomy. Poza tym od 2018 r. deficyt powinien znów spadać.
Mimo tych wszystkich problemów politycznych inwestorzy nie odwrócili się zupełnie od Turcji, choć po części wynika to z czynników od niej niezależnych. – Inne duże rynki wschodzące – Rosja, Brazylia, Iran – stanowią jeszcze większe wyzwanie ze względu na sankcje, recesję i paraliż polityczny. Inwestorzy widzą, że Turcja przechodzi trudny okres, ale ze względu na rozmiar tamtejszego rynku wciąż pozostaje atrakcyjna – mówi dziennikowi „Financial Times” Jonathan Friedman, analityk z firmy zarządzania ryzykiem Stroz Friedberg. Ale Turcja musi mieć w pamięci, że gwiazdy rynków wschodzących czasem upadają bardzo szybko, co widać na przykładzie wspomnianej Brazylii.
Ratingi spadają, rośnie za to bezrobocie oraz inflacja