Teraz duża część kierowców złapanych przez fotoradar na przekroczeniu prędkości unika kary. W zeszłym roku na 1 mln 169 tys. stwierdzonych naruszeń w tej kwestii, mandaty nałożono ponad 568 tys. razy. Skuteczność Inspekcji Transportu Drogowego wyniosła zatem niecało 60 proc. Ogromna rzesza ludzi unika kary m.in. dlatego, że kierowcy wskazują jako sprawcę fikcyjne osoby np. z Ukrainy. W efekcie pracownikom ITD trudno jest ostatecznie ustalić, kto jest sprawcą zdarzenia.

Nie unikniesz kary po złapaniu przez fotoradar

Rząd zamierza uszczelnić ten system. Opracowany przez ITD projekt zmian w przepisach trafił do Ministerstwa Infrastruktury. Zmiany są jeszcze konsultowane m.in. z kancelarią premiera. Ich ogólne założenia na posiedzeniu sejmowej komisji infrastruktury prezentował wiceminister infrastruktury Stanisław Bukowiec. DGP poznał dokładną propozycję mechanizm. - Schemat czynności wyjaśniających będzie następujący: rejestrujemy naruszenie i w toku prowadzonych czynności, przy dobrej współpracy właściciela pojazdu, mamy trzy miesiące na: nałożenie mandatu na kierującego za kierowanie, nałożenie mandatu na właściciela za niewskazanie, skierowanie wniosku do sądu lub pouczenie. Jeśli sprawa w ciągu tych trzech miesięcy zakończy się jednym z powyższych rozstrzygnięć uważamy ją za zakończoną. Jeśli jednak z różnych względów się to nie uda to po tych trzech miesiącach pojazd ląduje na czarnej liście i będzie widoczny dla wszystkich służb kontrolnych celem rozliczenia podczas kontroli na drodze – mówi DGP Stanisław Bukowiec. Dodaje, że wpisanie na ową czarną listę będzie się wiązać z zatrzymaniem dowodu rejestracyjnego. W takich przypadkach policja będzie musiała odholować auto na parking. - Nie możemy karać kierujących lub właścicieli pojazdu podwójnie więc albo grzywna lub wniosek do sądu w przeciągu trzech miesięcy albo czarna lista – zaznacza wiceminister Bukowiec. Liczy, że tzw. ustawa fotoradarowa w ciągu kilku tygodnie trafi do Sejmu a zmiany wejdą w życie za kilka miesięcy