Dziś głosowanie nad rezolucją wyrażającą zaniepokojenie sytuacją w naszym kraju.
Choć niektórzy eurodeputowani najwyraźniej naprawdę uważają, że sytuacja w Polsce to teraz najważniejszy problem Unii Europejskiej, w rzeczywistości sprawa schodzi z głównego nurtu. Wczorajsza debata w Parlamencie Europejskim była krótka, niewiele wnosiła w stosunku do poprzedniej i raczej nikogo nie przekonała do zmiany stanowiska. Nie zmienia to faktu, że PE przyjmie dziś projekt rezolucji wyrażający zaniepokojenie sytuacją w naszym kraju, bo popierają go największe frakcje parlamentarne.
Część wczorajszej sesji poświęconą Polsce właściwie trudno nazwać debatą – były to tylko wystąpienia przedstawicieli wszystkich frakcji parlamentarnych, których wymowę zresztą łatwo było przewidzieć, poprzedzone i zakończone oświadczeniami wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa oraz reprezentującego Radę Unii Europejskiej wiceministra spraw zagranicznych Słowacji Ivana Korczoka. Całość trwała niewiele ponad 50 minut, nie było głosów z sali ani odnoszenia się do poprzednich wystąpień, a wrażenie pewnej lokalności problemu potęgowało to, że spośród dziewięciu przemawiających w imieniu frakcji parlamentarnych było aż czterech Polaków, którzy siłą rzeczy byli związani z którąś ze stron sporu. Na taką formułę zdecydowano się, by ograniczyć głos mniejszych, zwłaszcza eurosceptycznych frakcji – podczas poprzedniej, styczniowej debaty głos zabrało 36 osób, a kilka krytycznych wobec Brukseli wystąpień odbiło się szerokim echem.
Zarówno występujący w imieniu Europejskiej Partii Ludowej Janusz Lewandowski, jak i przedstawiciel socjalistów, Włoch Gianni Pittella podkreślali, że debata nie jest skierowana przeciwko Polsce, lecz jest wyrazem troski o sytuację w naszym kraju. – To jest debata o nadużyciach obecnej władzy, które niosą poważne zagrożenia dla demokracji, rządów prawa i ostatecznie obracają się przeciw własnemu społeczeństwu. Tego, co jest złe, nie da się osłonić mandatem uzyskanym w wyborach, bo przecież Polacy nie głosowali na paraliż Trybunału Konstytucyjnego, który jest gwarantem przestrzegania prawa, nie głosowali na czystki w mediach publicznych. Polacy nie głosowali na niszczenie służby cywilnej, Polacy na pewno nie głosowali na nieuprawnioną ingerencję w prywatność i takie zmiany w prawie, które mogą prowadzić do nadużywania aparatu przymusu – mówił Lewandowski. – Dzisiejsza debata, jutrzejsza rezolucja to są świadectwa zaniepokojenia ze strony prawdziwych przyjaciół Polski – przekonywał.
Od podobnego zapewnienia zaczął szef socjalistów Gianni Pittella, ale całe jego bardzo emocjonalne i ekspresyjne wystąpienie dawało argumenty tym, według których instytucje unijne wszystko wiedzą najlepiej i traktują państwa członkowskie, szczególnie te z Europy Środkowo-Wschodniej, z wyższością. – My walczymy dla was, my walczymy z wami, a nie przeciwko wam. My walczymy o demokrację. Są pewne środki podjęte przez rząd polski, które zagrażają praworządnemu państwu, i dlatego my mamy obowiązek zadziałać. (...) To ustawy podjęte przez rząd Polski są sprzeczne z zasadami Unii Europejskiej, do której Polska należy – mówił Pittella.
Równie zgodne z przewidywaniami było wystąpienie Ryszarda Legutki w imieniu frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, który przekonywał, że prawdziwą przyczyną zajmowania się Polską nie są żadne nadużycia władzy, tylko to, że władzę w naszym kraju straciła mocno umocowana w unijnych strukturach Platforma Obywatelska. – Kieruje wami głębokie uprzedzenie do rządu polskiego i do wszystkiego, co ten rząd reprezentuje. Prawda jest taka, że jesteście państwo organicznie niezdolni do zaakceptowania faktu, że mogą istnieć rządy i partie, które różnią się od was poglądami i te poglądy mają dobre racje – mówił Legutko. Zarzucił też, że w rezolucji poruszane są sprawy, o których eurodeputowani nie mają wiedzy, zaś Komisji Europejskiej – iż zajmując się rzekomym łamaniem praworządności w Polsce, sama ją łamie, bo odgrywa jednocześnie rolę oskarżyciela, sędziego i egzekutora.
W wystąpieniach kolejnych, mniejszych frakcji też więcej było ideologii niż realnego odnoszenia się do faktów. Przykładem były np. wątki dotyczące rzekomego planu zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej w Polsce, które się pojawiły u Barbary Spinelli ze Zjednoczonej Lewicy Europejskiej i Judith Sargentini z zielonych, choć rząd Beaty Szydło żadnych takich planów nie przedstawił, a sprawy typu aborcja pozostają w wyłącznych kompetencjach państw członkowskich.
Na tę sprawę zwrócił uwagę przysłuchujący się debacie w Strasburgu wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł. – Rząd nie ma z tym (projektem zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej – red.) nic wspólnego, tymczasem PE już się tą kwestią zajmuje. To pokazuje, jak bardzo Parlament jest odklejony od rzeczywistości, która ma miejsce w Polsce i de facto nie interesuje go rozwiązanie sytuacji wokół Trybunału Konstytucyjnego, tylko zaognianie tego konfliktu – powiedział stacji RMF Warchoł.
Ani debata, ani końcowe zapewnienia komisarza Timmermansa: – Nikt mnie nie oskarży o działania przeciwko Polakom – raczej nikogo nie przekonały do zmiany stanowiska. W projekcie rezolucji, która zapewne zostanie dziś przyjęta, napisano o zaniepokojeniu przedłużającym się sporem o Trybunał Konstytucyjny i szybkimi zmianami w prawie. Jest także wezwanie skierowane do Komisji Europejskiej o uważne przyjrzenie się ustawie medialnej, antyterrorystycznej i o służbie cywilnej. Rezolucję popierają chadecy, socjaliści, liberałowie, zieloni oraz skrajna lewica, więc jej przegłosowanie będzie formalnością.