Będziemy honorować traktatowe zobowiązania wobec USA - zapewnił szef dyplomacji Filipin Perfecto Yasay we wtorek w wywiadzie radiowym. Odniósł się w ten sposób do słów prezydenta Rodrigo Duterte o konieczności wycofania z kraju amerykańskich żołnierzy.

Duterte oświadczył w poniedziałek, że stacjonujące na południu Filipin amerykańskie jednostki specjalne muszą opuścić kraj, ponieważ ich obecność mogłaby "skomplikować" ofensywę przeciwko powiązanym z Państwem Islamskim bojownikom z islamistycznej Grupy Abu Sajefa. Zarzucił również USA popełnienie zbrodni na muzułmańskiej ludności Filipin, w czasie kiedy były one amerykańską kolonią, i obarczył je odpowiedzialnością za niestabilność całego regionu.

Yasay oświadczył, że wypowiedź prezydenta nie powinna być rozumiana jako sygnał do rozwiązania podpisanego z Amerykanami w 2014 r. porozumienia wojskowego, na mocy którego amerykańskie jednostki mogą stacjonować na filipińskim terytorium, lecz stanowi wyraz troski o życie amerykańskich żołnierzy, szczególnie zagrożonych atakami terrorystów - donosi hiszpańska agencja EFE.

Amerykańskie władze poinformowały, że nie otrzymały żadnej oficjalnej prośby o wycofanie z Filipin swoich jednostek. "Będziemy konsultować się z naszymi filipińskimi partnerami w sprawie dostosowania naszego wsparcia do ich wymagań, jakiekolwiek one będą" - oświadczył rzecznik Pentagonu.

USA i Filipiny są tradycyjnymi sojusznikami i współpracują w ramach wspólnej strategii mającej na celu powstrzymywanie wzrostu wpływów Chin w regionie Morza Południowochińskiego.

Sam Duterte zapewnił we wtorek, że Filipiny nie zamierzają "przecinać pępowiny" łączącej je z sojusznikami, zastrzegając jednak, że państwo będzie podążać własną drogą - informuje agencja Reutera. "Nie jesteśmy (...) jakimś małym państwem, na które można krzyczeć lub które można pouczać" - stwierdził polityk w czasie spotkania z przedstawicielami filipińskich sił lotniczych.

W podobnym duchu wypowiedział się rzecznik prezydenta, Ernesto Abella, wyjaśniając, że podejmowane przez Duterte działania "mają na celu zakomunikowanie wszystkim, że musimy być gotowi do podążania własną ścieżką" - podaje Reuters.

Jak zauważa ta agencja, ostatnie wypowiedzi filipińskiego prezydenta mogą budzić niepokój Waszyngtonu o trwałość sojuszu z Filipinami.

Jeszcze przed apelem o wycofanie amerykańskich wojskowych z Filipin Duterte wywołał dyplomatyczny skandal, nazywając Baracka Obamę "sk...synem", po tym jak ten skrytykował sposób, w jaki filipińskie władze prowadzą walkę z kartelami narkotykowymi.