Donald Trump wybacza. Dowody na to w piątek siedziały w Gabinecie Owalnym po jego lewej stronie. W końcu wiceprezydent J.D. Vance porównywał go w 2016 r. do Adolfa Hitlera i nazywał „kulturową heroiną”, która chwilowo poprawia samopoczucie, ale nie rozwiązuje problemów. Mówił, że prędzej zagłosuje na swojego psa. Sekretarz stanu Marco Rubio był nieco delikatniejszy. Trumpowi zarzucał niestabilność, określał „najbardziej wulgarną osobą” i „szarlatanem”.

Dogmat o nieomylności Trumpa

Gdy obaj złożyli mu hołd, wszystko poszło w niepamięć. Teraz mają poważne stanowiska, dostęp do ucha prezydenta i wpływ na wielką politykę. Mają władzę, choć ceną są groteskowe klakierstwo, prymitywne kłamstwa oraz dogmat o nieomylności miłościwie panującego.

Wbrew pozorom walutą w Białym Domu niekoniecznie jest lojalność. Walutą są tanie pochlebstwa, prezenty, podkreślanie geniuszu i wyjątkowości republikanina. Wtedy jesteś słuchany i możesz coś ugrać. Nawet jeśli się pogubisz, taka ścieżka daje nadzieję na powrót do łask. Nie przepadam za wchodzeniem w psychikę Trumpa, ale jednogłośna ocena charakteru nowojorczyka przez jego byłych współpracowników nie bierze się z przypadku. By lepiej zrozumieć mechanizmy działania Białego Domu, musimy raczej sięgać po „Cesarza” Ryszarda Kapuścińskiego niż po opasłe tomy Henry’ego Kissingera.

Żydowskie lasery w kosmosie?

O tym, jak należy rozmawiać z Trumpem, wiedział Emmanuel Macron, wiedział Keir Starmer, wiedział też Wołodymyr Zełenski. Ukrainiec jednak nie wytrzymał. Było mu wyraźnie trudno odnaleźć się w cyrkowym otoczeniu. Zaburzył dekorum Gabinetu Owalnego i musi ponieść polityczne konsekwencje. Po ludzku można go zrozumieć, w trumpowskim świecie niczym z „Alicji w Krainie Czarów” łatwo o potknięcie. Tu prawda rozmywa się z fałszem, następuje koniunkcja sfer, mieszają się pojęcia i funkcje. Przykład? Pytanie o to, dlaczego Zełenski nie założył garnituru, zadał Brian Glenn, prywatnie partner Marjorie Taylor Greene, zajadle antyukraińskiej kongresmenki, która sugerowała, że za pożarami w Kalifornii stoją żydowskie lasery rozlokowane w kosmosie. Rubio, waszyngtoński polityczny wyjadacz, słuchając Glenna, coraz bardziej zapadał się w kremową kanapę. Gdyby z obrazu nad kominkiem w Gabinecie Owalnym nagle zszedł i przemówił Jerzy Waszyngton, nikt by się nie zdziwił.

Lekcja dla Zełenskiego

Faktem jest, że w tej magicznej krainie Zełenski ma fatalne notowania i coraz mniej przyjaciół. Elon Musk i Tucker Carlson, frontmeni i autorytety nowej prawicy, oskarżają go o niestworzone rzeczy, ścigając się z rosyjską propagandą. Laura Loomer, oficjalnie dziennikarka, a nieoficjalnie doradczyni Trumpa, zarzuca Zełenskiemu krzewienie nazizmu. Z takimi ludźmi ma do czynienia prezydent Ukrainy, z takimi musi układać sobie relacje. I choć czasem za twardymi słowami Amerykanów nie idą twarde działania, to stawka jest zbyt wysoka, by nie zdawać sobie z tego sprawy. Pod nogami nie ma gruntu, trudno odnaleźć się w kakofonii sprzecznych komunikatów i wróżeniu z fusów, w starciu tych, którzy uważają, że Trump gra w szachy 5D, z tymi, którzy uważają, że nie leci z nami pilot. W uniwersum republikanina nikt nie dba o bycie konsekwentnym, dzień wczorajszy to odległa przeszłość, a dziś jest czas na nowy biznes. Wszystko jest chwiejne, a wróg sprzed tygodnia może być jutrzejszym przyjacielem. To cenna lekcja dla wszystkich. Dla Putina, dla Zełenskiego. I dla Polski. ©℗