Jeżeli celem Hanny Gronkiewicz-Waltz było uspokojenie nastrojów mieszkańców Warszawy, bez wątpienia plan się nie powiódł. Prezydent stolicy musiała zmierzyć się z setkami obywateli, którzy żądają jej rezygnacji.

Już i tak napięta sytuacja związana z wydarzeniami wokół spraw reprywatyzacyjnych – w tym wokół działki przy Chmielnej 70, o której w ostatnich dniach informowaliśmy – stała się jeszcze bardziej krytyczna. I to przed rozpoczęciem obrad. Okazało się bowiem, że na sesję Rady Miasta Stołecznego Warszawy przyszło kilkuset mieszkańców, chcących zamanifestować swoje niezadowolenie z działań Hanny Gronkiewicz-Waltz. Sęk w tym, że salę obrad tak przygotowano, że kilkudziesięciu radnych miało dla siebie o wiele więcej miejsca, niż wielokrotnie większa liczba obywateli dla siebie. Wielu osób nie wpuszczono w ogóle, a ci obecni mieli przed sobą kilka godzin stania w tłoku. Miejsca dla radnych od tych dla mieszkańców oddzielał kordon straży miejskiej. Obywatele zaapelowali więc, by radni podzielili się powierzchnią sali i pozwolili wszystkim zgromadzonym na zajęcie bezpiecznego miejsca. Na to jednak zgody ze strony zarządzających miastem nie było.

Szybko okazało się zresztą, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie przyszła się przed obywatelami tłumaczyć, lecz przekonywać do swoich racji. Wskazywała, że to jej najbardziej spośród zgromadzonych zależy na wyjaśnieniu spraw reprywatyzacyjnych i że to tylko ona błagała o rozwiązanie tego problemu Sejm. Winni patologicznemu procederowi jej zdaniem są politycy Prawa i Sprawiedliwości z Jarosławem Kaczyńskim na czele.

Takie podejście spotkało się jednak ze zmasowaną krytyką zgromadzonych na sali aktywistów. Pojawiały się okrzyki, wśród których „złodziejka” był jednym z najłagodniejszych. Skandowano też, że „lokatorzy to nie PiS”. Prezydent ripostowała, że nie zwraca się w swojej wypowiedzi do mieszkańców Warszawy, lecz do opozycyjnych jej radnych.
Zachowanie zgromadzonej publiczności wyprowadziło z kolei z równowagi polityków Platformy Obywatelskiej. Jedna z radnych PO zaapelowała do strażników miejskich oddzielających ją od manifestujących, by „wywalić tę hołotę”.

A czy to, co najważniejsze, czyli sprawy związane z wyjaśnieniem nieprawidłowości przy reprywatyzacji posunęły się jakkolwiek do przodu? Klub radnych PO oraz prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz zaproponowali, by spośród miejskich polityków powołana została nadzwyczajna komisja, której zadaniem będzie wyjaśnienie wszystkich nieprawidłowości. Wszystkich, czyli tych od 1990 aż do dzisiaj.

Mieszkańcy przybyli na radę tę propozycję skwitowali jednak dwoma okrzykami. Po pierwsze: „dymisja, nie komisja”. Drugi brzmiał: „za późno”. Przewodniczący klubu radnych PO Jarosław Szostakowski jednak z mównicy przekonywał, że nigdy nie jest za późno.